Mam ostatnio szczęście do ciekawych książek, a choroba umożliwia mi czytanie większych ilości. Po "odpracowaniu" kilkunastu czasopism, przyszedł czas na ogromny stos książek piętrzący się na nocnym stoliku. Zaczęłam od Krajewskiego i jak zwykle książka była świetna - "wciągnęłam" ją w jeden dzień. Ciekawa historia, świetny Eberhard Mock, tylko....książka jakaś krótka. Zaledwie ok. 250 stron, które dały mi wrażenie, że Krajewski się spieszył, że od strony ok. 150 gnał ku końcowi, że książka mogła pomieścić więcej. A może to tylko mój smutek, że czas pożegnać się z Mockiem?
piątek, 8 lutego 2008
"Dżuma w Breslau" Marek Krajewski
Mam ostatnio szczęście do ciekawych książek, a choroba umożliwia mi czytanie większych ilości. Po "odpracowaniu" kilkunastu czasopism, przyszedł czas na ogromny stos książek piętrzący się na nocnym stoliku. Zaczęłam od Krajewskiego i jak zwykle książka była świetna - "wciągnęłam" ją w jeden dzień. Ciekawa historia, świetny Eberhard Mock, tylko....książka jakaś krótka. Zaledwie ok. 250 stron, które dały mi wrażenie, że Krajewski się spieszył, że od strony ok. 150 gnał ku końcowi, że książka mogła pomieścić więcej. A może to tylko mój smutek, że czas pożegnać się z Mockiem?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz