Poniemieckie mnie interesuje, choć jako Górnoślązaczka nie miałam z nim do czynienia w taki sposób, jak mieszkańcy Dolnego Śląska. Nawet moje studia we Wrocławiu niespecjalnie przybliżyły mnie do tej tematyki, zresztą wtedy to nie był czas na takie rozmowy. Odkąd jednak zajęłam się pojęciem poczucia hajmatu i tożsamości w orbitę moich zainteresowań wsunęło się także poniemieckie. Zapewne także ze względu na historię mojej teściowej, która poniemieckie zostawić musiała.
Mam wrażenie, że mam wiele wspólnego z Karoliną Kuszyk - formalnie (Wrocław, Berlin, niemiecki mąż) i w sferze zainteresowań, intuicji (patrz wyżej). Tę książkę zresztą kupiłam już dość dawno i nie wiedzieć czemu, tak długo czekała na lekturę. Przyznam od razu, że nie była to lektura szybka - spędziłam z tą książką kilka tygodni, nawet przerwałam ją na rzecz innych lektur, czego w zasadzie nigdy nie robię. Nie jestem przekonana, co spowodowało taki sposób czytania. Być może nierówność reportażu, być może nie każdy temat zainteresował mnie na tym samym poziomie, być może układ historii był dla mnie nie do końca zrozumiały i chaotyczny. Bo poza tym podobało mi się w tej książce wiele. Przede wszystkim nawiązania do wielu innych powieści, pamiętników, wypowiedzi - bardzo lubię takie osadzenie w kontekście, a nawet przypomniałam sobie, że moje pierwsze mentalne zajęcie się tematem poniemieckiego nastąpiło po lekturze "Dom dzienny, dom nocny" - jeszcze na studiach. Podobała mi się perspektywa - ludności napływowej, tych, którzy wychowali się wśród poniemieckiego i tych, którzy poniemieckie zostawili. Podobała mi się historia o porcelanie ze swastyką, o historii ucieczki Barbary, o rodzinie autorki, podobały rozmowy. Bolało serce i dusza, gdy czytałam o dewastacji, o bezmyślnym niszczeniu - uwielbiam artefakty przeszłości i pieczołowicie zbieram wszelakie rodzinne dokumenty, których jest zawsze za mało. Bolała brutalność historii, bezmyślność, powtarzalność. Całkiem nowy był dla mnie rozdział o malarstwie - nie miałam pojęcia o historii obrazów, które zdobiły niemieckie domy i cieszę się, że dowiedziałam się tyle nowego. Nie przeszkadzał mi wcale osobisty wymiar książki, co więcej był dla mnie wartością dodaną.
Nie wiem więc wciąż, dlaczego zwlekałam w trakcie lektury. Być może nie był to najlepszy czas w moim życiu. Fajnie byłoby mieć tę książkę w papierze - zajrzeć do bibliografii, wrócić do któregoś z rozdziałów, czytać na wyrywki. Mimo wszystko, polecam, warto wiedzieć, warto poznawać.
Moja ocena: 4/6
Karolina Kuszyk, Poniemieckie, 464 str., Wydawnictwo Czarne 2019.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz