Margaret Cadmore to sierota wychowana przez angielskich misjonarzy, imię i nazwisko otrzymała po swojej przybranej matce. Dzięki niej dziewczyna ukończyła szkołę, w której zawsze odnosiła sukcesy i została nauczycielką. Mimo dobrej edukacji i angielskiego wychowania jej przynależność do plemienia Masarwa naznaczy jej los. To plemię nie cieszy się bowiem popularnością i jego członkowie skazani są na wykonywanie najgorszych prac lub bycie niewolnikami. Gdy Margaret przybywa do Dilepe, gdzie ma objąć swoją pierwszą posadę, jej pochodzenie określi jej pozycję. Kobieta jest świetną nauczycielką i niebawem wzbudzi głębokie emocje u Maru i Moleki. Obaj mężczyźni są wodzami plemion zamieszkujących Dilepe. Maru ma nawet niewolników należących do plemienia Masarwa. Margaret zostaje uwikłana w rywalizację między mężczyznami, a jej pochodzenie odgrywa tu sporą rolę. Obaj pożądają pięknej nauczycielki, zresztą obcowanie z różnymi kobietami jest u nich na porządku dziennym. Dikeledi - inna nauczycielka, z którą Margaret połączy przyjaźń, wprowadza ją w tajniki wioskowych relacji.
Ta niewielka powieść obraca się wokół rywalizacji, podejrzeń, spekulacji, a wszystkie te działania podszyte są głębokim rasizmem, nietolerancją i seksizmem. Przyznam, że dla mnie ta lektura była dość wymagająca - nie tyle językowo (czytałam po angielsku), co treściowo. Niespecjalnie interesowały mnie wioskowe i plemienne zawirowania, a konkluzje nie były dla mnie odkrywcze.
Moja ocena: 3/6
Bessie Head, Maru, 127 str., Heinemann 1997.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz