poniedziałek, 8 października 2012

"Wyspa klucz" Małgorzata Szejnert



Wiele razy na blogu wspominałam, że pasjami czytam Duży Format. Jestem fanką reporterów związanych z Gazetą Wyborczą, ślepo rzucę się na każdą ich książkę. Wyspa klucz dodatkowo ma dla mnie szczególne znaczenie - jednym z moich hobby (ostatnio niestety zaniedbanym) jest genealogia. Siłą rzeczy wiele razy zetknęłam się już z Ellis Island. Niewielką wysepką o ogromnym znaczeniu.

Położona na rzece Hudson, w pobliżu Statuy Wolności, niepozorna wyspa odegrała ogromną rolę w historii amerykańskiej emigracji. To tutaj przypływały statki z Europy wypełnione po brzegi emigrantami, którzy niepewnym krokiem schodzili na ląd i poddawali się długiej procedurze oględzin i badań, by wreszcie usłyszeć słowa decydujące o ich dalszym życiu.
Sięgając po książkę Szejnert spodziewałam się opowieści o losach przybyszów, a wystarczyło uwierzyć tytułowi, bo głównym bohaterem jest właśnie Ellis Island.

Autorka koncentruje swoją opowieść wokół losów wyspy - bohaterkę poznajemy gdy była małą zabagnioną wyspeką należącą do Indian Lenni Lenape. To właśnie przemiany, wzrost znaczenia i jej wielkości, jej rola i pracownicy odgrywają najważniejszą rolę w książce. Emigranci przewijają się w tle, ale to nie ich relacje cytuje autorka, a wypowiedzi osób, które na wyspie ich przyjmują. Szejnert przybliża nie tylko losy komisarzy wyspy (także te przed i po objęciu tego stanowiska), ale pochyla się nad szeregowymi pracownikami, którzy byli najbliżej przybyszów. Dzięki ich wypowiedziom, wyłania się obraz koszmarnych przepraw przez Atlantyk, wielogodzinnych procedur wjazdowych, uwłaczających badań, a przede wszystkim lęku przed nowym.

Mnie oczarowały zdjęcia - kocham stare fotografie! Cudowne, czarno-białe ujęcia ukazujące emigrantów i budynki na Ellis Island zatrzymały mnie na długi czas. Trzeba przyznać, że czytanie o rozwoju wyspy nie jest najbardziej pasjonującym zajęciem i przez pierwszych kilkanaście stron dopasowywałam się do rytmu książki, ale właśnie fotografie oraz nietuzinkowa perspektywa, z której autorka opisuje rolę wyspy, czynią z tej książki lekturę, powiedziałabym nawet, pasjonującą.
Wiecie jak wielką ochotę miałabym na przeglądanie zapisków i relacji zarówno emigrantów, jak i pracowników wyspy! Szejnert bowiem nie zaspokoiła mojej ciekawości, co więcej dopiero ją na dobre rozbudziła!

I powtórzę jeszcze raz reporterzy Wyborczej to dla mnie najwyższa klasa - chylę czoła.

Moja ocena: 5/6

Małgorzata Szejnert, Wyspa klucz, 315 str., Wydawnictwo Znak 2009.

4 komentarze:

  1. Anonimowy11:36 AM

    Dziękuję Aniu za tę recenzję. Wahałam się, czy kupić sobie tę książkę, a Twoja recenzja przekonała mnie, że warto.
    Szkoda, że moi rodzice "zapominają" zbierać dla mnie Duży Format, bo i ja bardzo cenię reporterów Wyborczej.
    Renata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Renato, książkę chętnie pożyczę! A DF też moge składać. Wiesz, że mam dla Ciebie już ogromny stos WO? Doczytam DF i nie wyrzucę tylko zostawię dla Ciebie, ok?

      Usuń
  2. Na zajęciach czytałam fragmenty tej książki i chciałabym do niej wrócić, przeczytać w całości.

    OdpowiedzUsuń