Niepostrzeżenie przeczytałam tę dość opasłą książkę. Według blogowej zakładki czytam o U2, według poczynionych deklaracji czytam tajemniczą powieść, której recenzja ukaże się w najbliższym Archipelagu, a tak naprawdę dawałam się straszyć Theorinowi:) Prędko więc prostuję: U2 faktycznie na nocnym stoliku le ży ale tymczasowo książkę porzuciłam, tajemnicz ą powieść czytałam długo ale już skończyłam, a Theorina łyknęłam tuż potem. Teraz czytam kolejną lekturę dla Archipelagu, a zaraz po niej wracam wreszcie do normalnego blogowego trybu.
Przypomnę, że "Zmierzch" Theorina mnie nie zachwycił, więc po "Nocną zamieć" sięgnęłam głównie z racji stosownego wyzwania. I dobrze. Theorinowi udało się napisać powieść o wiele lepszą. Nie jest to typowy kryminał, zagadka i jej rozwiązywanie odsunięta jest na drugi plan, co więcej właściwie do końca powieści nie wiemy czy faktycznie istnieje powód szukania mordercy czyli ofiara.
Małżeństwo Joakim i Katerine Westin przeprowadzają się ze Sztokholmu na Olandię - pragną uciec od zgiełku i anonimowości wielkiego miasta. Na Olandii kupują stare domostwo, które wcześniej służyło latarnikom. Zamieszkują tam wraz z dwójką dzieci. Pasją Joakima i Katerine jest renowacja domów - chętnie kupują stare, zrujnowane domostwa z duszą, którym przywracają dawną świetność. Podobne plany mają wobec Åludden - domu na Olandii.
Równocześnie na Olandię przeprowadza się Tilda - policjantka, która rozpoczyna pracę na nowym posterunku.
Theorin wprowadza jeszcze trzeci wątek - trzech młodych mężczyzn ograbia olandzkie domy, opuszczone przez letników.
Długo trzeba czekać, by autor splótł te pozornie odrębne historie. Czekać jednak warto, bo w międzyczasie Theorin prezentuje nam głębokie studium żałoby, sypie z rękawa licznymi szwedzkimi legendami o życiu pozagrobowym zmarłych oraz czyni z Åludden i stojących nieopodal dwóch latarni morskich kolejnego bohatera powieści. Przy tym stopniowo buduje bardzo sugestywny nastrój - podczas czytania łatwo o ciarki na plecach - dom skrzypi, trzeszczy, nocą słychać głosy, szopa kryje tajemnicze pomieszczenia, a jedna z latarni, od dawna nieczynna, nagle zaczyna świecić, by zwiastować czyjąś śmierć.
Jest jeszcze nadchodząca olandzka zima - sroga, ciemna, surowa. Nie ona jest jednak najgorsza. Towarzyszy jej występujący tylko na tej wyspie fåk - zamieć tak mordercza, że nikt nie waży się wystawić nosa za drzwi, gdy szaleje. Theorin opisuje ją bardzo sugestywnie, zresztą nie tylko ją ale także chłodne, surowe krajobrazy, coraz krótsze dni zmierzające ku przesileniu zimowemu.
Zauważyłam, że Theorin rozbudował opisy - coraz skrupulatniej opisuje wnętrza czy przedmioty - mam nadzieję, że nie osiągnie tutaj rozmiarów opisów Larssona - szkoda by było.
Ukoronowaniem "Nocnej zamieci" jest zakończenie - zaskakujące jak na kryminał przystało. Miłym akcentem jest nawiązanie do poprzedniej powieści - ponownie spotkamy Gerlofa Davidssona.
Kolejny kryminał Theorina już się w Niemczech ukazał, zaraz zamówię sobie egzemplarz w bibliotece:)
Moja ocena: 5/6
Johan Theorin, Nebelsturm, tł.Kerstin Schöps, 447 str., Piper.