Konto instagramowe pani od feminatywów, czyli Martyny Zachorskiej śledzę chyba od początku. Zawsze ceniłam jej wiedzę, nie tylko językoznawczą, a to że dzielę z nią poglądy, jest tu tylko wartością dodaną.
Na Żeńską końcówkę języka czekałam z niecierpliwością, ale sięgnęłam po nią, jak to zazwyczaj bywa, dopiero teraz i niepotrzebnie zwlekałam, bo to świetna rzecz, którą warto mieć w wersji papierowej. Zachorska nie skupia się w swojej publikacji tylko na kwestiach, z których zasłynęła. Owszem feminatywy odgrywają tu dużą rolę, ale są tylko jednym z tematów. Autorka zajmuje się szeroko pojętym językiem, że tak powiem, mniejszościowym, a co za tym idzie sytuacją konkretnych grup społecznych, bo, jak wiemy, język wpływa i kształtuje rzeczywistość. Sporo tu więc o języku inkluzywnym, a co za tym idzie o osobach z niepełnosprawnością, niebinarnych, osobach o innym kolorze skóry itd.
Zachorska pisze o seksizmie w języku, o wulgaryzmach, o języku opisującym cielesność, wskazując na słabości, innowacje i ponownie, jak używane przez nas słownictwo wpływa na inne osoby. To głęboko tolerancyjna publikacja, skierowana na to, by nie ranić innych, by nakreślić inny punkt widzenia i uwrażliwić czytelniczkę na potrzeby innych osób. Każdy z poruszonych tematów poparty jest dogłębną wiedzą, licznymi źródłami, a do tego opisany jest potoczystym, empatycznym językiem. To się po prostu świetnie czyta, a autorka daje mnóstwo argumentów na wypadek dyskusji na któryś z tych tematów. Polecam.
Moja ocena: 5/6
Martyna F. Zachorska, Żeńska końcówka języka, 320 str., Wydawnictwo Poznańskie 2023.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz