Zupełnie przypadkiem trafiłam na ten kryminał i była to całkiem satysfakcjonująca lektura, choć nie bez kilka słabszych momentów. Bohaterką serii, bo Ene, due, śmierć jest pierwszym kryminałem z tą samą postacią, jest Helen Grace - policjantka z trudną przeszłością, jak na rasowy kryminał przystało. Traumatyczne wydarzenia z dzieciństwa i młodości Helen poznajemy w trakcie lektury, a właściwie dopiero na samym końcu, ponieważ wiążą się ściśle z zagadką kryminalną.
W okolicach Southampton uprowadzona zostaje para nastolatków. Zostają zamknięci w miejscu, z którego nie mogą się wydostać, położonym w ustronnym miejscu. Powoli umierają z głodu i pragnienia. Mają jednak jedną jedyną szansę na ratunek. Do dyspozycji dostają pistolet z jednym nabojem - ta osoba, która wystrzeli i zabije drugą zostanie uratowana. Ten schemat uprowadzenia powtarza się w przypadku dwóch mężczyzn - kolegów z pracy, następnie dwóch prostytutek itd. Każdorazowo osoba, która zdecydowała się na strzał i uratowała swoje życie, cierpi psychicznie. Śledztwo prowadzi Grace wraz z zespołem zaufanych kolegów. Przełomowym dla śledztwa okazuje się być moment, w którym Helen rozpoznaje, że wcześniej miała styczność z jedną osobą z każdego duetu ofiar.
Najmocniejszą stroną kryminału jest pomysł na sposób zabijania ofiar - stawianie ich przed okrutnym wyborem i czekanie, aż głód doprowadzi do zezwierzęcenia i uczynienia czegoś, co w normalnej sytuacji wydawałoby się być niemożliwe. Z drugiej strony Arlidge szkicuje ciekawy portret psychologiczny Helen, która nie przepracowała traumy z dzieciństwa, co ma istotny wpływ na jej działania. Autor przedstawia bliżej kolejne dwie postaci z zespołu Grace - Marca, stojącego na skraju alkoholizmu, do którego popchnął go rozwód i rozstanie z córką oraz młodej, ambitnej policjantki, która stara się zajść w ciążę.
Książki słuchało mi się dobrze, akcja mnie wciągnęła i specjalnie wymyślałam sobie prace, podczas których mogłam słuchać audiobooka, by szybciej skończyć lekturę.
Nie podobało mi się zaledwie kilka kwestii - nie jestem pewna czy zostały niedopracowane, czy umknęły mi podczas słuchania. Nie do końca jest dla mnie jasna sprawa psycholożki, która została aresztowana jako pierwsza podejrzana. Miałam wrażenie, że ta postać była rozbudowana do tego stopnia tylko dlatego, żeby sprowadzić czytelnika na fałszywy trop. Podobnie odniosłam wrażenie sztuczności końcowej akcji, która jest właściwie punktem kulminacyjnym książki. Mimo to, Ene, due, śmierć to całkiem porządny kryminał i na pewno nie pogardzę kolejnym tomem o Helen Grace.
Moja ocena: 4/6
M.J. Arlidge, Eene Meene. Einer lebt, einer stirbt, tł. Karen Witthuhn, czyt. Uve Teschner, 384 str., Argon Verlag 2014.
Druga część podobała mi się bardziej. W tej, przynajmniej dla mnie, postaci osób poddanych wyborowi były za mało rozbudowane. Można było trochę popracować nad ich psychiką i byłoby świetnie.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z tobą, ale z drugiej strony tych par było jednak sporo, więc nie sposób rozbudować każdej z tych osób - objętość książki rosła by i rosła.
Usuń