Któż nie słyszał o słynnej route 66, łączącej Chicago z Los Angeles? Wybrałam się z Dorotą Warakomską na przejażdżkę tą drogą - kosztowało mnie to nieco samozaparcia, bo nie pałam aż takim entuzjazmem do USA jak autorka. Co więcej liczne pobyty i podróże w tym kraju mój zapał skutecznie zmniejszyły. Uściślę - kocham amerykańskie krajobrazy, parki stanowe i narodowe ale jest w tym kraju jeszcze więcej rzeczy, których nie kocham:(
Dlatego zachwyt i podziw Warakomskiej mnie zaciekawiły - po lekturze rozumiem ich źródło, ale nadal nie podzielam.
Autorka jadąc słynną drogą opisuje jej historię ale to nie jest powieść tylko o route 66, to przede wszystkim opowieść o ludziach, mieszkających przy niej. Legendę drogi tworzą bowiem jej pasjonaci, którzy prowadzą hotele, restauracje, bary, sklepy przy niej, którzy nie zwątpili w jej magię po powstaniu autostrad i drastycznym spadku ruchu drogowego. Ciekawość Warakomskiej i naturalna gadatliwość Amerykanów pozwalają jej poznać wiele burzliwych historii, często bardzo intymnych. Podziwiam autorkę za jej zdolność rozmowy, a przede wszystkim słuchania oraz autentyczne zainteresowanie drugim człowiekiem.
Droga 66 ma ogromny ładunek poznawczy - autentycznie cieszyłam się, że mogłam się dowiedzieć tylu ciekawostek o tej niezwykłej drodze, równocześnie z przyjemnością rozpoznawałam znane mi miejsca. Kiedyś nawet mieliśmy pomysł wybrania się w trasę właśnie tą drogą ale nigdy go nie zrealizowaliśmy. Na razie wystarczą mi te fragmenty, które przejechaliśmy, ale może kiedyś zdecydujemy się na wyprawę śladem Warakomskiej.
Wszystkich entuzjastów drogi 66 łączy głęboka wiara w to, co robią. Każda z nich podsumowuje opowieść o własnym losie słowami, że siłę do życia i szczęście dało jej robienie tego, co kocha. Nie mogłam pozbyć się uczucia płytkość tych twierdzeń - nie potrafię tutaj odnaleźć siebie, ani podzielić entuzjazmu. Warakomska opisuje wiele tragicznych losów ale chyba każda z postaci ma niebywałą siłę walki i stawiania czoła przeciwnościom. Nie potrafię w tym odnaleźć szczerości - wiem, że teraz bardzo generalizuję - ale to jedna z cech Amerykanów, której nie rozumiem i nie lubię. Męczy mnie ten optymizm i zalatuje powierzchownością.
Nie ma to jednak nic wspólnego z książką Warakomskiej, które jest dobra i ciekawa. Wspomniana już wartość poznawcza to dla mnie ogromny atut - Droga 66 to wręcz literacki przewodnik.
Książki wysłuchałam - do głosu i sposobu czytania autorki szybko się przyzwyczaiłam. Jej nieco beznamiętny ton przeszkadzał mi tylko przez kilka pierwszych minut, niestety do ostatniego rozdziału o zgrzytanie zębów doprowadzała mnie angielska wymowa Warakomskiej. Naprawdę nie oczekuję perfekcyjnej znajomości języka, ale ja zwyczajnie wiele razy musiałam dwa razy się zastanowić jakie słowo autorka wymawia. Nawet z tytułowej drogi zrobiła wibruj ące i krótkie rut. Siłą rzeczy reportaż naszpikowany jest angielskimi wtrętami, więc przysłowiową gęsią skórkę i zgrzyt zębów miałam niestety co chwilę.
Moja ocena: 4/6
Dorota Warakomska, Route 66, 408 str., WAB 2012.
Wszystkich entuzjastów drogi 66 łączy głęboka wiara w to, co robią. Każda z nich podsumowuje opowieść o własnym losie słowami, że siłę do życia i szczęście dało jej robienie tego, co kocha. Nie mogłam pozbyć się uczucia płytkość tych twierdzeń - nie potrafię tutaj odnaleźć siebie, ani podzielić entuzjazmu. Warakomska opisuje wiele tragicznych losów ale chyba każda z postaci ma niebywałą siłę walki i stawiania czoła przeciwnościom. Nie potrafię w tym odnaleźć szczerości - wiem, że teraz bardzo generalizuję - ale to jedna z cech Amerykanów, której nie rozumiem i nie lubię. Męczy mnie ten optymizm i zalatuje powierzchownością.
Nie ma to jednak nic wspólnego z książką Warakomskiej, które jest dobra i ciekawa. Wspomniana już wartość poznawcza to dla mnie ogromny atut - Droga 66 to wręcz literacki przewodnik.
Książki wysłuchałam - do głosu i sposobu czytania autorki szybko się przyzwyczaiłam. Jej nieco beznamiętny ton przeszkadzał mi tylko przez kilka pierwszych minut, niestety do ostatniego rozdziału o zgrzytanie zębów doprowadzała mnie angielska wymowa Warakomskiej. Naprawdę nie oczekuję perfekcyjnej znajomości języka, ale ja zwyczajnie wiele razy musiałam dwa razy się zastanowić jakie słowo autorka wymawia. Nawet z tytułowej drogi zrobiła wibruj ące i krótkie rut. Siłą rzeczy reportaż naszpikowany jest angielskimi wtrętami, więc przysłowiową gęsią skórkę i zgrzyt zębów miałam niestety co chwilę.
Moja ocena: 4/6
Dorota Warakomska, Route 66, 408 str., WAB 2012.
Słyszałam o tej książce sporo, ale jakoś ta tematyka średnio mnie interesuje :)
OdpowiedzUsuńPewnie dlatego, że na blogach był wysyp jej recenzji. Mnie tematyka interesuje, bo maiłam okazję jechać fragmentami tej drogi.
UsuńCzytałam do tej pory same pochlebne opinie, a dużo sobie obiecywałam po tej książce, trzeba będzie się samemu przekonać:)
OdpowiedzUsuńMyślę, że warto.
UsuńZnam książkę tylko z wersji papierowej i muszę powiedzieć, że wspomniany przez Ciebie beznamiętny ton dotyczy również wariantu drukowanego. Może taka kompletna przezroczystość lepsza jest niż nadmiar uczuć, ale mnie trochę brakowało nasycenia emocjami. Na początku wspomina (nie wprost), że podróż nastąpiła po jakichś traumatycznych przeżyciach osobistych, więc tak sobie to tłumaczyłam.
OdpowiedzUsuńChyba nigdy nie słyszałam Warakomskiej mówiącej po angielsku. Następnym razem zwrócę uwagę. :)
A wiesz, że nie zwróciłam uwagi na brak nasycenia emocjami? Ja wyczuwałam zachwyt Warakomskiej nad ludźmi, podziw dla nich, dumę z mozliwości podróżowania tą drogą. Aczkolwiek po zastanowieniu także przyznam ci rację, że stara się być obiektywna i przyjmuje pozycje obserwatora.
UsuńWiesz, ja nie mówię, że ona po angielsku mówi źle, ale ja po prostu ciągle słyszałam polski i wiele razy dopiero po chwili reflektowałam co chciała powiedzieć.
A ja dość szybko przyzwyczaiłam się do jej głosu, jej angielski jest mocno amerykański, a to samo w sobie jest irytujące. Jednak - na obronę - to troszkę sucha relacja z podróży - są emocje, ale innych ludzi, nie samej autorki, więc może i stąd taka oschłość. Ogólnie - nie poczułam się skrzywdzona jej głosem.
OdpowiedzUsuńRównież nie jestem fanką USA, ale "Droga 66" zainspirowała mnie do przeczytania Steinbecka i przyznam szczerze - nie żałuję :)"grona gniewu" przełamują stereotyp USA jako kraju mlekiem i miodem płynącym. Ciekawa rzecz i warta uwagi. Pozdrawiam!
Jej angielski amerykański? W żadnym wypadku wymowa, może słownictwo, ale wymowa jest po prostu polska. Ja też nie czułam się skrzywdzona jej głosem, nie twierdzę, że każdy musi mieć świetny akcent, ja sama go nie mam, ale po prostu w momencie słuchania książki naszpikowanej amerykańskimi słowami to raziło.
UsuńCo do emocji - vide mój komentarz do wypowiedzi Lirael.
I ja mam teraz jeszcze większą ochotę Steinbecka, czytałam jego "Podróże z Charleyem", które bardzo mi się podobały, na półce mem jeszcze "Na wschód od Edenu" i muszę ją wreszcie przeczytać.
Chicagowski może ma faktycznie ten akcent. Ale przyznaję rację - ciary aż przechodziły jak wplatała słówka po angielsku.
UsuńSteinbecka teraz słucham akurat ("Grona gniewu") i ... sporo u Warakomskiej inspiracji autorem. Proza dobra, naturalistyczna, poruszająca. Polecam z czystym sumieniem - audiobook mocno znośny :)
Chicagoskiego akcentu nie znam:)
UsuńDziękuję, postaram się "Grona gniewu" niebawem przeczytać.
A ja pierwsze słyszę i chyba podziękuję. Stany Zjednoczone to nie moja bajka :)
OdpowiedzUsuńMoja też niecałkowicie, ale staram się czytać książki z bardzo różnych kręgów kulturowych.
UsuńMimo wszystko - chętnie bym przeczytała. Przynajmniej nie będzie słychać kiepskiej wymowy. :P
OdpowiedzUsuńNie jest tak źle, ale myślę, że tę pozycję może faktycznie lepiej czytać z mapą w dłoni na dodatek.
UsuńI've been browsing on-line more than three hours these days, but I by no means discovered any attention-grabbing article like yours. It is beautiful value sufficient for me. In my opinion, if all web owners and bloggers made just right content as you probably did, the internet might be a lot more useful than ever before.
OdpowiedzUsuńAlso see my web site: free porno