piątek, 12 sierpnia 2011

"Die stolze Rebellin" Fatou Keïta


Przypadkowo trafiłam na tę powieść - do lektury skusiło mnie pochodzenie autorki, jeszcze nigdy nie miałam styczności z literaturą z Wybrzeża Kości Słoniowej.
Keïta opowiada historię Malimouny, która mieszka w małej wiosce wraz z matką. Szczęśliwe dzieciństwo kończy się w momencie, gdy dziewczynka przypadkowo unika obrzezania i w wieku czternastu lat zostaje wydana za mąż. Jej mężem okazuje się być starzec, znany w okolicy z zamiłowania do niezwykle młodych wybranek. Malimouna ucieka w noc poślubną, po tym jak mąż ją brutalnie gwałci. Szczęśliwe zrządzenia losu pomagają jej w stolicy znaleźć pracę jako opiekunka dzieci. Co rusz jednak prześladuje ją pech i szczęśliwe chwile się kończą, a Malimouna musi szukać nowego zajęcia. Los zaprowadza ją do Francji, gdzie kończy studia i zakochuje się w swoim nauczycielu. Wraz z nim wraca do ojczyzny, gdzie następują kolejne komplikacje..

Ta niewielka książka zawiera tyle niezwykłych zbiegów okoliczności i szczęśliwych przypadków oraz niespotykanych przeciwności losu, że możnaby nimi obdzielić kilkustetodcinkową telenowelę.
Domyślam się, że autorka chciała w swojej powieści zamieścić jak najwięcej problemów afrykańskich kobiet (obrzezanie, gwałt, brutalność mężczyzn, analfabetyzm) - Malimouna angażuje się w działania organizacji pomagającej kobietom, stąd pewnie tytuł ("Dumna rebeliantka"). Niewątpliwie istotnym aspektem jest także fakt jej powrotu do ojczyzny i rozpoczęcia działalności właśnie tam.

Niestety niedociągnięcia warsztatu pisarskiego są zbyt duże, by książka mogła się podobać. Dodatkowo nie mogłam się oprzeć wrażeniu wtórności wobec "Kwiatu pustyni". Fatou Keïta jest autorką książek dla dzieci i mam wrażenie, że przy tym gatunku literackim powinna pozostać.

Moja ocena: 2/6

Fatou Keïta, Die stolze Rebellin, tł. Sigrid Groß, 166 str., Ullstein

10 komentarzy:

  1. Sądząc po twej recenzji i wyjątkowo słabej ocenie, raczej też sobie odpuszczę tę pozycję. Dzięki za cynk.

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że jako europejczycy mamy bardziej wysublimowany gust literacki i wymagamy czegoś więcej.
    Wydaję mi się jednak, że poruszanie tak ważnych problemów jest dobrym znakiem.
    Może dla osób mieszkających w tamtych okolicach książka będzie niosła nadzieję.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cyrysiu IMO nie warto.
    Biedronko tematyka ciekawa ale niestety tu nawet nie można móić o guście literackim, bo książka jest wyjątkowo słaba. Myślę jednak, że nadzieję powieść może nieść.

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda, że książka okazała się taka słaba. Ja podczas lektury miałam skojarzenia - ale tylko troszkę - z "Someone Else's Garden" Dipiki Rai, jednak przypuszczam, że Rai pisze lepiej. Nie czytałam "Kwiatu pustyni", ciekawa jestem czy sama Keita czytała...
    Myślę, że w przypadku literatury kraju, który nie może się pochwalić wieloma pisarzami i w którym poziom edukacji jest przeraźliwie niski, a analfabetyzm powszechny, trzeba zastosować inne standardy oceny (jak napisała Biedronka). Jeśli tę książkę mają czytać obywatele z Wybrzeża Kości Słoniowej, to pewnie autorka myślała, że dobrze by było, gdyby KAŻDY mógł się, może nie identyfikować z treścią, ale znaleźć w niej coś dla siebie. I wyszło za dużo tego wszystkiego. I pewnie do samego stylu mało który mieszkaniec tamtego kraju będzie miał jakieś obiekcje, ważniejsza chyba tam jest treść.

    OdpowiedzUsuń
  5. Chihiro myślę, że i Ty i Biedronka możecie mieć rację. Styl jest naprawdę bardzo prosty, fabuła cieniutka ale faktycznie osoba o niezbyt wysokim poziomie edukacji będzie miała szansę książkę przeczytać bez problemu. Mnie jakoś tylko trudno zakładać, że iworyjski czytelnik ma być "gorszy" od europejskiego i trudno przykładać inną miarę, abstrahując od faktu, że nawet nie jestem w stanie widzieć tej ksiązki jego oczyma. Po rewelacyjnych książkach Ngozi Adichie, jestem być może rozpieszczona i oczekiwałam czegoś naprawdę dobrego.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie, oczywiście, że nie "gorszy", ale inny. Nigeria w porównaniu z Wybrzeżem Kości Słoniowej to kraj wielce rozwinięty, ma nieźle funkcjonującą gospodarkę, niezłe uczelnie, sporą grupę wykształconych obywateli, którzy - można powiedzieć - są "światowi". Z Wybrzeżem tak nie jest, o ile się orientuję.
    Najpewniej Keita jest po prostu słabą pisarką, sprawdziłam, że chodziła do szkoły we Francji, potem w Wielkiej Brytanii i USA, a studiowała w Abidjanie na Wybrzeżu Kości Słoniowej. Ngozi Adichie to klasa sama w sobie, ma za sobą studia różnorakie w USA: nauki polityczne, lreatywne pisanie, komunikację i African Studies. Na pewno wszystkie kierunki pomogły jej pisać tak świetne książki.

    OdpowiedzUsuń
  7. DorotaSK9:52 PM

    Witam, to mój pierwszy post na tym blogu i od razu pozwolę sobie nie zgodzić się z niektórymi wypowiedziami. Twierdzenie, jakoby Europejczycy mieli bardziej wysublimowany gust i większe wymagania literackie niż Afrykańczycy jest, moim zdaniem, co najmniej wątpliwe. Wprawdzie nie czytałam powieści Fatou Keïta, ale nie wydaje mi się, aby autorka chciała dostosować swój styl do poziomu czytelniczego swoich rodaków. Sądzę, że jej książka jest raczej wynikiem zapotrzebowania Zachodu na (tanią) egzotykę. Pewnie Keïta liczyła na zainteresowanie europejskich czytelników, którzy częściej sięgają po książki potwierdzające stereotypy na temat Afryki. Świetnie podsumował to zjawisko kenijski pisarz Binyavanga Wainaina. http://www.granta.com/Magazine/92/How-to-Write-about-Africa/Page-1. Przykładem na to jest m.in. cykl o „Białej Masajce” Corinne Hofmann, który mimo topornego stylu i kiepskiej fabuły bije rekordy popularności (notabene w Kenii autorka nie jest zbyt popularna, zwłaszcza że Samburu nazywa Masajami :). Podobne sukcesy odnoszą też Alexander McCall Smith czy Wilbur Smith. Ich „afrykańskie” powieści nie są najwyższych lotów, a mimo to doskonale trafiają Europejczykom do gustu. Natomiast wybitni pisarze z Afryki, którzy jednak nie piszą pod publikę, np. Ngugi wa Thiong’o, Noblista Wole Soyinka czy Ahmadou Kourouma (właśnie z Wybrzeża Kości Słoniowej) są w Europie praktycznie nieznani.
    Kolejna kwestia to związek pomiędzy poziomem rozwoju gospodarczego a twórczością literacką. Nie twierdzę, że nie istnieje, ale nie jest on dla mnie tak oczywisty. No bo jak wyjaśnić fakt, że Zimbabwe może się poszczycić tyloma utalentowanymi pisarzami (np. Dambudzo Marechera, Chenjerai Hove, Yvonne Vera czy Tsitsi Dangarembga)?

    I jeszcze a propos Adichie: tutaj jest ciekawy odczyt m.in. na temat postrzegania Afryki przez ludzi z Zachodu i powstawania stereotypów:
    http://blog.ted.com/2009/10/07/the_danger_of_a/

    OdpowiedzUsuń
  8. Dorota, masz absolutną rację. Ja zastosowałam spory skrót myślowy pisząc o różnych standardach. I nie chodziło mi o związek gospodarki z literaturą, a raczej poziom edukacji. W wielu krajach gorzej rozwiniętych kładzie się nacisk na wykształcenie inżynierów i lekarzy, a nie pisarzy.
    Zapewne Keita pisze po prostu kiepsko, a że zyskała wzgląd w to, czego oczekują czytelnicy zachodni, napisała coś specjalnie dla nich. I chodzi o przeciętnych czytelników, bo przecież wybitni pisarze afrykańscy unikający stereotypowego spojrzenia i kierujący swe książki do wymagających czytelników też są chętnie czytani: Wole Soyinka, Tayeb Salih czy właśnie Ngugi wa Thiong’o. Nie czyta ich czytelnik masowy, książek tych autorów nie znajdzie się w ofercie "3 for 2", ale jednak pisze się o nich w Wielkiej Brytanii, zaprasza za spotkania (sama byłam na spotkaniu z Soyinką). O "Białej Masajce" za to angielska prasa, o ile dobrze mi się wydaje, w ogóle nie pisała.

    Ja dziękuję za link do przemówienia Ngozi Adichie. Czytałam już komentarze na jego temat, wypowiedzi jakichś pisarzy, ale samego przemówienia nie słyszałam. Kiedyś Pankaj Mishra też napisał w Guardianie bardzo ciekawy felieton, zahaczając o podobny temat, o oczekiwaniach zachodnich czytelników względem tzw. "literatury narodowej": http://www.guardian.co.uk/books/2009/nov/28/pankaj-mishra-column-review

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeszcze coś mi się przypomniało :) Jedno z opowiadań Ngozi Adichie w cudownym zbiorze "The Things Around Your Neck" dotyczy właśnie tej kwestii, percepcji "autentyczności" Afryki. Bohaterka jest na tygodniowych warsztatach pisarskich w RPA w gronie Afrykańczyków różnych narodowości i pisze opowiadanie autobiograficzne, które dostaje etykietkę nieautentycznego.

    OdpowiedzUsuń
  10. Chihiro, rozumiem i w pełni się z Tobą zgadzam:)
    Dzięki za linka do artykułu Mishry. Jak widać stereotypy na temat różnych kultur i ich odzwierciedlenia w literaturze pokutują na wszystkich kontynentach. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że czytelnicy będą coraz bardziej wybredni i nie pozwolą sobie wcisnąć miernoty.

    Nie czytałam wszystkich opowiadań Adichie z najnowszego zbioru (tylko te, które były dostępne w Internecie), ale to jedna z moich ulubionych afrykańskich autorek, więc na pewno kiedyś po nie jeszcze sięgnę.

    OdpowiedzUsuń