niedziela, 21 czerwca 2009

"Błogosławieni, którzy robią ser" Sarah-Kate Lynch


Czyta się tę książkę, tak jak się ogląda hollywoodzki film. Nie można oczekiwać ciekawego języka, wyrafinowanej treści czy głębokich przemyśleń. Lepiej się nastawić na bardzo lekką lektuę, idealną na plażę albo czytanie, nie wymagające nadmiernej koncentracji.
Na począku książki poznajemy bohaterów, każdego w innym rozdziale: dwóch straszych panów, wyrabiających na irlandzkiej prowincji najlepszy ser świata; wpadającego w alkoholizm yuppie, który właśnie stracił żonę i dziecko oraz młodą kobietę po przejściach, mieszkającą wraz z niekochającym ją mężem na odległej wyspie na Pacyfiku. Losy tych bohaterów są przewidywalne jak pogoda w tegorocznym czerwcu i naturlanie mniej więcej w połowie książki splatają się na wyżej wspomnianiej irlandzkiej farmie. Zbiegów okoliczności nie sposób zliczyć, tak samo jak niespodziewanych przeszkód, nie pozwalających na skonsumowanie związku głównym bohaterom. Żeby całkiem nie zniechęcić do książki oszczędzę cytowania popisów literackich pani Lynch i pochwalę ciekawe opisy produkcji sera. Podsumowując, można przeczytać ale nie mówcie, że nie ostrzegałam!

Sarah-Kate Lynch, Błogosławieni, którzy robią ser, tł. Dorota Malinowska-Grupińska, 319 str., Prószyński i S-ka.

6 komentarzy:

  1. Miałam po jej przeczytaniu podobne wrażenia. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda ale z drugiej strony cieszę się, że nie tylko mnie ta książka roczarowała.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wniosek zbiorczy: pani Lynch specjalizuje się w produkcyjniakach z branży spożywczej ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. mdl2 nic dodać, nic ująć.:))

    OdpowiedzUsuń
  5. bartles7:41 AM

    A mnie się podobała. Może nie najwyższych lotów, ale pozytywnie nastraja.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bartles mnie jednak te niskie loty bardzo zniechęciły.

    OdpowiedzUsuń