Nie planowałam lektury Baśnioboru, ale chęć czytania tej samej książki, w tym samym czasie, co moja córka, zadecydowała. Taka okazja nadarzyła się nam po raz pierwszy. Ona jednak jeszcze nie skończyła czytania, mnie trochę szybciej poszło. Jej się na razie podoba, mnie niestety mniej.
Seth i Kendra mają nieco dziwną rodzinę - jedni dziadkowie spłonęli w przyczepie kempingowej, a drugich zbyt często nie widują. Mieszkają oni daleko, nigdy nie odwiedzają wnuków razem, a wizyty rodziny u nich także należą do rzadkości. Tymczasem rodzice Setha i Kendry wypływają w rejs do Skandynawii - zagadkowy zapis w testamencie zmarłych dziadków - i dzieci muszą zostać umieszczone na ten czas u niemal nieznanej babci i dziadka. Na miejscu okazuje się, że posiadłość dziadków wcale nie jest zwyczajna, a dzieci krok po kroku odkrywają jej tajemnice. Mull kreuje świat pełen wróżek, nimf, najad i innych baśniowych stworów, nawiązując do różnych mitologii oraz wierzeń.
Autor próbował stworzyć swój świat z własnymi zasadami, historią i zagrożeniami, czerpiąc inspirację z Tolkiena czy Rowling. Niestety autorowi się to nie do końca udało - brakuje mi tu pełne kreacji, dopracowanej historii, wyjaśnienia zasad i powiązań. To wszak nie bajka dla małych dzieci, gdzie wiele faktów można przyjąć na słowo, lecz powieść dla nieco starszego czytelnika. Odniosłam jednak wrażenie, że Mull często gorączkowo, na poczekaniu wręcz, wymyślał uzasadnienie wydarzeń - Kendra i Seth muszą jechać o dziadków, to uśmiercimy drugich, a rodziców wyślemy na inny kontynent; rodzeństwo trzeba wpakować w tarapaty, więc Seth złamie wszystkie zasady; sytuacja jest bez wyjścia, no to nagle się okaże, że Kendra nie może zostać zaatakowana, bo nigdy nie użyła magii. To tak jakby Mull zasady funkcjonowania Baśnioboru wymyślał na poczekaniu. Zaskakujące jest także, jak nagle dzieci rzucają się na szyję rzadko widywanej babci, do której za żadne skarby nie chciały jechać. Same przygody wydały mi się niedopracowane, powierzchowne, opowiedziane w pośpiechu. Seth i Kendra byli pierwszymi wnukami, którym udało się odkryć istnienie rezerwatu magicznych stworzeń, trudno uwierzyć, że dotychczasowe wnuki nie wpadły na żaden trop.
W końcu język powieści - nie znam oryginału, ale polskie tłumaczenie nie miało płynności - zwracanie się do czternastoletniej Kendry per dobra dziewczynka (założę się, że w oryginalnie Kendra była good girl), sztuczne dialogi między rodzeństwem czy wyruszanie za zaginionym dziadkiem, mnie irytowały.
Dla córki kupiłam wszystkie kolejne tomy, być może także je przeczytam, by móc z nią rozmawiać o książce, ale bardzo żałuję, że Mull nie wciągnął mnie w swój świat, tak jak udało się to Rowling.
Moja ocena: 3/6
Brandon Mull, Baśniobór, tł. Rafał Lisowski, 344 str,, Wydawnictwo WAB.
Przez pierwszy "Baśniobór" przeleciałem siłą rozpędu. Wkurzało mnie postawienie w opozycji do rozbrykanego na maksa brata, rewelacyjnie ułożonej siostry, ale pomyślałem, że książka dla młodych to niech tam ... Ale chyba gdzieś w trzecim tomie oko zabolało od przymykania na kalki fabularne i inne takie tam i zarzuciłem :)
OdpowiedzUsuńCzyli jednak nie jestem całkiem osamotniona w mojej opinii i jest nas już troje krytykujących.
UsuńZ drugiej strony, czytałem gorsze ;)
UsuńJa pewnie też, choć teraz sobie nie przypominam.
UsuńMój starszak przeczytał z połowę i się zniechęcił. Ja zaczęłam tylko, ale wciaż mnie kusi, zwłaszcza okładka przyciąga mój wzrok;) Zastanawiam się, czy by nie czytać Baśnioboru 7-latkowi? Czy za mały? Miałabym 2 w 1, i ja bym poznała cd, i wieczorne wspólne czytanie byłoby "załatwione";)
OdpowiedzUsuń