Trzy wariacje na ten sam temat. Mężczyzna i kobieta siedzą w restauracji i rozmawiają - oboje poddenerwowani, prowadzą swoistą grę słowną. Autor rozgrywa tę scenę na trzy różne sposoby, kierując się rytmem bębnów, bolera i cza-czy. Każda kolejna opowieść dopełnia pierwszą. Cabrera Infante uzupełnia scenerię o liczne szczegóły, dostosowując narrację do rytmu muzyki. Najbardziej rozbudowana jest ostatnia opowieść, pełna odwołań do literatury, dygresji i rozważań. We wstępie autor zapowiada, że wspólnym elementem opowiadań jest ich miejsce - stara Hawana. Niestety samej Hawany jest mało, próżno szukać jej opisów i ducha.
Nie potrafiłam odnaleźć ani rytmu cza-czy, ani bolera w opowiadaniach - Cabrera Infante nie trafił do mnie, a raczej pozostawił pełną domysłów na temat treści trzech impresji. Piszę impresji, bo tym dla mnie te opowiadania są - uchwyceniem chwili i oddaniem jej nastroju.
Natomiast bardzo podoba mi się okładka, brawo dla wydawcy!
Moja ocena: 2/6
Guillermo Cabrera Infante, Moja wina, bo tańczyłem cza-czę, tł. Urszula Kropiwiec, 84 str., Muza.
Zgadzam się z Tobą, od razu zaczarowała mnie i okładka i tytuł :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że potem czeka rozczarowanie...
Pozdrawiam!
Tucha ale może to tylko ja tak tę książeczkę odebrałam. Podobno to wybitny pisarz...
OdpowiedzUsuń