Niklas i Ina, trzydziestolatkowie, którzy od wielu lat tworzą szczęśliwy (?) związek i spokojnie sobie żyją w Turku. On pracuje na uczelni, ona jest nauczycielką. A właściwie była, bo przechodzi żałobę po śmierci ojca i na nowo definiuje swoje życie. Niklas natomiast doświadcza kryzysu w pracy, próbuje pisać powieść, miota się między wyjazdami służbowymi i rekreacyjnymi, na których dominuje przygodny seks i hektolitry alkoholu. To życie dobrze usytuowanej fińskiej klasy średniej płynie sobie właściwie bez celu i bezrefleksyjnie, a nawet nużąco, bo ile można czytać o piciu, pieprzeniu się, rzyganiu, spaniu i tego typu ekscesach. Ciekawsze kwestie dzieją się w tej powieści w tle. To świat po ataku 9/11, w którym, gdzieś w tle, toczy się kolejna wojna, giną ludzie i pozostają okaleczone dzieci. To też świat, w którym małomiasteczkowi nacjonaliści głoszą swoje prawdy. I wreszcie świat, w którym wojna wcale jednak nie jest tak odległa, bo obecna w postaci okaleczonego dziadka, który przeżył ją na własnej skórze.
Ina i Niklas krążą w tym świecie, obijając się od spotkań, rozmów i doświadczeń. Zbliżają się do siebie i oddalają, prowadzą rozmowy mniej lub bardziej sensowne, na szczęście przetykane retrospekcjami, dzięki którym czytelniczka w jakiś sposób może umieścić ich działania w kontekście społecznym. Mimo to, czytając tę książkę, ciągle zadawałam sobie pytanie, do czego ta narracja zmierza. Co gorsza, zadawałam sobie to pytanie do ostatniej strony. To nie jest zła proza, ale jest to proza, która do niczego nie prowadzi. Owszem bawi się słowem, sytuacjami, nawiązaniami, kuriozami (gąsienica z gwoździem!), porusza nawet ważne tematy (samotność, komunikacja, miałkość życia, wojny), ale czyni to w sposób tak przypadkowy, że nie poruszyła we mnie żadnej struny. Owszem, to się dobrze czyta, ale nic poza tym. Abstrahując od treści, znalazłam tu wiele ciekawostek - choćby zaskakującą ilość słów na określenie penisa i czynności wykonywanych przez niego i z nim (chapeau bas dla tłumacza!), ale jednak w ostatecznym rozrachunku nie po to czytam książki.
Zarówno Ina jak i Niklas nie wzbudzili we mnie krzty sympatii, podobnie zresztą jak cała paleta innych mniej lub bardziej istotnych dla historii postaci, które pojawiają się znikąd i równie nagle znikają. Ha, nawet tytuł jest dziwny i w jakiś sposób może oddaje przesłanie tej książki, ale muszę się bardzo wysilić, żeby znaleźć dla niego gruntowne wytłumaczenie. Życie bohaterów toczy się bowiem wokół dolegliwości, głównie psychosomatycznych, ojciec Niklasa jest lekarzem, a jego hipotetyczna powieść także umieszczona jest w środowisku medycznym, ale co z tego? Przymiotnik "lekarska" jest dziwny, kanciasty (pewnie jak cała ta proza), owszem intrygujący, ale jednak to nie jest to.
To kolejna książka z serii Bałtyk, na której określenie nie przychodzi mi lepsze słowo niż dziwna.
Moja ocena: 2/6
Riku Korhonen, Powieść lekarska, tł. Sebastian Musielak, 532 str., Marpress 2022.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz