wtorek, 17 lipca 2018

"Historia pszczół" Maja Lune


Trzy historie, które się ze sobą przeplatają, troje różnych bohaterów, trzy bardzo od siebie odległe miejsca akcji i trzy różne epoki. Łączy je jedno - pszczoły. 

Tao mieszka w Chinach, jest koniec XXI wieku. W państwie panuje głód, kobiety pracują przy zapylaniu kwiatów drzew owocowych. Życie jest ciężkie i obłożone mnóstwem regulacji, nikt nie pamięta już o postępie sprzed zaledwie kilkudziesięciu lat. Tao nie jest zachwycona tym zajęciem, wolałaby korzystać ze swojej ponadprzeciętnej inteligencji, ale nie ma wyboru. Radością jej życia jest trzyletni synek, który niestety zapada na nieznaną chorobę.

William mieszka w dziewiętnastowiecznej Anglii. Był obiecującym biologiem, ale poświęcił karierę dla rodziny, decydując się na handlowanie nasionami. Jego mentor i profesor unaocznia mu jego porażkę życiową, popychając Williama w depresję. Z tego stanu udaje mu się wyjść dzięki pomysłowi na nowoczesny ul. Z nowymi siłami zabiera się za jego projektowanie, mając pomoc w najstarszej córce, a nie, jak oczekiwał, w synu.

George mieszka w USA, jest początek XXI wieku, a jego farma jest całym jego życiem. George sam buduje ule dla swoich pszczół, dba o nie, troszczy się, kocha je. Gdy do jego uli dociera masowe wymieranie pszczół, George się załamuje. I George ma syna, w którym pokłada nadzieje, ten jednak decyduje się na studia i pracę dziennikarza.

Lunde opisuje życie tych trzech rodzin, jednak właściwym bohaterem powieści są pszczoły. To one są motorem działań, od nich zależy życie, dobrobyt i wreszcie pokarm. Najciekawszą historią jest zdecydowanie ta futurystyczna, opisująca życie na świecie po wyginięciu pszczół. Nie sposób odrzucić od siebie katastroficznej wizji - jest tak prawdopodobna, że czytelnika ogarnia przerażenie. Zapewne taka motywacja kierowała autorką, gdy pisała tę powieść. Oprócz tej zastraszającej wizji, zawarła w niej jednak o wiele więcej. W każdej z historii opisuje konflikt na linii rodzic-dziecko. W przypadku Tao jest on najmniej wyraźny - kobieta próbuje synka uczyć, przekazać mu swoją wiedzę, dziecko jednak nie jest tym zainteresowane, woli bawić się i biegać. Sama jest także traktowana jako dziecko przez kontrolujący wszystko organ państwowy i w efekcie staje się jego narzędziem.

William jest ojcem syna i sześciu córek. To właśnie syn ma być jego prawą ręką, dla niego składa pieniądze na uniwersytet, tymczasem okazuje się on być próżniakiem i nierobem. Ojciec długo nie zauważa zdolności, pracowitości i mądrości najstarszej córki, nie potrafiąc się wyrzec swoich planów i przekonań.

Podobnie jest z Georgem, który całe nadzieje pokłada w jednym synu, który w przyszłości ma przejąć hodowlę pszczół. George wszystko planuje dla niego, nie ma żadnego planu B, nie przyjmuje do wiadomości innej opcji - ani sprzedania farmy, ani wyjazdu na Florydę, którego pragnie żona, a najmniej tego, że syn może mieć inne plany zawodowe.

Szczególnie William i George zapatrzeni są w swoje wizje, w zasadzie to egoistyczni, skupieni na sobie, antypatyczni faceci. Gdyby nie Tao, nie wiem nawet, czy pokusiłabym się na dokończenie lektury, do tego stopnia mnie denerwowali. 

Historia pszczół to nie jest zła książka, to książka zdecydowanie potrzebna, niemniej mnie nie porwała. Na pewno odgrała tu dużą rolę wspomniana wyżej antypatia do męskich bohaterów, ale także nie zachwycił mnie sam język Lunde. Polskie tłumaczenie jest świetne, ale sama opowieść dość monotonna. Niestety po raz kolejny nie przypadli mi do gustu lektorzy - książki bowiem słuchałam - co w zasadzie nie jest nowością, bo z polskimi lektorami już często miałam problem.

Moja ocena: 4/6

Maja Lunde, Historia pszczół, tł. Anna Marciniakówna, czyt. Magdalena Schejbal, Leszek Filipowicz, Adam Bauman, 520 str., Wydawnictwo Literackie 2017.

1 komentarz:

  1. Może to być ciekawa książka. Jeśli będę miała możliwość to dam jej szanse...Zapraszam do siebie na bloga, może zostaniesz na dłużej.

    OdpowiedzUsuń