W oka mgnieniu niemal przeczytałam książkę Fossum, która łączy w sobie dwa chyba moje ulubione gatunki literackie - powieść psychologiczną oraz kryminał.
Norweżka stworzyła krótkie studium osaczenia oraz zawarła w swojej powieści wiele impulsów do dalszych rozważań. Przede wszystkim dotyczące przypadku, który decydują o naszych decyzjach. Taki nietypowy zbieg okoliczności zmienia życie Ewy. Rozwiedziona malarka mieszka z sześcioletnią córeczką i ledwie wiąże koniec z końcem. Ciągłe troski finansowe nie pozwalają skupić jej się na pracy artystycznej, a kobieta nie widzi wyjścia z sytuacji. Pewnego dnia spotyka w sklepie serdeczną przyjaciółkę z lat młodzieńczych, której nie widziała od blisko dwudziestu lat. Spotkanie z Mają odmieni całkowicie jej życie, a podjęte w afekcie decyzje zdeterminują dalsze działania Ewy.
Autorka wrzuca czytelnika w środek akcji. Ewa z córką odkrywają podczas spaceru topielca, kobieta jednak nie decyduje się na zawiadomienie policji. Śledztwo prowadzi jednak skrupulatny wdowiec - Sejer, który dzięki swojemu instynktowi oraz genialnemu sposobowi prowadzenia rozmowy odkrywa więcej, niż inni chcieliby zdradzić. Jego zadaniem jest wyjaśnienie dwóch mordów - zabójstwa prostytutki Mai oraz pracownika browaru Egila. Oba morderstwa nie mają pozornie punktów stycznych, jedyną osobą, która wydaje się je łączyć jest Ewa.
Fossum spogląda na wydarzenia raz oczyma Sejera, a raz Ewy. W dusznej atmosferze norweskiego miasteczka krążą po tych samych ulicach, zadając sobie pytania dotyczące egzystencji i ludzkiego okrucieństwa. Ewa to osoba o słabym charakterze, niepewna, chwiejna, wydaje się być niezdolna do głębszych uczuć, nawet swoją córkę nieszczególnie lubi. Jedyne co ją interesuje to wydzierane z płaszczyzny wielu warstw farby obrazy. I pieniądze. Jej przeciwieństwem jest Sejer - spokojny, rozsądny, zrównoważony, a także ojciec - kochający i dowcipny.
Gdyby nie język powieści pewnie uznałabym tę książkę za bardzo dobrą. Tymczasem przez pierwsze kilkanaście stron fizycznie cierpiałam podczas lektury dziwacznych zdań i zwrotów, aż doszłam do wniosku, że zawiniła tłumaczka lub korekta czy może jej brak. Irytowało mnie, że większość imion została przetłumaczona na polski - jest więc np. Mateusz ale równocześnie Jan Henry. Po jakimś czasie na szczęście udało mi się ignorować niezręczne sformułowania i skoncentrować na krótkich, chłodnych zdaniach Fossum.
Moja ocena: 4,5/6
Karin Fossum, Oko Ewy, tł. Maria Gołębiewska-Bijak, 262 str., Wydawnictwo Książnica 2000.
Czytałam kiedyś i bardzo mi się ta książka podobała w przeciwieństwie do "Czarnych sekund" tej samej autorki. Zgadzam się z Tobą, Ewa rzeczywiście miała bardzo chwiejny charakter. Dziwiłam się, że aż tak się zmienia pod wpływem różnych okoliczności...
OdpowiedzUsuńA po książkę tę sięgnęłam ze względu na bardzo intrygujący tytuł :)
Faktycznie, bardzo wpływowa bohaterka, aż nadto może. Ale zapewne są i tacy ludzie.
UsuńBrdzo lubię Fossum. Lubię jej lakoniczny, beznamiętny niemal styl, pod którym aż kipią emocje. Wszystkie jej książki czytałam dotychczas po niemiecku, więc trudno mi się wypowiadać o języku w przypadku wydania polskiego, ale możesz mieć rację... Jeśli tak rzeczywiście jest, to wielka szkoda, bo autorka zasługuje na pierwszorzędny przekład.
OdpowiedzUsuńI ja przepadam za stylem lakonicznym i podejrzewam, że taki był zamiar autorki. Gdy czytałam nie miałam pod ręką karteczek i nie zaznaczałam niezręcznych zdań, a później już mi się szukać nie chciało ale moim zdaniem tłumaczenie jest słabe. Jeśli sięgnę po kolejne jej książki, to na pewno po niemiecku.
Usuń