sobota, 13 grudnia 2008

"Nie było powrotu" Herbert Reinoss


Książkę skończyłam czytać już kilka dni temu i wciąż zastanawiam się jak ją zrecenzować. Tymczasem zabrałam się za czytanie czasopism, obserwując niekontrolowany wzrost książkowego stosu.
"Nie było powrotu" to zbiór opowiadań, relacji osób, które przeżyły wypędzenia z byłych rejonów niemieckich. Najpierw czytamy relacje osób, które srogą zimą 1945 roku same uciekały z Prus Wschodnich przed nadchodzącą armią rosyjską. W drugiej części swoje losy relacjonują osoby, które zostały wygnane ze swoich domów po wojnie. Tutaj najczęściej są to osoby z Dolnego Śląska. Trudno recenzować więc takie świadectwa. Każda z tych osób opowiada o własnych, trudnych losach, o chwilach zwątpienia i rozpaczy. Poznajemy relacje prostych osób, lekarza, mnicha, właścicieli ziemskich. Podejrzewam, że dla wielu osób są to fakty nieznane, obawiam się, że niewiele osób zdaje sobie sprawę w jak skandaliczny, poniżający i brutalny sposób wypędzano Niemców.
Książka skłania naturalnie do rozważań na temat sposobu i konieczności przeprowadzenia wypędzeń. Jak wspominałam, odbywały się one w skandalicznych warunkach bez poszanowania jakichkolwiek reguł. Los wypędzonych w Niemczech też nie należał do najłatwiejszych. Nie zadbano o ich asymilację i akceptację w społeczeństwie.
Temat wypędzeń wzbudza w Polakach wiele emocji, odnoszę wrażenie, że przeważa myślenie odrzucające jakiekolwiek poczucie winy, skoro to właśnie Niemcy rozpoczęli wojnę. Trudno uwolnić się od myślenia na osi winny-niewinny. To temat, który często pojawia się w moich myślach, który porusza i skłania do refleksji. Bliski mi także, gdyż doświadczyła wypędzeń rodzina mojego męża. Po przeczytaniu tej książki na pewno inaczej spojrzę na ich relacje. Chętnie wzięłabym udział w konstruktywnej dyskusji na ten temat, dyskusji popartej dobrze ugruntowanymi argumentami, reflesyjnej i pouczającej. Myślę, że to jeden z tematów, który należy poruszać. Dobrze więc stało się, że została wydana taka książka. Bardzo jednak żałuję, że sporo w niej niedociągnięć - ze strony tłumacza i redacji. Raziły mnie błędy czy to w tłumaczeniu nazw miejscowości, czy to niekonsekwencja w używaniu nazw polskich i niemieckich czy też dosłowne tłumaczenia niektórych wyrażeń.


"Nie było powrotu", pod. red. Herberta Reinossa, tł. Jola Zepp, 278 str., Replika 2008.

10 komentarzy:

  1. Książkę wpisuję na listę. Faktycznie panuje przekonanie, że skoro Niemcy rozpoczęli wojnę, to nie mają prawa mówić o cierpieniach, których również w niej doświadczyli. Myślę, że nie można zapominać o zwykłych ludziach, którzy może wojny nie chcieli, nie rozumieli, a przeszli wiele. Dlatego z chęcią przeczytam relacje tych zwykłych osób, szkoda tylko, że tłumaczenie szwankuje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Lilithin - myslę, że mimo to warto ją przeczytać. Podejrzewam, że wiele osób nie zwróci uwagi na te niedociągnięcia - to takie małe moje "zboczenie".

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy10:31 AM

    Czekałam, czekałam co napiszesz o tej książce. Właśnie skończyłam ksiazke o przesiedleniach Czeczenów, więc nie roztkliwiaj sie nad Niemcami. Widać, że temat stary jak świat,a polityka nie bawi się w sentymenty. Bardzo bym chciałam tę oto "twoją" przeczytać
    jolad6

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem czy się roztkliwiam? Na pewno nie porównywałabym cierpienia do cierpienia i zastanawiała kto miał gorzej.
    Masz na myśli "moją" książkę?

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowy3:10 PM

    hydrTak moja droga,"twoja książka"-uwielbiam takie wojenne tematy. I jeśli ją będę kiedyś czytać to napewno będę porównywać przesiedlenia Czeczenów i Niemców oraz uchodźców z Afganistanu.
    jolad6

    OdpowiedzUsuń
  6. Ok teraz rozumiem. Książkę mogę pożyczyć:)

    OdpowiedzUsuń
  7. A, tu jest przyczyna Twojej wypowiedzi u mnie! Jak to się stało, że skupiłam się tylko na blogu "teatralnym", a tu mnie nie było? Nie znam racjonalnego wytłumaczenia:)
    Tym samym nockę przedwigilijną mam z głowy:)

    Z mojego niewielkiego doświadczenia wynika, że bardzo ciężko rozmawia się o wypędzeniach z Niemcami, niezależnie od ich wieku. A chciałabym. Zastanawiam się, czy rozmowa taka mogłaby przybrać formę dyskusji, jak piszesz - w dyskusji są tezy i argumenty, a jak je stawiać wobec czyichś dramatycznych doświadczeń? Jak rozmawiać o racji i jej braku, gdy tematem jest czyjaś ucieczka ratująca życie? Na pewno możliwe i bardzo potrzebne jest przekazywanie po prostu relacji, jak w tej książce.
    Szokuje mnie rozpowszechnienie myślenia winni-niewinni i w ogóle PRL-owska propaganda związana z tymi sprawami, żyjąca np. we wnukach ludzi, którym była podawana.

    OdpowiedzUsuń
  8. Niekoniecznie Saro, na Twojego bloga zaglądam niezależnie od powyższego.

    Ja na te tematy mam okazję rozmawiać często, choćby dziś, bo jak pisałam mam w rodzinię osoby wypędzone. Ale zupełnie nie wyobraźam sobie stawiania tu tez i argumentów na osi racja-nie racja.

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam (oby mylne) wrażenie, że Twoje (moje zresztą też) podejście jest w Polsce jakby odosobnione. Dziś znowu: temat ten wypłynął wśród całkiem młodych ludzi, i znowu - winni/niewinni. Dlatego tu smęcę:) Po raz kolejny mnie zszokowało. Powtarzane, ba - cytowane nieomal propagandowe kawałki w ustach ludzi, którzy czasy PRL-u i jej propagandy spędzili w beciku.

    Matko kiedy to się skończy.

    OdpowiedzUsuń
  10. Saro, ostatnio jeszcze trochę myslałam na ten temat i doszłam do wniosku, że nie przypominam sobie propagandy, która jednak musiała być. Zamieszkując we Wrocławiu, gdzieś tkwiło we mnie, że to stare piastowskie miasto. Nie zdawałam sobie sprawy z historycznego chaosu na tych ziemiach, z wpływów i powiązań. Dopiero nawiązanie bliższych kontaktów z zachodnimi sąsiadami otwarło mi oczy. Podejrzewam, że niewiele na ten temat mówi się w szkole, więc i skąd ludziom się oczy mają otwierać? A wiadomo, każdy swego broni.....Tak gdybam, może nie mam racji?

    OdpowiedzUsuń