niedziela, 12 marca 2017

"Zawołajcie położną" Jennifer Worth



Tę książkę pochłonęłam w kilka dni. Napisana prostym, bezpretensjonalnym i autentycznym językiem wciąga czytelnika od pierwszych stron. Jennifer Worth opowiada o swoich pierwszych krokach w zawodzie położnej. Szlify zdobywała pod okiem zakonnic z Domu Św. Nonnata, który  mieścił się w najbardziej robotniczej dzielnicy Londynu czyli w dokach. Pocz ątkowo spodziewałam się szczegółowych opisów porodów oraz praktyki i nauki autorki, ale ta książka to coś więcej.

Worth opisuje oczywiście porody - wszystkie odbywają się w domu i są bardzo różne: niektóre proste i bezproblemowe, inne skomplikowane. Podczas wszystkich zaskakuje spokój sióstr, które towarzyszą rodzącym w roli położnych. Ich głównym celem jest towarzyszenie kobiecie, nawet jeśli fazy porodu trwają kilkanaście godzin. Nie dążą do przyspieszania, medykalizacji, strasu, roztaczają spokój, pewność i poczucie fachowej opieki.

Worth jednak nie spisała swoich wspomnień tylko w celu opisania porodów, jej głównym celem było przedstawienie życia kobiet. Niemal wszystkie z dnich muszą walczyć o byt, otoczone mnóstwem dzieci, pracujące bez wytchnienia i z humorem i godnością przyjmujące swój los. Między opisami tych losów, Worth przemyca swoje prywatne przygody - spotkania z przyjaciółmi, opis dziewcząt, uczących się wraz z nią.

Podczas pracy Jennifer trafiła na wiele przejmujących losów - kobiet, cierpiących pod ciężką ręką męża, zaniedbujących dzieci i siebie, a także takich, których życie zawiodło w zaułek bez wyjścia. Jedną z nich jest nastoletnia Mary, która po ucieczce z Dublina od pijącej matki, trafia w ręce alfonsa. Ten wykorzystuje naiwną dziewczyną, zmuszając ją do prostytucji. Mary ucieka od niego, będą ciąży i przypadkiem poznaje Jennifer. Jej losy niestety potoczą się według najgorszego z możliwych scenariusza. W pamięci pozostanie też rodzina Conchity - Hiszpanki, która urodziła 25 dzieci i dzięki sile swojej woli uratowała życie wcześniaka.

Tak jak napisałam powyżej język Worth jest prosty i bardzo przystępny. Bardzo podobało mi się użycie przez niej gwary, przy okazji brawa dla tłumaczki! Tym zabiegiem nadaje swoim historiom autentyczności. Czytelnik wierzy, że stara się oddać swoje przeżycia jak najwierniej. Książka podzielona jest aż na 32 rozdziały, nie są one jednak oddzielnymi historiami, Worth wraca do wcześniej wspomnianych pacjentek, wtrąca historie prywatne oraz perypetie jej towarzyszek oraz zakonnic. Po lekturze czuję jednak niedosyt - chętnie poznałabym losy autorki sprzed rozpoczęcia nauki u sióstr, jaki i po jej zakończeniu.

Moja ocena: 5/6

Jennifer Worth, Zawołajcie położną, tł. Mata Kisiel-Małecka, 428 str., Wydawnictwo Literackie 2014.

11 komentarzy:

  1. Są jeszcze dwie części, niestety nieprzetłumaczone, ale i po angielsku język jest klarowny i czyta się świetnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O super, to się zaopatrzę w nie. Dzięki za cynk!

      Usuń
    2. I są równie fajne, pisałem o nich. Kupiłem zaraz po pierwszym tomie, bo się uzależniłem :)

      Usuń
    3. Właśnie wyczaiłam, że jest drugi tom nawet po niemiecku, to sobie ebooka kupię. A trzeci machnę po angielsku.

      Usuń
    4. Sprawdź pocztę. Widać w Niemczech książka sprzedawała się lepiej niż u nas.

      Usuń
    5. Ten drugi tom, dopiero niedawno wydany, jesienią 2016, zupełnie nieznane mi wydawnictwo.

      Usuń
    6. O, czyli może komuś się spodobało i postanowił zaryzykować.

      Usuń
  2. O widzisz, a mnie nie tyle ciekawią losy Worth, co jej bohaterów. Czytałam to rok temu, ale doskonale pamiętam poszczególne "przypadki" - najbardziej chyba wątek matki potwornej ilości dzieci (24? 25?) i kangurowania. Tło obyczajowo-społeczne udało się w tej książce znakomicie, chylę czoła.
    A przy okazji, bo widzę co czytasz. Jak ta Szejnert? Ja kupiłam chyba 3 lata temu i do tej pory się nie zmobilizowałam, a z każdym rokiem przychodzi mi to coraz trudniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, losy bohaterów bardziej, ale jej samej także, ciekawa jestem jak potoczyło się jej życie. Też zapamiętałam Conchitę. Szejnert już kończę, warto, ale przeorała mnie ta książka - musisz być przygotowana na dużą dawkę śmierci, tortur. Oczywiście Szejnert ich nie opisuje, ale to taka przeraźliwie smutna książka. U mnie też długo stała, dzięki stosikowemu czytam.

      Usuń
  3. Ostatnio machnęłam Farewell to East End i In the Midst of life. To ostatnie inne, bo o starości i śmierci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super, ja na pewno tez się na nie skuszę. Pozdrawiam Izo!

      Usuń