Pierwszą książkę ze Stellą w roli głównej przeczytałam w styczniu, o czym pisałam tu. W wyniku stosikowego losowania przypadł mi kolejny jej kryminał. Po przeczytanych ostatnio książkach Fitzka, ten kryminał wypadł blado. Trochę nudziła mnie tym razem postać Stelli, która poza pracą myśli tylko o imprezach, seksie (z obojętnie jaką płcią) i whiskey. Powieść znów rozpoczyna się od sceny masturbacji - czyli powtórka z rozrywki. Tym razem Stella zostaje zatrudniona przez sędzię sądu najwyższego, który podejrzany jest o zamordowanie kochanki w swoim biurze. Nietypowa sprawa - sędzia naturalnie wypiera się jakiejkolwiek winy, a Stella ma wszelkie podstawy, by mu wierzyć. Śledztwo prowadzi ją w świat amatorskiego teatru, w którym grała zamordowana kochanka sędzi. Pikanterii akcji dodaje motyw zaginionego przed wielu laty Islandczyka - uznano go wtedy za zamordowanego, winnych skazano. Tymczasem właśnie ta osoba zgłasza się do Stelli z prośbą o wyrobienie jej paszportu. Okazuje się, że powiązana jest ze aresztowanym.
Nie jest to może najbardziej wciągająca intryga ale czytelnik znów ma szansę dowiedzieć się wiele o współczesnej Islandii i to właściwie jest największą zaletą książki.
Poza tym zachęcać nie będę. Ultrakrótkie zdania nużą na dalszą metę, a akcja zbyt słabo wciąga, by zaliczyć tę książke do kanonu kryminałów. Mam na półce jeszcze jedną powieść Stelli, ale nie jestem przekonana czy powinnam poświęcić jej czas.
Stella Blómkvist, Der falsche Mörder, tł. Elena Teuffer, 315 str., btb.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz