Grzegorz K. wyruszył w podróż - chociaż wszystko miało być inaczej. Przede wszystkim u boku miała z nim jechać ukochana Matylda, to właśnie z nią chciał odkrywać Pragę i jej pokazywać najpiękniejsze obrazy w Wiedniu. O ten tydzień urlopu walczył u szefa, na te kilka dni odkładał ostatnie grosze.
Tuż przed wyjazdem jednak Mat porzuciła go i wszystko straciło sens. Grzegorz jedzie i dokonuje analizy swojego życia. Autor wydaje się tworzyć w postaci bohatera alter ego, mimo iż zaznacza, że wszystkie postaci i wydarzenia są fikcyjne. Powieściowy Grzegorz to samotnik, facet po przejściach, grubo po czterdziestce, schorowany i zdaje się niezbyt szczęśliwy. Poeta, który pracuje w agencji reklamowej, pisząc bzdurne hasła reklamowe i poddając się tyranii szefa.
W trakcie podróży poznajemy bliżej Grzegorza, który wstydzi się polskości. Nie utożsamia się z manifestacjami patriotyzmu czy z pielgrzymką Polaków, przypadkowo spotkaną na czeskiej autostradzie. Rodacy obarczeni krzyżem i plakatami podążali do Rzymu na beatyfikację Jana Pawła II, twierdząc, że tam gdzie oni są, tam jest Polska i na żadne przepisy zważać nie muszą. Podobnie nieprzyjemne spotkania z rodakami przeżywa we Wiedniu, gdzie dostaje mu się za słuchanie opłaconego przez polską grupę przewodnika, a także w Tarvisio, gdzie para Polaków niewybrednie dyskutuje na temat zakupów. Grzegorz twierdzi, że jest agnostykiem, wierzy jednak w moc świętego Antoniego, którego grób odwiedza w Padwie.
Bohater powieści wydaje się wszystko wiedzieć, mieć na każdy temat swoje zdanie, którego raczej nie zmienia. Wielokrotnie manifestuje swój filosemityzm oraz nienawiść do Niemców i Austriaków. Ci pierwsi nie zasługują na żadne inne uczucia z samej definicji - mimo przegranej wojny dobrze się im powodzi, są głośni i wulgarni, mimo tylu zbrodni spokojnie i bogato żyją. Niewybredne tyrady nienawiści wylewają się z Grzegorza wielokrotnie. Podobnie traktuje Austriaków, nie cierpi ich porządku i ułożenia, dostaje się im za wojnę i za psychopatów pokroju Fritzla. Co dziwne Włosi są już w porządku, a sympatią pała chyba tylko do Czechów.
Powieść Kozery to nie tylko akcja i przygody głównego bohatera, to także jego szkic psychologiczny. Jadąc przez Europę analizuje swoje uczucia i dotychczasowe życie. Niezależność, którą tak bardzo cenił, przestaje być tak bardzo ważna, Grzegorz zmienia swoje podejście do szczęścia i poczucia spełnienia.
Towarzyszenie mu w tych rozmyślaniach nie jest łatwe - bo Grzegorz wydaje się być nadętym bufonem o zerowej tolerancji, jego tyrady nienawiści denerwują, a liczne bolączki go ośmieszają.
Sporo w powieści Kozery odwołań do wydarzeń aktualnych - nie jestem przekonana, czy będą one czytelne dla czytelnika za x lat, a już całkiem słabo widzę możliwość zrozumienia książki przez czytelnika zagranicznego.
Autor nie zachwycił mnie językiem - pisze sprawnie, rzutko, powieść czyta się błyskawicznie ale brak tu stylistycznych fajerwerków.
Mimo tych punktów, przeczytałam powieść Kozery z ciekawością, przede wszystkim dlatego, iż niezbyt często sięgam po współczesną polską prozę. Tutaj dostałam książkę wyrazistą, umiejscowioną w aktualnej polskiej rzeczywistości - na pewno wartą lektury.
Moja ocena: 4/6
Grzegorz Kozera, Droga do Tarvisio, 182 str., Wydawnictwo Dobra Literatura 2012.