niedziela, 29 czerwca 2014

"Ostatni rejs Fevre Dream" George R.R. Martin



Zakładam, że jestem chyba ostatnia, która ani nie czytała Pieśni lodu i ognia, ani nie oglądała Gry o tron. Poszczególne tomy mam już na kindle, ale ciągle wydaje mi się, że nie nadszedł odpowiedni moment na tak obszerną lekturę.  Ostatni rejs wydał m się być odpowiedni na rozpoczęcie znajomości z prozą Martina. Niestety jednak nie mogę powiedzieć, że książka mi się podobała. Poniekąd nawet żałuję, że lekturze poświęciłam aż tydzień.

Akcja powieści rozgrywa się w latach pięćdziesiątych XIX wieku głównie na matce rzek - Missisipi. Główny bohater - Abner Marsh - jest kapitanem żeglugi rzecznej, którego interes bardzo podupadł. Gdy spotyka człowieka gotowego zainwestować sporą kwotę w budowę największego i najszybszego parowca, ma nadzieję na odmianę swego losu. Gdy Fevre Dream jest gotowy, Abner stopniowa zaczyna odkrywać, że jego partner - Joshua York - ma bardzo dziwne zwyczaje. Kapitan jest coraz bardziej podejrzliwy i krok po kroku traci zaufanie do Yorka. W końcu ten drugi opowiada mu historię swego życia, sugerując, że należy do innej rasy, powszechnie przez ludzi nazywanej wampirami. Joshua ma pewne plan wobec ostatnich przedstawicieli jego gatunku i pragnie je zrealizować ze współudziałem Marsha i Fevre Dream. Rozpoczyna się przedziwny rejs, z nocnymi postojami, zakończony spotkaniem z konkurencyjnym królem krwi. 

Cała historia, a szczególnie wampirzy smaczek mnie nudziły. Akcja jest niby wartka, ale dla mnie jednak nudna, wywody na temat swoistości wampirzej rasy włożyłam od razu między bajki i właściwie podobały mi się tylko kulisy historii czyli wyścigi parowców oraz życie na i wokół Missisipi.

Sam język Martina także mnie nie zachwycił. Owszem pisze sprawnie i rzutko ale bez fajerwerków. Nie oznacza to, że jestem zniechęcona do tego pisarza - na pewno po Pieśń lodu i ognia sięgnę, tylko jeszcze nie wiem kiedy:) Nie obrażę się, jeśli zostanę skutecznie zachęcona:)

Moja ocena: 3/6

George R.R. Martin, Ostatni rejs Fevre Dream, tł. Robert P. Lipski, 587 str., Zysk i s-ka 2010.

3 komentarze:

  1. Martin w tym dziele chyba próbował, jak to będzie z wampirami. :) Ja zachęcam, mocno, ale do Twaina, chyba że już czytałaś?
    http://mcagnes.blogspot.com/2010/06/martin-i-twain.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za linka, faktycznie podobieństwo zaskakujące. Twaina nie czytałam, jakoś w ogóle nie jestem fanką amerykańskiej prozy, ale może kiedyś nadrobię?

      Usuń
  2. "Pieśń Lodu i Ognia" to, w takim razie, najlepsza powieść tego pana :)
    http://zakurzone-stronice.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń