sobota, 31 sierpnia 2024

"System" Amanda Svensson

 


W Lund przychodzą na świat trojaczki, które po krótkim spotkaniu tuż po porodzie, poznajemy w wieku dwudziestukilku lat. Sebastian pracuje w Londynie, w instytucie badającym mózg i niespotykane zachowania ludzkie. Clara szuka siebie na Wyspie Wielkanocnej. Matilda związała się w Berlinie z mężczyzną z dzieckiem, również Szwedem. Kontakt między rodzeństwem jest nikły, matka żyje sama, nikt nie wie, gdzie przebywa ojciec. W tym systemie nic nie działa. A wszystko rozpadło się po śmierci wieloletniej dziewczyny Sebastiana. 

Svensson opisuje trzy zagubione osoby, które mniej lub bardziej umiejętnie poszukują swojego miejsca w życiu. Clara odpływa w uduchowione pierdololo o wszechświecie, ekologii i zbawianiu siebie i ziemi, co czyni sadząc drzewa w kraterze na Wyspie Wielkanocnej, mieszkając w komunie i wystawiając się codziennie na ogromne wyzwania, bo ani nie lubi podróżować, ani nie przepada za intensywnymi doznaniami. 
Sebastian ma do czynienia z osobami o przeróżnych zaburzeniach, ale zupełnie nie wie, czemu ma służyć jego praca, jak działa instytut i czego od niego oczekuje dyrektor. Ponadto trafia w pracy na samych szalonych naukowców z badającą cykady Travis na czele. 
Matilda natomiast po dwuletnim pobycie w Bangladeszu i aborcji ląduje w Berlinie, gdzie przypadkiem poznaje Billy'ego i jego córkę Siri, a także jej matkę alkoholiczkę i Kathleen, która wprowadza ją w świat jogi, który wycisza cierpiącą na chorobę dwubiegunową kobietę. 
Ta zawikłana fabuła w zasadzie do niczego nie prowadzi, nie będzie tu spektakularnych zwrotów akcji, a bardziej powolne odkrywanie tego, co wydarzyło się w życiach trojaczków i doprowadziło do chaosu, jaki panuje w nich teraz.

Svensson posługuje się licznymi metaforami, szczególnie tymi opartymi na widzeniu i oglądaniu – jeden z bohaterów traci wzrok, mimo tego namiętnie robi zdjęcia, ogromną rolę w życiu wielu z nich odgrywają obrazy i fotografie, a także kolory i sztuka. Nie są to jednak jakieś konkretne odwołania, na próżno doszukiwałam się w nich paraleli naprowadzających na konkretne tropy. Głównym przesłaniem powieści wydaje się być jednak tytułowy system, który tworzy rodzina trojaczków, niezależenie od więzów krwi. To on wydaje się być ważniejszy niż kod genetyczny, ale to konstrukt niezwykle ulotny i łatwo go zaburzyć. Takie systemy otaczają zresztą bohaterów – czy to będzie labirynt instytutu Sebastiana czy przypominający komunę związek łączący znajomych Clary. Każde z rodzeństwa ma też możliwość utworzenia własnego, olśniewającego (jak w oryginalnym tytule) systemu, ale by być na to gotowym, musi rozwikłać własny, tak jak Matylda, która usuwa ciążę, nie mogąc przyjąć do swojego systemu ciężko chorego dziecka. Udać się to ma jej dopiero z Billym i jego córką.

Mimo że wiele wyciągnęłam z tej książki, to jednak nie przypadła mi ona do gustu. Tych ponad siedemset stron nie poruszyło we mnie żadnej emocjonalnej struny, a egzystencjalne wynurzenia wręcz odrzucały. Doceniam humorystyczny styl Svensson, ale znika on w tych wszystkich prawdach objawionych wygłaszanych przez bohaterów. Dobrze, że tę powieść lekko się czyta, bo nie wiem, czy inaczej przebrnęłabym przez tak opasłą książkę.

Moja ocena: 3/6

Amanda Svensson, System, tł. Karolina Ancerowicz, Justyna Czechowska, 736 str., Wydawnictwo Pauza 2024.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz