wtorek, 26 marca 2019

"Czarna polewka" Małgorzata Musierowicz


Tą książką rozpoczęłam pisanie tego blogu, ale zaklinam was nie szukajcie tego wpisu, bo nie napisałam tam nic - kilka zdań bez treści i znaczenia. Tak więc nie mogłam sobie tą notką przypomnieć treści tego tomu, a z zakamarków pamięci także nie potrafiłam nic mądrego wygrzebać, więc nie było siły - trzeba było czytać jeszcze raz. I łoo matko, nie dziw, że wyparłam tę książkę z pamięci. Irytujący Ignacy Grzegorz robi się potworny - lizus, donosiciel, niedołęga. Ewidentnie idzie w ślady protoplasty rodu, który we wszystko się miesza i wszystko koncertowo spierd... pardon, niszczy.

A o co chodzi? A no o Laurę i Różę. Róża lula dziecko, przyjmuje potajemnie wizyty narzeczonego i ojca dziecka, bo senior Ignacy go nie toleruje i odrzuca jego oficjalną prośbę o rękę wnuczki. Podobnie jest z bratem Fryderyka, Wolfgangiem, który zabiega o Laurę. Ten prosi o rękę Laury według staromodnego zwyczaju, ale także dostaje rekuzę. Borejko twierdzi, że to on wychowywał wnuczki i to on będzie decydował o ich losie. Jako żywo we wszystkich poprzednich tomach z jego wychowywania nic nie widziałam, ale może odbywało się ono między wierszami. Bez kontrolnego oka Mili, która przebywa na letnisku u Patrycji, Ignacy schrzani wszystko, nawet filodendrona żony.

Jak już wspomniałam kolejnym kuriozum jest Ignacy Grzegorz. Tak troskliwie wychowująca córki Gabrysia wydaje się nie mieć żadnego wpływu na swojego najmłodszego, który jest całkowicie pod wpływem dziadka. Ten znowu hołubi w nim najgorszy możliwy zestaw cech, zachęcając chłopca do donosicielstwa i szpiegowania sióstr. Ten potworny duet faktycznie niszczy wszelakie plany dziewcząt. Choć w zasadzie wychowanie Gabrysi opiera się na obserwowaniu dzieci i czekaniu, aż same zrozumieją swoje ewentualne błędy.

Wracając jednak do głównej bohaterki Laury - jej związek z Wolfim kwitnie i jest tak pretensjonalny, że trudno się nie porzyg... zwymiotować. Otóż ich spotkania polegają na tym, że ciągle się całują. Zero rozmów, tylko ciągłe cmok cmok. Nie przytulają się, nie dotykają, całują. A gdy wyruszają w Polskę, by potajemnie wziąć ślub i nieoczekiwanie muszą nocować w pewnym dworku-muzeum, Laura śpi sama, a Wolfi koczuje niemal na podłodze i to w innym pokoju, w koszmarnym towarzystwie autostopowicza, którego nieopatrznie ze sobą zabrali. Laura cuduje, by zakryć się po kąpieli nie tylko przed Bodziem (ów autostopowicz), ale też przed przyszłym mężem - jakiś cyrk absolutny. Gdyby Musierowicz na siłę nie chciała być nowoczesna i nie wprowadziła tego ekstensywnego całowania, można by pomyśleć, że związek Laury i Wolfganga jest po prostu staromodny, ale w takiej sytuacji jest po prostu groteskowy.

Ale wiecie, co jest najgorsze? Będę musiała przeczytać kolejny tom, bo za chińskiego boga nie pamiętam jego treści, a muszę zobaczyć, co się stało ze związkiem Laury.

Moja ocena: 2,5/6

Małgorzata Musierowicz, Czarna polewka, 266 str., Akapit Press 2006.

2 komentarze:

  1. Ostrzegałem. To jest chyba absolutne dno Jezycjady i potem bywa ciut lepiej przebłyskami, ale nie licz na zbyt wiele.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostrzegałeś. Nie liczę, been there, done that.

      Usuń