niedziela, 30 czerwca 2013

Stosikowe losowanie 7/13 - pary


Karto_flana wybiera numer książki dla Zuzi (w stosie 10 książek) - 6
Zuzia wybiera numer książki dla Bujaczka (w stosie 300 książek) - 31
Bujaczek wybiera numer książki dla Gucimal (w stosie 102 książki) - 99
Guciamal wybiera numer książki dla Anne18 (w stosie 35 książek) - 17
Anne18 wybiera numer książki dla ZwL (w stosie 647 książek) - 555
ZwL wybiera numer książki dla Maniiczytania (w stosie 130  książek) - 87
Maniaczytania wybiera numer książki dla Momarty (w stosie 246 książek) - 3
Momarta czytania wybiera numer książki dla Anny (w stosie 170 książek) - 77
Anna wybiera numer książki dla Karto_flanej (w stosie 135 książki) - 49

Proszę o podawanie w komentarzu wybranego numeru oraz tytułu wylosowanej książki a po przeczytaniu linka do recenzji. Efekty stosikowego czytania można znaleźć w zakładce z boku strony.

UWAGA: na przeczytanie wylosowanej książki mamy czas do 31 lipca.

Proszę zajrzyjcie na podsumowania z tego i zeszłego roku - obawiam się, że mogłam niedopatrzyć wszystkich linków. Nie poganiam, tylko porządku pilnuję:)

Statystyka czerwiec 2013

Przeczytane książki: 10 + 1 przerwana

Ilość stron: 2484

Książki w ramach wyzwania projekt nobliści: 0
Książki w ramach wyzwania południowoamerykańskiego: 2
Książki w ramach wyzwania Czytamy Zolę: 0

Ilość książek w stosie: 171

"Kacper Ryx" Mariusz Wollny



Renesansowy Kraków i zagadka kryminalna skusiły mnie do zakupu tej powieści - w wersji do słuchania,  dodam. Niestety po odsłuchaniu dwóch rozdziałów, zrezygnowałam z dalszej lektury.

W gruncie rzeczy nie mogę książce nic zarzucić - Wollny operuje pięknym, soczystym, staropolskim językiem, bardzo dba o charakterystykę epoki, w czym sporą rolę odgrywa ożywienie postaci historycznych takich jak choćby Jan Kochanowski czy Mikołaj Sęp-Szarzyński. W wiernie odmalowanym Krakowie mieszka żak i inwestygator królewski Kacper Ryx - sprytny, ambitny, szybki i obrotny. Chłopak studiuje medycynę oraz zajmuje się odszukaniem rabusia królewskiej pieczęci, a przy okazji rozwiązuje inne zagadki.

Podejrzewam, że to po prostu nie jest lektura dla mnie - a może znowu trafiłam na książkę, którą lepiej czytać niż słuchać? Zaczynam podejrzewać, że mam problem z polskimi lektorami. Tym razem Tomasz Sobczak czyta dość cicho, momentami zbyt szybko, do tego słychać przewracanie stron. Jadąc samochodem musiałam nierzadko wytężać słuch, by zrozumieć sens czytanego tekstu. 

Bez oceny.

Mariusz Wollny, Kacper Ryx, 584 str., Wydawnictwo Otwarte.

sobota, 29 czerwca 2013

"Droga do Tarvisio" Grzegorz Kozera



Grzegorz K. wyruszył w podróż - chociaż wszystko miało być inaczej. Przede wszystkim u boku miała z nim jechać ukochana Matylda, to właśnie z nią chciał odkrywać Pragę i jej pokazywać najpiękniejsze obrazy w Wiedniu. O ten tydzień urlopu walczył u szefa, na te kilka dni odkładał ostatnie grosze. 
Tuż przed wyjazdem jednak Mat porzuciła go i wszystko straciło sens. Grzegorz jedzie i dokonuje analizy swojego życia. Autor wydaje się tworzyć w postaci bohatera alter ego, mimo iż zaznacza, że wszystkie postaci i wydarzenia są fikcyjne. Powieściowy Grzegorz to samotnik, facet po przejściach, grubo po czterdziestce, schorowany i zdaje się niezbyt szczęśliwy. Poeta, który pracuje w agencji reklamowej, pisząc bzdurne hasła reklamowe i poddając się tyranii szefa. 

W trakcie podróży poznajemy bliżej Grzegorza, który wstydzi się polskości. Nie utożsamia się z manifestacjami patriotyzmu czy z pielgrzymką Polaków, przypadkowo spotkaną na czeskiej autostradzie. Rodacy obarczeni krzyżem i plakatami podążali do Rzymu na beatyfikację Jana Pawła II, twierdząc, że tam gdzie oni są, tam jest Polska i na żadne przepisy zważać nie muszą. Podobnie nieprzyjemne spotkania z rodakami przeżywa we Wiedniu, gdzie dostaje mu się za słuchanie opłaconego przez polską grupę przewodnika, a także w Tarvisio, gdzie para Polaków niewybrednie dyskutuje na temat zakupów. Grzegorz twierdzi, że jest agnostykiem, wierzy jednak w moc świętego Antoniego, którego grób odwiedza w Padwie. 
Bohater powieści wydaje się wszystko wiedzieć, mieć na każdy temat swoje zdanie, którego raczej nie zmienia. Wielokrotnie manifestuje swój filosemityzm oraz nienawiść do Niemców i Austriaków. Ci pierwsi nie zasługują na żadne inne uczucia z samej definicji - mimo przegranej wojny dobrze się im powodzi, są głośni i wulgarni, mimo tylu zbrodni spokojnie i bogato żyją. Niewybredne tyrady nienawiści wylewają się z Grzegorza wielokrotnie. Podobnie traktuje Austriaków, nie cierpi ich porządku i ułożenia, dostaje się im za wojnę i za psychopatów pokroju Fritzla. Co dziwne Włosi są już w porządku, a sympatią pała chyba tylko do Czechów.

Powieść Kozery to nie tylko akcja i przygody głównego bohatera, to także jego szkic psychologiczny. Jadąc przez Europę analizuje swoje uczucia i dotychczasowe życie. Niezależność, którą tak bardzo cenił, przestaje być tak bardzo ważna, Grzegorz zmienia swoje podejście do szczęścia i poczucia spełnienia. 
Towarzyszenie mu w tych rozmyślaniach nie jest łatwe - bo Grzegorz wydaje się być nadętym bufonem o zerowej tolerancji, jego tyrady nienawiści denerwują, a liczne bolączki go ośmieszają. 

Sporo w powieści Kozery odwołań do wydarzeń aktualnych - nie jestem przekonana, czy będą one czytelne dla czytelnika za x lat, a już całkiem słabo widzę możliwość zrozumienia książki przez czytelnika zagranicznego. 

Autor nie zachwycił mnie językiem - pisze sprawnie, rzutko, powieść czyta się błyskawicznie ale brak tu stylistycznych fajerwerków. 

Mimo tych punktów, przeczytałam powieść Kozery z ciekawością, przede wszystkim dlatego, iż niezbyt często sięgam po współczesną polską prozę. Tutaj dostałam książkę wyrazistą, umiejscowioną w aktualnej polskiej rzeczywistości - na pewno wartą lektury.

Moja ocena: 4/6

Grzegorz Kozera, Droga do Tarvisio, 182 str., Wydawnictwo Dobra Literatura 2012.

"Minigeschichten aus Lateinamerika"



Ostatnio przeczytane opowiadania południowoamerykańskie okazały się być całkiem dobrym sposobem na szybkie zapoznanie się z prozą wielu pisarzy. Po krótkich poszukiwaniach odkryłam podobny zbiór, którego tytuł obiecywał krótkie opowiadania pisarzy z Ameryki Łacińskiej. 

Zamieszczono tu utwory autorów z Meksyku, Gwatemali, Chile, Argentyny, Peru, Kolumbii, Urugwaju, Boliwii, Kuby, Wenezueli, Panamy, Hondurasu i El Salwadoru. 
Niestety teksty zamieszczone w tej książce są bardzo krótkie, czasem to tylko kilka zdań, wyjątków z innych utworów. Wiele z nich zaskoczyło mnie ciekawą pointą, interesującym spojrzeniem na problem, ciekawym językiem ale trudno mi wypowiedzieć się na temat prozy ujętych w książce autorów. 

Traktuję tę pozycję jako inspirację do dalszych poszukiwań, skrupulatnie wynotowałam nazwiska i tytuły interesujących mnie autorów i planuję dalej eksplorować literacki krajobraz Ameryki Południowej.

Bez oceny.

Erica Engeler, Minificciones, Minigeschichten aus Lateinamerika, 135 str., dtV 2009.

Książkę przeczytałam w ramach wyzwania:

piątek, 28 czerwca 2013

"Ksiądz paradoks. Biografia Jana Twardowskiego" Magdalena Grzebałkowska



Wcale nie planowałam lektury tej książki - Jan Twardowski nie był mi szczególnie bliski, nie czytałam jego poezji i nie interesowałam się jego życiem. Na niewielkiej półce z polskimi książkami stała sobie biografia Grzebałkowskiej i stała. Nikt jej nie wypożyczał, a ja zaglądałam na nią i podejrzewałam, że wzbraniam się przed dobrą lekturą. Wzięłam więc i zaczęłam czytać. Bogu dzięki, że wzięłam, bo to, co stworzyła Grzebałkowska jest po prostu genialne.

Autorka odwaliła kawał dobrej roboty - okazuje się, że opisanie życia księdza było szalenie trudne. Brak dostępu do spadku, uniki rozmówców, wielokrotne prośby o rozmowy, żmudne poszukiwania dokumentacji, niesnaski w kwestii spadku po księdzu - to wszystko utrudniało z pewnością pracę.

Jaki był ksiądz Twardowski? Paradoksalny właśnie - skromny a równocześnie żądny pochwał, roztargniony i pedantyczny, świetny rozmówca, wielbiciel przyrody. Twardowski otoczony był ludźmi, pod koniec życia tłumy próbowały się dostać w pobliże słynnego już poety - mimo to na zawsze został samotny. Ksiądz potrafił słuchać, zadawać pytania, prowadzić długie rozmowy, nigdy jednak nie zdradzał faktów ze swego życia - na zawsze pozostał tajemniczy. Chętnie rozmawiał o swoich wierszach, łaknął komentarzy, pochwał, krytyki - nie godził się jednak na nazywanie go poetą. Był księdzem, piszącym wiersze. Postać Twardowskiego najpiękniej opisują jego listy, kartki i przyjaciele.
I mimo, że nie brak w książce faktów, dokumentów, zdjęć to nie jest to nudny reportaż lecz fascynująca, wciągająca od pierwszej strony opowieść, nawet dla kogoś niezbyt zainteresowanego osobą księdza.

Grzebałkowska stowrzyła, mimo wielu sceptycznych głosów, wspaniały reportaż - głęboki, zaskakujący w swoim obiektywizmie, skłaniający do zadumy i last but not least pięknie wydany.

Moja ocena: 6/6

Magdalena Grzebałkowska, Ksiądz Paradoks. Biografia Jana Twardowskiego, 358 str., Znak 2011.

środa, 26 czerwca 2013

"Miedzianka. Historia znikania" Filip Springer



Gdybym czytała Miedziankę na pewno byłabym zachwycona, niestety chyba po raz pierwszy  bardzo rozczarował mnie audiobook.

Ale po kolei. Springer przedstawia historię małego dolnośląskiego miasteczka - miasteczka jakich na przedwojennym Dolnym Śląsku było wiele - zadbanego, gospodarnego. Niemieccy mieszkańcy dbają o swoją małą ojczyznę - kochają każdą uliczkę miasta i dumni są z przepięknej przyrody czy dobrze prosperującego browaru. Większość mężczyzn pracuje w kopalni, której chodniki przecinają górę, na której położony jest Kupferberg. Nadchodzi wojna, którą jakoś udaje się przetrwać - i mieście i mieszkańcom. Nowy układ granic zmienia jednak diametralnie sytuację - Niemcy zmuszeni są do opuszczania domów, zasiedlanych znowu Polakami zza nowej wschodniej granicy. Rozpoczyna się proces niszczenia miasteczka - rabunkowe wydobycie uranu zamienia wnętrze góry w sito, a nowi mieszkańcy Miedzianki dewastują pozostawione domy. Polacy wprawdzie także pokochali urokliwie położone miasteczko ale nie są w stanie utrzymać jego dawnej świetności. Uwikłani w pracę, nowy system i walkę o byt obserwują powolny proces rozkładu zabudowań. Gdy pod ulicami zaczyna zapadać się ziemia, następuje powolna ewakuacja miasteczka. Zaskoczyła mnie groza jaka bije z opisów życia w pierwszych powojennych latach - sankcje UB, nieludzkie warunki pracy w kopalni uranu, nikłość życia ludzkiego.
Z kart książki bije melancholia, smutek przedwojennych mieszkańców, którzy musieli opuścić swoje domy, brak przywiązania do ziemi nowych, którzy wydają się żyć w zawieszeniu. Nie jest to jednak reportaż depresyjny, smutny aczkolwiek porusza poważne tematy - ogromną wolę walki i przetrwania ludzi czy akceptację procesu przemijania. Springerowi udaje się równocześnie stworzyć wspaniały klimat, potrafiłam sobie wyobrazić Kupferberg w najdrobniejszych szczegółach i nawet polubić to sielskie miejsce.

Autor misternie składka wspomnienia mieszkańców niemieckich i polskich, śledzi ich losy, słucha i skrupulatnie notuje ich głosy. Autor chwyta się każdego sposobu na odkrycie miasta - przegląda stare fotografie, pocztówki, kroniki.
Gdybym czytała książkę, zapewne byłabym jej konstrukcją zachwycona.
Niestety lektor nie był w stanie oddać tego układu - bardzo trudno było mi się zorientować, że czyta wypowiedzi różnych osób. Brakowało mi modulacji głosu, pauz, dostosowania wypowiedzi do różnych narratorów. Szalenie denerwował kaznodziejski styl, który miejscami przechodził w ton spikera, czytającego wiadomości. Najgorsza jednak była jego wymowa niemieckich słów. Nie rozumiem dlaczego nie można było dobrać lektora, który znałby język, przynajmniej choć trochę. Nie miałabym też nic do zarzucenia, gdyby nazwy niemieckie czytane były konsekwentnie z polskim akcentem. Tutaj jednak lektor silił się na niemiecki akcent, który brzmiał w najlepszym wypadku śmiesznie, a w najgorszym jak parodia esesmanów. Wiele razy trudno było mi zrozumieć jakie słowo ma na myśli. Szczytem dla mnie była wymowa nazwiska Ueberschaera, z którego zrobił łeberszaera. Dopiero jak spojrzałam w tytuł rozdziału w ogóle zrozumiałam o co chodzi. Nie jestem pewna, bo niestety nie miałam tekstu przed oczami, ale podejrzewam, że raz z Riesengebirge uczynił rajzengebirge.
Dlatego ostrzegam was z całego serca przed audiobookiem, tę  książkę należy czytać!

Moja ocena: 5/6

Filip Springer, Miedzianka. Historia znikania, 272 str., Czarne 2011. Czytał Piotr Warszawski.

wtorek, 25 czerwca 2013

Stosikowe losowanie 7/2013


Zapraszam do zgłaszania się do rundy lipcowej! Pary rozlosuję 1 lipca, czas na przeczytanie książki mamy do końca miesiąca.


Dla przypomnienia zasady:

1. Celem zabawy jest zmniejszenie liczby książek w stosie.

2. Uczestnicy dobierani są losowo w pary i wybierają numer książki dla partnera.

3. Wylosowaną książkę należy przeczytać do końca miesiąca.

4. Mile widziana jest recenzja, do której link należy zamieścić na moim blogu.

5. Podsumowanie losowania wraz z linkami znajduje się w zakładkach z boku strony.

6. Jeśli wylosowana książka jest kolejną z cyklu, można przeczytać pierwszy tom.

Serdecznie zapraszam do zabawy i czekam na zgłoszenia wraz z podaniem liczby książek w stosie. 

niedziela, 23 czerwca 2013

"Wielkie małe kobietki" Aleksandra Polewska


Dziś opowiem wam o niezwykłej książce dla małych kobietek. Aleksandra Polewska przedstawia pięć sławnych kobieta, a robi to w bardzo nietypowy sposób.
Zaskoczył mnie już wybór postaci - o ile jeszcze wpadłabym na to, że wśród bohaterek książki będzie Maria Skłodowska-Curie, to jednak nigdy bym nie pomyślała o Coco Chanel, Agacie Christie, Edith Piaf i Audrey Hepburn.
Każdy rozdział rozpoczyna się krótką historia z życia małej bohaterki - dodać muszę, że są to wydarzenia kluczowe dla przyszłości każdej ze słynnych kobiet. Polewska zarysowuje pewne fakty, pozwalające przeczuć przyszły talent czy karierę. Na końcu rozdziału umieszczona jest notka biograficzna - ale bardzo przyjazna młodemu czytelnikowi, podsumowująca późniejsze dokonania każdej z pięciu kobiet. 

Książka okazała się być hitem dla mojej Siedmiolatki. Już pierwsze opowiadanie o Skłodowskiej-Curie świetnie dało nam podkład na temat rozmów o talentach. Mała Marysia bowiem nie znosi ortografii, nie rozumie sensu jej nauki, buntuje się, a jej ojciec obawia się wręcz, że nie dostanie promocji do następnej klasy. Równocześnie fascynuje dziewczynkę fizyka. Żadna wcześniejsza rozmowa z Siedmiolatką nie dała takiego efektu, jak historia Marysi. Myślę, że po przeczytaniu jej Siedmiolatce łatwiej jest zaakceptować robienie błędów.



Do rozmowy o talentach wróciłyśmy także po lekturze opowieści o Audrey Hepburn, która musiała zrezygnować z wymarzonej kariery baletnicy, gdy dowiedziała się, że brak jej talentu, by być najlepszą.


Także pozostałe historie pełne są impulsów do poważnych rozmów - o niekochających rodzicach, o sile woli, o tęsknocie.

Wspomnieć należy także ilustracje Oli Krzanowskiej - naszym zdaniem świetnie uzupełniają tekst i nie dominują nad nim.






Najbardziej chyba podobały nam się imitujące zdjęcia z dawnych czasów ilustracje przy notkach biograficznych.


Z wielką chęcią przeczytałybyśmy drugi tom Wielkich małych kobietek - wszak słynnych kobiet było tak dużo!

Aleksandra Polewska, Wielkie małe kobietki, 120 str., Czerwony Konik 2012.

środa, 19 czerwca 2013

"Ostatnie dzieci bolera" Raúl Pérez Torres



Na tę książkę zwróciłam uwagę już dawno ale wysiłek jej pozyskania poczyniłam dopiero, gdy zaczęłam bliżej poznawać literaturę Ameryki Południowej. Ekwador należy do tych krajów tego kontynentu, które darzę szczególną sympatią. Przyczynił się do tego pewien, poznany nota bene w Tajlandii, Ekwadorczyk. 

Ostatnie dzieci Bolera to wspólna inicjatywa Ambasady Ekwadoru oraz wydawnictwa Claroscuro. Celem Ambasady była promocja kultury, moim zdaniem bardzo udana. Literatura jest świetnym sposobem na przybliżenie mieszkańcom Polski tego dalekiego kraju. 

Pérez Torres wpisuje się ze swoimi opowiadaniami w nurt literatury iberoamerykańskiej. Rozbuchana, niezwykle sensualna treść i język pasują dokładnie w moje wyobrażenie typowego mieszkańca Ameryki Południowej. Wiem, że to stereotyp myślowy - staram się myśleć na przekór i nie hołdować stereotypom, zresztą niedawno czytane przeze mnie opowiadania południowoamerykańskie wcale takie nie były, ale akurat Ostatnie dzieci bolera dobrze tutaj pasują.

Wszystkie opowiadania traktują o miłości. W każdym z nich męski bohater opowiada o swoim uczuciu - szalonym, przekornym, nieokiełznanym, gwałtownym i często brutalnym. Mężczyźni zatracają się w swojej miłości, niektórzy walczą, inni czekają, żaden z nich nie cieszy się miłością bez przeszkód. Każde z opisywanych uczuć jest nietypowe, każde z nich w jakiś sposób sprowadza się do cielesności. 

Plastyczność i gwałtowność uczuć oraz ich namiętność oddaje znakomicie język autora. Piramidalnie długie zdania, pełne wtrąceń i metafor są z pewnością przepiękne ale także trudne w odbiorze. Wymagają sporej uwagi czytelnika i jego otwartość na poetyckość prozy. Pamiętacie jednak pewnie, że ja z poetyckością jestem na bakier, trudno więc było mi przebrnąć przez niektóre strony. 

Zachęcam was jednak do sięgnięcia po tę pozycję - tematyka opowiadań jest wszak ponadczasowa i wspólna dla wszystkich kultur.

Moja ocena: 4/6

Raúl Pérez Torres, Ostatnie dzieci bolera, tł. Anna Stąpór, Ambasada Republiki Ekwadoru i Claroscuro 2011.

Książkę przeczytałam w ramach wyzwania:

wtorek, 18 czerwca 2013

"Primeiras leituras. Erste portugiesische Lesestücke" Maria de Fatima Mesquita-Sternal



Tę książkę przypadkiem znalazłam w bibliotece i od razu wypożyczyłam, by choć trochę ćwiczyć mój portugalski oraz kontynuować zagłębianie kultury tego kraju. 

Autorka zebrała w tym niewielkim tomie całą gamę utworów - wiersze, opowiadania, zagadki i przysłowia. To swoista skarbnica tekstów znanych zapewne wszystkim Portugalczykom umożliwiająca czytelnikowi poczynienie pierwszego kontaktu z literaturą Portugalii. W moim przypadku nie była to pierwsza styczność z literaturą tego kraju, poznałam jednak kilku nieznanych mi autorów, wiele satysfakcji dostarczyły mi także przysłowia i powiedzenia. Myślę, że właśnie te krótkie formy najbardziej przybliżają zwyczaje kraju.
Z przyjemnością śledziłam portugalski tekst i porównywałam tłumaczenie na niemiecki - zresztą od zawsze uwielbiam to robić:)

Ta notka pozostanie taka krótka - książka zapewne nie znajdzie entuzjastów wśród czytelników bloga, a ja chcę koniecznie nadrobić zaległości i napisać choć kilka słów o ostatnich lekturach.

Bez oceny.

Maria de Fatima Mesquita Sternal, Michael Sternal, Primeiras leituras. Erste portugiesische Lesestücke, 120 str., dtv 2002.

"Widmokrąg" Wojciech Kuczok



Na Widmokrąg trafiłam przypadkiem w bibliotece, a że zarówno Gnój jak i Senność mnie zachwyciły, od razu porwałam do domu. 
Książka zawiera pięć opowiadań i cztery interludia, które przeczytałam zdecydowanie za szybko! 
Ponownie przede wszystkim zachwycił mnie język Kuczoka - absolutnie mnie oczarował doborem słownictwa, metaforami, dopasowaniem stylu do postaci.

Wszystkie opowiadania spina jeden temat - miłość. Nie jest to jednak nigdy uczucie łatwe, banalne. Kuczok spogląda na nie z różnych perspektyw. Młody chłopak poznaje smak miłości w objęciach góralki, pewien biznesmen odkrywa swój homoseksualizm, staruszka tęskni za zmarłym mężem, mężczyźni rozważają przyczyny rozpadu swoich małżeństw, czy wreszcie w opowiadaniu tytułowym miłość przekracza granicę śmierci. Na mnie spore wrażenie zrobiły interludia - krótkie sceny, które bardzo mnie poruszyły, na przykład to o  rodzicach oczekujących powrotu syna marnotrawnego. 
Kuczok bierze na warsztat trudne strony miłości - to uczucie bolesne, chropowate, odzierające człowieka z tożsamości. 

Moja ocena: 5/6

Wojciech Kuczok, Widmokrąg, 176 str., WAB 2004.

"Egipcjanin Sinhue" Mika Waltari



Świetny lektor, ciekawa, rozbudowana, pełna szczegółów fabuła, wyraziste charaktery, ogromny ładunek wiedzy historycznej, wartka akcja ..... Pozytywów "Egipcjanina Sinhue" mogłabym wymienić jeszcze kilkanaście. Słuchałam tej książki prawie miesiąc - wybrano wspaniałego lektora, znanego mi z Deutsches Theater - Stefana Kaminskiego.
Czyli wszystko gra, prawda? Dlaczego więc tak strasznie wynudziłam się podczas słuchania tej książki? Pewna jestem, że gdybym ją czytała, nigdy w życiu bym jej nie skończyła. Podczas słuchania kilka razy miałam wielką chęć przerwać ale ciągle wydawało mi się, że odsłucham już tak dużo, że szkoda rozstać się z Sinhue.

Powieść Waltariego to nie tylko stricte historyczna książka o Egipcie i krajach sąsiednich. Waltari wprawdzie bardzo drobiazgowo opisuje zwyczaje, życie codzienne, religię, decyzje polityczne, walkę o tron - jestem zresztą pełna podziwu dla jego wiedzy - ale tworzy także powieść psychologiczną. Sinhue to człowiek samotny, nieprzystosowany, uwikłany w walkę o władze, bardzo często zmuszony do wybieraniem między złem, a mniejszym złem. 

Myślę, że znużyła mnie drobiazgowość Waltariego, przeładowanie faktami, niekończące się opisy walk, przydługie rozmowy na temat państwowości i władzy. Nie znaczy to jednak, że najważniejsza w powieści jest dla mnie wartka akcja - wcale nie! Tutaj nawet przygody Sinhue mnie specjalnie nie wciągnęły.

Już moje pierwsze spotkanie z Waltarim skończyło się niepowodzeniem, po Egipcjaninie dam sobie spokój. 

Moja ocena: 3/6

Mika Waltari, Sinhue der Ägypter, czytał Stefan Kaminski, Audible 2012.

wtorek, 11 czerwca 2013

"Marzi. Hałasy dużych miast" Marzena Sowa, Sylvain Savoia



O pierwszym tomie przygód Marzi pisałam tutaj - wreszcie udało mi się przeczytać drugi tom! Spojrzałam na moje wrażenia z pierwszej części i stwierdzam, że niewiele się w moich odczuciach zmieniło.

Lekturze towarzyszyły podobne wrażenia - nostalgia, zadumanie i, tak tak, rozrzewnienie. Wiele ze wspomnień Marzi jest także moimi: pamiętam szał na Niewolnicę Isaurę, pamiętam naloty higienistek, sama brałam udział w zbieraniu kodów kreskowych i obserwowałam kolejki po benzynę. 

Jest w drugim tomie także wiele historii, których albo nie pamiętam, albo które mnie, z różnych przyczyn, nie dotyczyły. Nie mieszkałam w bloku, więc nie znam wspólnego kupowania zamrażarki, zabaw na klatce i bliskości koleżanek. Nie dotyczyły mnie także do tego stopnia strajki - miałam ich świadomość, pamiętam je bardzo dobrze, ale ze względu na specyfikę zawodu moich rodziców i nasze miejsce zamieszkania, moi najbliżsi nie uczestniczyli w nich aktywnie. Również wyjazdy na wieś Marzi były inne, niż moje wakacje ale nie myślcie, że podczas lektury zajmowałam się tylko wynajdowaniem różnic i podobieństw, choć przyznać muszę, że całkiem uniknąć się tego nie da. 

O Marzi mogłabym czytać jeszcze wiele książek (właśnie odkryłam, że istnieje trzeci tom!) - niezmienne uważam, że Sowa świetnie oddała realia mojego dzieciństwa i już tylko z tego względu moją sympatię ma gwarantowaną.

Moja ocena: 6/6

Marzi. Hałasy dużych miast, Marzena Sowa, Sylvain Savoia, 94 str., Egmont 2008.

niedziela, 9 czerwca 2013

"Żony mojego ojca" José Eduardo Agualusa



Wróciłam z niezwykłej podróży po Angoli, Namibii, RPA i Mozambiku. Wraz z Laurentiną poszukiwałam śladów jej ojca, równocześnie zatapiając się w południowoafrykańskiej kulturze i atmosferze. Książka Agualusy bowiem to rozsypanka, kolekcja wrażeń, odczuć, impresji, a równocześnie wartka akcja i popis reporterski. Jak to możliwe zapytacie? Spróbuję odpowiedzieć na to pytanie, choć już teraz wiem, że będzie mi trudno, a jedynym sposobem jest lektura książki.

Faustino Manso to legendarny angolski muzyk, kontrabasista, który na równi z muzyką kocha kobiety. Podróżując po krajach Afryki wiąże się z siedmioma kobietami i dorabia się osiemnaściorga dzieci. Laurentina dowiaduje się od umierającej matki, że najprawdopodobniej jest jednym z nich. Okazuje się, że prawdziwa matka dziewczyny zaszła w przypadkową ciążę z Faustinem - jej rodzice nie akceptowali dziecka do tego stopnia, że po ciężkim porodzie, oddali maleństwo rodzącej w tym samym czasie Dorotei - przybranej matce Laurentiny. Jej dziecko po równie ciężkim porodzie zmarło.
Laurentina wyrusza więc przez Angolę, Namibię i RPA do jej rodzinnego Mozambiku, by bliżej poznać ojca oraz jego życie. Podczas licznych rozmów z jego żonami i jej przyrodnim rodzeństwem, a także z przyjaciółmi ojca, krok po kroku odkrywa zaskakujące fakty z życia muzyka. W podróży towarzyszy jej chłopak oraz wnuk Faustina, który postanawia nakręcić film o słynnym dziadku, a także szalony kierowca, który w zwyczaju ma zasypianie za kierownicą.
Równocześnie Agualusa wprowadza osobną narrację, w której dwójka reporterów kręci film o córce Mansy, która podróżując po Afryce śladami ojca, poszukuje prawdy o nim.

Agualusa przede wszystkim zaskoczył mnie językiem - niezwykle różnorodnym, raz poetyckim, raz dynamicznym i żywym, a przede wszystkim niemal zawsze dowcipym. Z przyjemnością śledziłam właśnie warstwę językową powieści. Autorowi udało się przenieść mnie do Afryki - czułam ją wszystkimi zmysłami. Bardzo zaciekawił mnie wątki poszukiwania tożsamości - urodzony w Portugalii z angolskich rodziców chłopak Laurentiny zdecydowanie czuje się Portugalczykiem i odżegnuje od jakichkolwiek związków z krajem rodziców. Jego postawa i ciągłe podkreślanie kraju pochodzenia wzbudza w wielu Angolczykach pobłażliwy uśmiech, a czytelnika zmusza do głębszych rozważań na ten temat. Czytelnicy mojego bloga zapewne wiedzą, że to temat, na który zwracam szczególną uwagę. Portugalia jest mi krajem bliskim, więc i z tego względu zainteresował mnie ten wątek. Pozwólcie, że przytoczę wam jeden z dialogów między Laurentiną, a jej czującym się w Angoli nieswojo chłopakiem:

"-Ten gość to aktor, gra czarnego albo kogoś, kim jego zdaniem czarny być powinien. Ja jestem czarny, ale się tak nie zachowuję.
- Może nie jesteś czarny?
- Tak myślisz?
- Bo ja wiem..  A na czym właściwie polega bycie czarnym?"

Powieść Agualusy to także pean na cześć Luandy (mimo jej licznych wad) oraz angolskich krajobrazów. Autor przemyca sporo wiadomości faktograficznych i dba o historyczną edukację czytelnika. Nie czyni tego jednak nachalnie, wiadomości uzupełniają tekst, połyka się je poniekąd mimochodem.

Niemal z zasady lubię powieści o nietypowej konstrukcji, w jakiś sposób nowatorskie - dlatego już od pierwszych stron Agualusa chwycił mnie za serce. Niedawno dowiedziałam się, że będzie gościł na Internationales Literaturfestival (międzynarodowym festiwalu literackim) w Berlinie - na pewno wybiorę się na spotkanie z nim:)

Moja ocena: 5/6

José Eduardo Agualusa, Żony mojego ojca, tł. Michał Lipszyc, 364 str., Znak 2012