Corumba leży gdzieś w Brazylii, na prowincji, niedaleko granicy z Boliwią. To miasto beznadziei - nikt tu nie ma pieniędzy, ani rozsądnej pracy, niewyobrażalny upał zabija wszelką inicjatywę i chęć do życia. Każdy dzień jest podobny do innego, a nerwowa atmosfera przepojona jest seksem. Właśnie tutaj zamieszkał bohater powieści Melo. Wcale nie miał takiego zamiaru, ale po tym jak praca w call-center w São Paulo doprowadziła go na skraj załamania nerwowego, tak że spoliczkował podwładną, musiał uciec od dotychczasowego życia. Tak, bezimienny bohater na wszystko ma wytłumaczenie, wszak nie jest całkiem złym człowiekiem. Sprawa jednak komplikuje się nieco gdy pewnego dnia, łowiąc ryby nad rzeką, obserwuje wypadek małego samolotu. Rozbija się on tuż przed nim, a w wypadku ginie syn miejscowego bogacza. Cała sprawa nie miałaby żadnego wpływu na życie bohatera, gdyby nie paczka z kilogramem kokainy, która leży obok ciała. Trudno oprzeć się pokusie zabrania łupu. W końcu to nie kradzież, przecież bagaż i tak pewnie wpadłby do rzeki. Dlatego warto skorzystać z okazji i poprawić swój byt - nareszcie oświadczyć się pracującej w policji dziewczynie, kupić dom i ziemię.... Planów jest wiele, ale znowu życie płata figla i wszystko komplikuje. Sąsiad wciąga go w interesy z boliwijską mafią narkotykową, które okazują się być o przynajmniej jeden szczebel za skomplikowane, do tego jest jeszcze żona kuzyna. Tego samego, który ściągnął skołowanego mężczyznę do Corumby i umożliwił start. Żona jest tak natarczywa, że trudno się oprzeć jej zalotom.... Ale to wszystko nie jest wina naszego bohatera - to tylko życie tak się układa.
Melo opowiada historię mocno umiejscowioną w brazylijskiej prowincji, ale jest ona tylko przyczynkiem do rozważań nad dobrem i złem, do zilustrowania rozterek głównej postaci i do ukazania jak cienka jest granica między praworządnym życiem, a zboczeniem na ścieżkę przestępstwa. Autorka zaskakuje niespodziewanym zakończeniem, czyniąc z tej książki niezwykle interesującą lekturę.
Moja ocena: 5/6
Patrícia Melo, Leichendieb, tł. Barbara Mesquita, 203 str., Klett-Cotta 2013.
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania:
Lubię książki, które dzieją się w Ameryce Południowej, a ta wydaje się warta uwagi :)
OdpowiedzUsuńSkoro tak, to zachęcam do wzięcia udziału w wyzwaniu:)
UsuńDziękuję, wyzwanie naprawdę intersujące i poważnie się nad nim zastanowiłam - nie wiem tylko, czy uda mi się przez nie przebrnąć. Ale pójdę niedługo do biblioteki i postaram się poszukać odpowiedniej książki na początek! :)
UsuńTak więc czekam na zgłoszenie:)
Usuń