Pratchetta czytam namiętnie od wielu lat. Za co go cenię? Nie będę oryginalna: za pomysły, za dwocip językowy, za liczne odniesienia do literatury czy współczesności, za parafrazy i za to, że ma tak świetnego tłumacza:) "Straż nocna" jednak nie zachwyciła mnie. Odbieram tę pozycję jako jedną ze słabyszch w cyklu Świata Dysku. Sam Vimes goniąc groźnego przestępcę w okolicach Uniwersytetu Magicznego wpada w inny czas. Ląduję kilkadziesiąt lat wstecz w Ankh-Morpork, w którym zawodu policjanta uczy się młody Sam i w którym nastały rewolucyjne czasy. Przestępca ląduje tam wraz z nim. Spotykamy kilku znanych nam bohaterów, którzy jednak są sporo młodsi. Ta książka to oczywiście ilustracja działania duchów rewolucyjnych i przewrotów państwowych - jak to u Pratchetta bywa, bardzo prześmiewcza. Mnie jednak lektura nie wciągnęła tak, jak zawyczaj. Nie szkodzi, kolejne dwa tomy już czekają na półce:)
Terry Pratchett, Straż nocna, tł. Piotr W. Cholewa, 336 str., Prószyński i S-ka 2008
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz