wtorek, 24 kwietnia 2012

"Szkarłatny płatek i biały" Michel Faber



Od dawna spoglądałam na to opasłe tomiszcze i nie miałam odwagi (ochoty?), by rozpocząć lekturę. A teraz zdradzę wam, dlaczego tak rzadko pojawiałam się ostatnio na blogu.... Czytałam! I czytałam, i czytałam, i czytałam...... Gdy dotarłam do dwusetnej strony bliska byłam zwątpienia, zwłaszcza gdy widziałam jaka to szczupła część całej powieści. Moje wydanie ma ponad tysiąc gęsto zadrukowanych stron! Ale czytałam dalej, a gdy przeczytałam kolejne dwieście stron, żadna siła nie była w stanie oderwać mnie od lektury!

Faber umieścił akcję powieści w dziewiętnastowiecznym Londynie - narrator (z innych recenzji ze zdumieniem dowiedziałam się, że to narratorka!) zabiera nas na przechadzkę po najbiedniejszych ulicach. Poznajemy Caroline - prostytutkę, która mieszka i pracuje w obskurnym, zimnym pokoju, klepiąc biedę. Najważniejszym jednak jest to, że doprowadzi nas do Sugar - słynnej koleżanki po fachu. Sugar słynie z inteligencji, zdolności prowadzenia konwersacji oraz z faktu, że spełnia każde życzenie klienta. Np. Williama Rackhama - nieporadnego właściciela stworzonej przez ojca fabryki mydeł i perfum, nieudacznika, wałkonia mającego o sobie wysokie zdanie. Rackham jest zafascynowany Sugar do tego stopnia, że pragnie ją mieć na wyłączność. To życzenie natomiast skłania go do przyłożenia się do pracy i ostatecznego przejęcia pałeczki od ojca. Ten wyniosły dandys staje się nie znającym skrupułów biznesmenem. Dzięki temu posunięciu "wykupuje" Sugar. Dodać jednak należy, że Sugar sumiennie pracowała na ten skok na społecznej drabinie. Pracę prostytutki rozpoczęła jako trzynastolatka, zmuszona została do niej przez własną matkę, która w roli sfiksowanej burdelmamy ciągle ma oko na swój najlepszy kąsek. W ciągu pięciu lat prostytucji Sugar wypracowała swój własny styl. W wolnym czasie natomiast pisze powieść, w której mści się na całym rodzie męskim. Gdy spotyka Rackhama wyczuwa w nim potencjalnego wybawcę i roztacza swój cały czar, by dopiąć celu. 

Powieść Fabera ma wiele mocnych stron. Przede wszystkim niezwykle wierne (na ile jestem w stanie to ocenić) oddanie życia w ówczesnym Londynie. Zrobił to tak świetnie, że potrafił zainteresować kogoś, którego ta epoka zupełnie nie kręci, czyli mnie;) Z przyjemnością zamieszkałam na ponad trzy tygodnie w świecie turniur, dorożek, pijawek i guwernantek. Faber nie szczędzi detali, opisuje życie wszystkich warstw społecznych, nie bojąc się nieeleganckich szczegółów i dosadnych sformułowań. Zwłaszcza ten fakt jest warty podkreślenia - bohaterowie co rusz wdeptują w końskie łajno, śmierdzą wsunięte pod łóżko nocniki, czy wylewane na ulicę ekskrementy. Mnie przede wszystkim wciąż na nowo zdumiewa przepaść czy też cywilizacyjny skok jaki dokonał się w ciągu stu lat. Wszak to tak niewielki okres czasu, a ówczesne warunki życia, poziom medycyny czy status kobiet są nam tak odległe jak średniowiecze. 

Wspomnieć muszę też o bohaterach - bo nie tylko Sugar i William odgrywają rolę w Płatku. Faber bardzo dobrze szkicuje sylwetki Agnes (chorej żony Williama), ich córki Sophie, brata Williama oraz jego przyjaciółki. Każda z tych postaci ma niezwykle umiejętnie zarysowany charakter. Bardzo podobało mi się, że nie ma tu bohaterów idealnych. Każdy ma wiele wad i potrafi być niezwykle irytujący. Choć musze przyznać, że szczególną antypatię odczuwałam do Williama (która nie przeszła mi do końca powieści i słusznie) i poniekąd Agnes. Właściwie tylko Sugar nie wzbudzała we mnie negatywnych odczuć, za to często zaskakiwała swoimi decyzjami! 
Wydaje się, że Faber ze szczególną starannością stworzył postaci kobiecie. Sylwetki Sugar, Agnes oraz Emmeline Fox to wręcz studia psychologiczne kobiecej duszy. 

Najbardziej zdumiał mnie zabieg wprowadzenia narratora, który czytelnika bierze pod rękę i oprowadza po Londynie. Później narrator znika na jakiś czas, jego wtręty są bardzo sporadyczne, by wrócić znów na końcu. Niespecjalnie przepadam za zabiegami tego typu, w "Płatku" nie razi on jednak bardzo mocno.

Polecam wam tę powieść. Dajcie się skusić idei slow reading:) Na pewno w tym czasie przeczytałabym pi ęć innych książek, goniąc za liczbami albo redukcją stosu ale już od dawna planowałam odpuścić (nie gonienie za liczbami, bo to mnie nie dotyczy) i rozsmakować się w jednej lekturze na wiele tygodni. Szkarłatny płatek i biały nadaje się do tego idealnie!

Moja ocena: 5/6

Michel Faber, Das karmesinrote Blütenblatt, tł. Hans-Ulrich Möhring i Claus Varrelmann, 1056 str., List Verlag 2004.

10 komentarzy:

  1. Zainteresowałaś mnie:) Uwielbiam takie grube tomiska, uwielbiam Londyn w literaturze, fabuła też wydaje się ciekawa. Poza tym ostatnio coraz częściej zauważam, że bohaterowie zakreślani są bardzo powierzchownie, więc jeśli mówisz, że w "Szkarłatnym płatku i białym" jest inaczej, to jestem już przekonana:)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. O, to coś dla mnie, lubuję się w grubych, obszernych tomiszczach ;) Ostatnie z jakim miałam do czynienia to 'Doktorzy' Segala, ale gdzie im tam do tysiąca stron :)
    Z chęcią oderwę się od rzeczywistości i zamieszkam w świecie turniur, dorożek i guwernantek, jeśli tylko będę miała okazję :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Karolino miło:)
    Evito zachęcam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem w trakcie lektury Historii staroświeckiej Magdy Szabo. Nie jest ona co prawda aż takim tomiszczem, liczy nieco ponad 400 stron, choc pisane malutką czcionką za co gotowa byłabym zrobic coś nieprzyjemnego z wydawcą, bo męczę się nad drobnym druczkiem okrutnie, ale czyta się ją powolutku. Przynajmniej ja nie umiem przez nią przebrnąc szybko. pierwsze sto stron szło, jak po grudzie, zawikłane historie rodzinne, węgierskie nazwiska wykrzywiające buzię, wzajemne koligacje i powiązania, aż nagle coś zaskoczyło i zaczęło wciągac coraz głębiej. Teraz dawkuję sobie lekturę po trochu. Świętnie zarysowane postacie, niesamowity klimat, no i wszystko oparte na historiach rodzinnych autorki. Tak więc rozumiem znakomicie twoją relację, a książkę dopiszę do listy do poszukania, o ile została wydana po polsku. A taki niepozorny tytuł

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Guciamal- co do szabo- postaci niesamowite, podpisuję się rękami i nogami.
      Faber został wydany po polsku, natomiast mi jakoś nie przypasował, chyba przez to odbrązowianie epoki na siłę:(.

      Usuń
    2. Gucia została, została:) Ja "Staroświęcką" będę czytać jako następną:)

      Usuń
  5. Zawsze ciężko mi jest się zabrac za te grubsze książki. Czasem brakuje czasu, a najczęściej po prostu trochę mnie one przerażają. Bywa, że po prostu sięgam po coś obok.
    Książka nie dla mnie, ale recenzja jak zwykle na wysokim poziomie ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Anonimowy1:34 AM

    czytalam! wieki temu, ale w pamieci pozostaly pozytywne wspomnienia...

    pozdrawiam :)
    Kwiecia

    OdpowiedzUsuń