Jeśli się przeczytało Legendę o samobójstwie, warto sięgnąć po tę książkę. Dopełnia ona tamtą, dopowiada, ukazuje inną perspektywę. Tutaj głównym i jednym bohaterem jest Jim, który przylatuje do Kalifornii z Alaski, by podjąć ostatnią próbę pokonania depresji. Podejmuje ją jednak głównie na prośbę rodziny, bo nie widać w nim woli walki i chęci życia. Jego depresja jest tak głęboka, że nie sposób z nią już walczyć.
Nie chcę tu pisać o depresji, bo zapewne każda chora osoba przeżywa ją inaczej, zachowuje się inaczej i ma inne sposoby na przetrwanie. Vann przedstawia tutaj dogłębny obraz depresji Jima, wchodzi w jego głowę, jego myśli, obdziera je z pozłotki i pokazuje z wielką szczerością. Przemyślenia i wypowiedzi Jima mogą być szokujące, niekonsekwentne, obraźliwe, nie ma przecież już nic do stracenia, jest u końca równi pochyłej. Vann świetnie opisuje jego naprzemienne napady manii i głebokiej depresji oraz rozmowy z rodziną. Brat, rodzice, byłe żony, dzieci, przyjaciel - mniej lub bardziej umiejętnie z nim rozmawiają. Niektórzy nie potrafią zrozumieć depresji, niektórzy próbują pomóc, niektórzy po prostu są.
Głównym uczuciem w tej książce jest smutek. Głęboki, nieprzebrany, niekończący się smutek. Jim stoi przed ścianą i nie ma już drogi odwrotu. Rodzina o tym wie lub przynajmniej to przeczuwa i musi z tym żyć. Sceny rozmów z rodzicami są bardzo przygnębiające. Zresztą wszystko w tej książce jest przygnębiające. Jim chodzący z pistoletem, Jim wygłaszający bolesne spostrzeżenia wobec swoich bliskich, Jim ciągle myślący o seksie, Jim wykonujący nieskoordynowane działania, Jim punktujący psychologa.
Vann mistrzowsko oddał niezatrzymany potok myśli Jima, robiąc świetną robotę w kwestii ukazania chorób takich jak depresja czy afektywna dwubiegunowa. Mimo że tyle się o nich mówi, świadomość faktycznych zachowań oraz tego, jak postępować z chorymi jest nadal bardzo niska. Powieść Vanna ma większe szanse na poprawienie tej wiedzy niż poradniki i pseudonaukowe artykuły.
Tę książkę czyta się ciągiem, trudno ją przerwać, trudno opuścić tok myśli Jima. Zawdzięczamy to potoczystemu pióru Vanna, ale także świetnemu tłumaczeniu. Nie zostanę wielbicielką Vanna, w moim odczuciu zawiera on w swoich książkach zbyt wiele odjechanych przemyśleń, ale doceniam tę prozę i planuję lekturę jeszcze jednej książki tego autora.
Moja ocena: 4,5/6
David Vann, Halibut na księżycu, tł. Dobromiła Jankowska, 288 str., Wydawnictwo Pauza 2021.
Mam w planach i mam nadzieję, że uda mi się ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńW takim razie udanej lektury!
Usuń