czwartek, 18 września 2025

"Człowiek, który zrozumiał naturę. Nowy świat Alexandra von Huboldta" Andrea Wulf

 


Alexander von Humboldt – brat Wilhelma, współpatron uniwersytetu w Berlinie, bohater "Rachuby świata" Daniela Kehlmanna – jednym słowem, postać mi znana. Autorka tej obszernej biografii udowodniła mi jednak, że znana pobieżnie i że bardzo warta poznania. Tak bardzo, że po tej lekturze stałam się psychofanką Alexandra. 

Życiorys tego badacza można sobie przeczytać w minutkę na Wikipedii, więc nie będę tu przytaczać faktów z jego życia, szczególnie że Wulf wprawdzie się na nie powołuje, ale wcale z nich nie czyni clou tej biografii. To wręcz monumentalne dzieło osadza bowiem życiorys Humboldtów w epoce, w której żyli, wskazując na powiązania z wydarzeniami historycznymi i innymi postaciami, co czyni z tej książki biografię tych czasów, a nie Alexandra tylko. Zarówno Wilhelm, jak i Alexander byli wyjątkowi – ich uprzywilejowane pochodzenie dało im wprawdzie finansowe możliwości, ale przynajmniej w przypadku Alexandra nie stworzyło z nich zadufanych bubków, zamkniętych na bolączki innych i świata. Alexander – wybitnie uzdolniony, przyrodnik totalny, który za nic miał wąskie specjalizacje i interesował się wszystkim: od kosmosu po najmniejszą roślinkę – zachwycał ówczesnych swoim intelektem. Jego wyjątkowa zdolność do wiązania faktów, globalnego spoglądania na procesy przyrodnicze oraz pęd za wiedzą i chęć poznania świata szły w parze z empatią i zrozumieniem człowieka. Ten urodzony w 1769 roku człowiek niestrudzenie podróżował po Ameryce Południowej czy Azji, ale także stworzył podwaliny ekologii! Jego poglądy na rabunkową gospodarkę człowieka oraz potępianie niewolnictwa były na tamte czasy wysoce nowatorskie i pozostają aktualne aż do dziś! 

Wulf nie kończy swojej książki wraz ze śmiercią przyrodnika, ale poświęca sporą część, by opisać recepcję jego badań i odkryć oraz ich wpływ na innych badaczy i pisarzy: Darwina, Bolívara, Goethego, Verne'a i wielu innych. Teorie stworzone przez Humboldta były stale podejmowane, rozwijane i inspirowały kolejne pokolenia badaczy – nie miałam o tym pojęcia! Zupełnie nie zdawałam sobie sprawy, jak znaną był postacią i jak niesprawiedliwym jest zapominanie o nim już teraz.

Oczywiście to, co tu piszę, to zaledwie wycinek tej biografii, bo Wulf szeroko opisuje sytuację historyczną i gospodarczą Europy, Ameryk i Azji, powołuje się na całą paletę publikacji i wspomina mnóstwo postaci, robiąc nawet wycieczki w stronę sztuki i literatury. Tak dalece zakrojony projekt czyni z tej biografii książkę wielokrotnego użytku – można do niej wracać, odszukiwać nowe fragmenty czy podążać za kolejnymi postaciami. Naprawdę wielka rezecz!

W Polsce ta książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Poznańskiego w przekładzie Katarzyny Bażyńskiej-Chojnackiej i Piotra Chojnackiego.

Moja ocena: 5/6

Andrea Wulf, Alexander von Humboldt. Die Erfindung der Natur, tł. Hainer Kober, 560 str., C. Bertelsmann 2016.

poniedziałek, 15 września 2025

"Ptaki" Tarjei Vesaas


Mattis ma trzydzieści siedem lat i mieszka ze starszą siostrą nad jeziorem, w niewielkiej miejscowości. Siostra utrzymuje oboje, robiąc na drutach swetry. Jest dla Mattisa matką, siostrą, opiekunką i wyrocznią. Mattis uchodzi bowiem ze wioskowego głupka, niedojdę, z którego wszyscy się podśmiechują lub traktują z pobłażaniem. Mattis ma jednak swój świat, bardzo emocjonalny, bliski naturze i rozumie o wiele więcej, niż sądzą inni, czyni to jednak na swój sposób. Mężczyzna nie potrafi podjąć żadnej pracy, dlatego spędza całe dnie na jeziorze, w łódce, rzekomo pracując jako promowy. Pewnego dnia przewozi drwala, któremu oferuje nocleg. Hege, siostra, zaskoczona gościem, przyjmuje go pod dach, a później się w nim zakochuje, co stanowi dla Mattisa ogromny szok, a nawet w pewien sposób zdradę. 

W tej powieści jednak nie fabuła jest najważniejsza, a kreacja Mattisa. Obserwujemy go oczami innych, poprzez dialogi, ale także wchodzimy w jego głowę. Vesaas stworzył mistrzowski obraz kogoś, kto myśli inaczej, widzi świat przez inny filtr i żyje w bliskości z naturą. Widać to szczególnie w dialogach – urywanych, zdaniach bez kontynuacji, słowach, które może zrozumieć tylko Hege, Mattis wydaje się być wielkim dzieckiem, które boi się burzy. Vesaas próbuje jednak ukazać, że jego percepcja świata jak i logika, pojmowania zjawisk odbiegają od tych standardowych, co nie oznacza, że są gorsze. Myśli Mattisa są niewygodne, a dialogi wymagają otwarcia umysłu. Ten wioskowy niedojda pokazuje ulotność naszych zajęć i przekonań i zachwyca niesamowitą wrażliwością na naturę i jej znaki, fascynując się ptakami. 

To książka o samotności, o próbach zadzierzgnięcia kontaktów, które skazane są na niepowodzenie, o życiu na krawędzi społeczeństwa. O ile w przypadku Mattisa nie ma szans na zmianę tego stanu, to Hege udaje się, właśnie dzięki Mattisowi, znaleźć drogę do osobistego poczucia szczęścia. Taka zmiana w tej konstelacji jest trudna dla Mattisa i rzuca pytanie: na ile Hege ma prawo do własnego szczęścia? I co zrobi z tym Mattis, gdy zacznie to rozumieć.

Kolejny świetny tom z Serii Skandynawskiej, piękna, melancholijna powieść, która nie bez przyczyny jest zaliczana do najlepszych dzieł literatury norweskiej. Bardzo chcę zobaczyć teraz polską ekranizację pt. "Żywot Mateusza".

Moja ocena: 5/6

Tarjei Vesaas, Ptaki, tł. Maria Gołębiewska-Bijak, 336 str., Wydawnictwo Poznańskie 2024.

piątek, 12 września 2025

"Dunbar" Edward St Aubyn

 


Dunbar to potentat finansowy i medialny, jego imperium obejmuje niemal cały świat, a majątek jest niepoliczalny. Dunbar jest już w podeszłym wieku i właśnie wylądował w eksluzywnej klinice psychiatrycznej, raczej nie z własnej woli. Maczały w tym palce jego dwie starsze córki, które chcą zgarnąć władzę nad imperium. Młodsza córka z drugiego małżeństwa w ogóle nie ma takich zapędów, co więcej Dunbar ją wydziedziczył i zerwał z nią kontakt, czego żałuje. Dunbarowi udaje się z miejsca uwięzienia uciec, co wiąże się jednak z tułaczką po górach i zagrożeniem życia. Na ratunek ruszy odrzucona córka, która także tęskni za ojcem i której pomoże jeden z byłych współpracowników koncernu. W tle będzie wiele intryg i machlojek finansowych, a córki, lekarz, ochroniarze i jeszcze kilka osób zrobią wszystko, by napchać własne kieszenie. 

To bardzo przerysowana powieść, z wręcz karykaturalnymi postaciami, które są naszkicowane dość powierzchownie, choć nie trudno sobie wyobrazić, że takie postaci istnieją. Podobnie ma się rzecz z samą akcją – to dość schematyczny zarys, przewidywalny i bazujący na kontraście. Postaci i ich zachowania są albo czarne, albo białe. Okazuje się, że nie można tej powieści czytać w oderwaniu od zamiaru autora – otóż ma być to uwspółcześniona wersja "Króla Leara" Williama Shakespeare'a. Przyznam, że albo tej sztuki nie czytałam, albo jej nie pamiętam, więc sięgnęłam do streszczenia, by stwierdzić, że St Aubyn dość wiernie trzyma się pierwowzoru. Samo dopasowanie do realiów współczesnych i przeniesienie intrygi w świat finansjery i bogactwa jest świetnym pomysłem i to przełożenie faktycznie autorowi dobrze wyszło. Niestety bardzo przeszkadzał mi schematyzm postaci i wyżej wspomniana biało-czarność. 

"Dunbar" jest więc lekką powieścią na dwa wieczory, ale niestety do pierwowzoru mu bardzo daleko i wśród wielu retellingów się nie wyróżnia. 

Moja ocena: 3/6


Edward St Aubyn, Dunbar, tł. Maciej Płaza, 254 str., WAB 2017.

środa, 10 września 2025

"Szyja żyrafy" Judith Schalansky


 

To moje trzecie spotkanie z twórczością Schalansky i pierwsze z jej prozą w wydaniu powieściowym. Po upadku Muru Berlińskiego, NRD pustoszeje, a w prowincjonalnych szkołach jest coraz mniej uczniów i uczennic. Inge Lohmark, biolożka, stoi u progu emerytury, ale wciąż sumiennie wykonuje swoje obowiązki, choć nie podąża już za zmieniającym się światem. To nauczycielka starej daty, kostyczna, zamknięta, surowa, zimna. Inge ma swoje zasady i nigdy od nich nie odstępuje. Jako wyznawczyni darwinizmu, postrzega świat przez biologiczne okulary, wszędzie widząc biologiczne sposoby adaptacyjne i przystosowawcze. Przy tym wszystkim zapomina o empatii, uczuciach i uważności na drugą osobę.

Schalansky stworzyła powieść totalną, dopracowaną językowo i graficznie. Tak jak w poprzednich publikacjach, Niemka operuje niezwykle wyszukanym językiem. To nie są długie zdania, ale dobór słownictwa, skojarzenia, aluzje zachwycają. Schalansky postawiła na monolog wewnętrzny Inge Lohmark. Czytelniczka więc śledzi jej myśli, wspomnienia, spostrzeżenia oraz uzasadniania biologiczne wszelkich zachowań uczniów. Przy okazji wyłania się obraz nieszczęśliwej i samotnej kobiety, która żyje obok męża, którą opuściła córka, która nie ma przyjaciół ani pomysłu na swoje życie. To ona rozkłada się podobnie jak rozpadła się jej ojczyzna. 12 uczennic i uczniów jej klasy mogłoby wypełnić jej życie, ale bycie nauczycielką kończy się dla Inge wraz z przekazaniem wiedzy. Pedagogika nie obejmuje wychowania i towarzyszenia w rozwoju. Dlatego zaskakującym dla czytelniczki i dla niej samej jest nagła fascynacja jedną z uczennic. Czyżby to ona pomogła kobiecie wyrwać się z pancerza konwenansów i oziębłości emocjonalnej? 

Warto spojrzeć na graficzną stronę tej książki, która jest znakiem rozpoznawczym Schalansky. Każda jej publikacja jest w tej kwestii dopracowana, także tu mamy liczne ilustracje nawiązujące do biologii oraz żywą paginę, która stanowi, ponownie biologiczne, streszczenie opisywanych zachowań. Pewna jestem, że wielu z zamierzonych powiązań i nawiązań nie odkryłam – to książka, którą można czytać i interpretować na wiele sposobów. Zarazem nie jest to przyjemna lektura, wymaga dużego skupienia, ale też miejscami przytłacza wywodami Inge. Niemniej warto zwrócić uwagę na tę nietuzinkową pisarkę.

Moja ocena: 4,5/6

Judith Schalansky, Der Hals der Giraffe, 222 str., Suhrkamp 2012.

niedziela, 7 września 2025

"Im Bauch der Königin" Karosh Taha


 

Amal i Raffiq mieszkają na jednym z osiedli w Zagłębiu Ruhry. Oboje przyjaźnią się z Younesem, którego mama, Shahira, nieustannie wzbudza sensację wśród kurdyjskiej diaspory. Shahira nie stosuje się do żadnych zasad, sama wychowuje syna, przyjmuje kochanków, ubiera się wyzywająco i nic sobie z tego nie robi. Raffiq spogląda na matkę Younesa z zachwytem, Amal w pewien sposób ją naśladuje i robi wszystko to, co nie przystoi dziewczynkom. Bije się z chłopcami (np. wlała Younesowi), nosi krótkie włosy, pali papierosy. Teraz ta trójka przygotowuje się do matury i snuje plany na przyszłość. Te jednak odstają od planów zwykłych nastolatków, bo na tę trójkę cień rzuca brak ojca.

Shahira nie chce rozmawiać o ojcu Younesa, więc gdy ten dowiaduje się, że mieszka on we Frankfurcie z nową rodziną, sam wybiera się na poszukiwania. Ojciec Amal zostawił rodzinę i wrócił do Iraku, syna nigdy nie poznał. Matka wciąż na niego czeka, choć wszyscy wiedzą, że nigdy nie wróci i że w Kurdystanie założył nową rodzinę. Ojciec Raffiqa na powrót natomiast naciska. Jego motywacją, podobnie jak w przypadku ojca Amal jest brak możliwości zrealizowania się w Niemczech. W Iraku byli architektami, w Niemczech wykonują prace fizyczne. Nigdy nie nauczyli się języka na tyle, by czuć się swobodnie, a dzieci są nauczycielami i tłumaczami. Dla kobiet powrót nie wchodzi w grę – jak można się domyślić – życie w Niemczech oznacza więcej swobody. 

Powieść Karosh Tahy pokazuje inną perspektywę emigracji. To nie jest kolejna rzecz o wykluczeniu, mobbingu, rasizmie i braku akceptacji. To raczej powieść o zmianie pokoleniowej, o rozdarciu na linii rodzice-dzieci, o roli kobiety i tym, jak te ostatnie radzą sobie z wychowywaniem dzieci w zupełnie innym otoczeniu niż te, w którym same dorastały. 

Karosh Tasha postawiła na dość ciekawy zabieg formalny. Opowieść Amal i Raffiqa są osobnymi teksami, w wersji papierowej trzeba odwrócić książkę, by przeczytać drugi z nich. Słuchając audiobooka, nie wiedziałam o tym, także producenci zdecydowali, który z nich przeczytam najpierw. Mimo że są one osadzone w tym samym miejscu i mówią o tych samych wydarzeniach, to nie mogłyby się bardziej różnić, przede wszystkim językowo. Autorce świetnie udało się nadać każdej z tych postaci swój własny głos, a także położyć nacisk na inne kwestie. W części Raffiqa więcej jest o życiu na osiedlu, o stosunkach między nastolatkami, o przyszłości. w części Amal przebija tęsknota za ojcem i próba zrozumienia jego kroku, a także kwestia życia jako kobieta w Niemczech i w Iraku. Sa też pewne kwestie, które te postaci widzą inaczej i kilka detali, które skłaniają mnie do sądzenia, ża Amal i Raffiq to ta sama postać w wersji żeńskiej i męskiej, w wersji bez ojca i w wersji z ojcem, który chce wyjechać. Raz ma brata, raz ma siostrę. Punktem łączącym jest Younes – przyjaciel obojga. 

Pomysł Tashy jest bardzo ciekawy, podobnie jak jej elastyczność stylistyczna i językowa. Przyznam, że historia Amal podobała mi się bardziej. Części Raffiqa słuchałam wpierw i potrzebowałam chwili, by docenić tę książkę. 

Moja ocena: 4,5/6

Karosh Tasha, Im Bauch der Königin, 250 str., Dumont 2020.

piątek, 5 września 2025

"Die Holländerinnen" Dorothee Elmiger


 
Bezimienna pisarka wygłasza odczyt o swojej twórczości, a szczególnie o tym, dlaczego przestała pisać. Bardzo szybko ten wykład zamienia się w relacje z jej wyprawy do Ameryki Środkowej. Znajomy reżyser zadzwonił do niej, by zaprosić ją do udziału w międzynarodowym projekcie. Punktem wyjścia miało być zaginięcie dwóch Holenderek w dżungli. Pisarka wyraziła zgodę i wyruszyła prawdopodobnie do Panamy. Tam zamieszkała wraz zebraną przez reżysera grupą blisko miejsca zaginięcia. Po kilku dnia ruszyli w ślad kobiet. Ta opowieść przeplatana jest historiami opowiadanymi przez uczestników wyprawy oraz osoby przez nich spotkane. To historie o opiece nad kozami, o zepsutej lodówce, o hiszpańskiej szynce, o mustangach i innych kuriozalnych kwestiach. 

Przytoczoną tu historię niełatwo mi było wyłuskać z tej dość szczupłej powieści. Elmiger niemal cała książkę napisała w mowie zależnej, co w języku niemieckim oznacza ciągłe używanie trybu przypuszczającego. To nietypowy styl, do którego jednak się przyzwyczaiłam. Autorka jednak dodatkowo ucieka się do bardzo wyszukanego słownictwa i tworzy zdania wielokrotnie złożone, co przy wplataniu historii uczestników, wymaga tak wielkiej uwagi czytelniczki, że trudno mówić tu o przyjemności z lektury. Gdyby jeszcze tak wysoka uwaga niosła za sobą satysfakcję z przeczytanych treści, ale autorka ani mnie nie zaciekawiła, ani nie poruszyła. Kolejnym utrudnienim jest głęboka intertekstualność i setki aluzji do innych dzieł literackich czy filmowych. Zapewne mają one wszystkie znaczenie, ale cóż z tego, skoro odszukanie go oznaczałoby rozbiór każdego zdania. 

O czym jest więc ta książka? Podobno o upadku cywilizacji, zagubieniu, ale dla mnie pozostało to zagadką. Odebrałam ją jako przeintelektualizowaną na siłę i jedyną udaną kwestią jest w niej kreacja gęstej, dusznej atmosfery oraz okładka.

Moja ocena: 2/6

Dorothee Elmiger, Die Holländerinnen, 158 str., Hanser 2025.

czwartek, 4 września 2025

"Der heutige Tag. Ein Stundenbuch der Liebe" Helga Schubert


Helga Schubert – psycholożka i pisarka – opisuje swoją codzienność z siedemnaście lat starszym mężem. Mężczyzna jest praktycznie przykuty do łóżka, porusza się jedynie na wózku i wymaga opieki. Pisarka ma około osiemdziesiąt lat, ale opiekuje się z oddaniem mężem, co opisuje w swojej powieści. 
To bardzo realistyczna relacja zwykłych dni – czyszczenia cewnika, podawania leków, podnoszenia męża, który znów sam wstał z łóżka, organizowania opieki, szukania wsparcia i pomocy.
Co wyróżnia tę relację, to miłość, która jest wręcz namacalna. We wszystkich tych trudach dnia codziennego, autorka znajduje czas i siłę na uścisk ręki przy śniadaniu, ciepłe słowo, uśmiech, wyrozumiałość. 

Schubert w swój dziennik wplata wspomnienia. Dowiadujemy się, jak poznała jako studentka psychologii męża, który był jej wykładowcą. Opisuje rozwój uczucia, rozwód, wspólne życie. W tle mamy budowę muru berlińskie, realia NRD, przeprowadzkę na wieś, kontakty z dziećmi, którzy odżegnują się od opieki na ojcem. I wiele samotności.

Schubert operuje bardzo delikatnym, melancholijnym językiem. Czułość, miłość, przywiązanie widoczne są w dobrze słownictwa i opisywanych wspomnieniach. To piękna opowieść o starości i przywiązaniu, ale i o systemie, który zawodzi. Mimo że czytałam już książki o podobnej tematyce, tę wyróżnia postać autorki, która przecież sama jest już starszą osobą, jej wykształcenie nadaje temu dziennikowi głębszego wymiaru, widać tu bowiem psychologiczne zacięcie. Mój zachwyt nie jest jednak pełny, zabrakło mi tu głębszej konkluzji, ram. 

Moja ocnea: 4/6

Helga Schubert, Der heutige Tag. Ein Stundenbuch der Liebe, 271 str., dtv 2023.

środa, 3 września 2025

Podsumowanie sierpnia 2025



Przeczytane książki: 15

Liczba stron: 4666

Przeczytane tytuły

– "Mit kaltem Kalkül" Michael Tsokos
– "Trans-Atlantyk" Witold Gombrowicz
– "Porträt einer Ehe" Maggie O'Farrell
– "Plaga" Juliana Javierre
– "Und alle so still" Mareike Fallwickl
– "Liść wiatru" Antologia
– "Uśmiech Shoko" Choi Eunyoung
– "Lügen über meine Mutter" Daniela Dröscher
– "Ich tat die Augen auf und sah das Helle" Mascha Kaléko
– "Stoner" John Williams
– "Identitti" Mithu Sanyal
– "Teo od 16 do 18" Raluca Nagy
– "Tłusty róż" Fernanda Trías 
– "Nebenan" Kristine Bilkau
– "Ghost Season" Fatin Abbas

Najlepsza książka: "Lügen über meine Mutter", "Stoner"

wtorek, 2 września 2025

"Ghost Season" Fatin Abbas


Saraaya leży na granicy Sudanu i Sudanu Południowego, między pustynią a sawanną, między Nomadami i Nilotami, między chrześcijanami i muzułmanami, po środku niczego. Zapomniana i porzucona samej sobie. Nawet mieszczącej się tam placówki NGO nikt nie chce jechać. Przypadkowo wylądował tam Alex, zupełnie nieświadomy, co go czeka. Jego zadaniem jest kartowanie okolicy i aktualizacja istniejących już map. W placówce mieszka także Dena – amerykańska reżyserka sudańskiego pochodzenia oraz trójka miejscowych. William jest Nilotem, Layla nomadką, a Mohamed to dwunastoletni chłopiec, który po śmierci ojca musi dbać o być matki i młodszego rodzeństwa. William pracuje jako tłumacz i z miejsca zakochuje się w Layli. Ten związek ma jednak nikłe szanse, jako że kucharka jest nomadką. Saraaya jest miejscem, gdzie wyjątkowo dotkliwie odczuwa się konflikt między bojówkami i rządem, a także między Nilotami i zubożałymi nomadami, którzy stracili cały dobytek ze względu choćby na zmiany klimatyczne i brak wody. 

Fatin Abbas opowiada historię z perspektywy wszystkich tych postaci, wplatając między dialogi sporo opisów – domów, targu, wesela, strojów – co pozwala czytelniczce lepiej wyobrazić sobie okoliczności życia w Saraayi. Równocześnie obserwujemy punkt widzenia bardzo różnych osób, a także powoli rodzące się między nimi relacje. Najbardziej poruszające jest tło polityczne, które ze zwykłych osób, jak to w konfliktach zawsze bywa, czyni nic nie znaczące pionki. Jeśli ktoś o Sudanie niewiele wie, po tej książce będzie miał lepszy obraz tła toczących się od lat konfliktów. Akcja rozgrywa się przecież w latach 2001-2002, jeszcze przed powstaniem Sudanu Południowego, a aktualna sytuacja wciąż jest napięta. 

Abbas pisze dość prostym językiem, z lekkością i potoczystością. Nie ma tu żadnych formalnych i językowych fikołków, które odciągałyby uwagę od istoty narracji. Ciekawy głos z Sudanu, warto zwrócić uwagę.

Moja ocena: 4,5/6

Fatin Abbas, Ghost Season, 320 str., W.W. Norton & Company 2023.

poniedziałek, 1 września 2025

"Nebenan" Kristine Bilkau


 

Bilkau wybrała niewielkie miasteczko w północnych Niemczech, by snuć niespieszną opowieść o kobietach i ich rozterkach. Julia zbliża się do czterdziestki i pragnie mieć dziecko. Jej mąż, biolog, wychowany w dużej rodzinie, podchodzi do tej kwestii na luzie. Julia wychowana przez matkę dorastała samotnie marzy o dzieciach. 
Astrid jest lekarką, ale myśli już o emeryturze i chciałaby oddać swój gabinet w dobre ręce. Tymczasem zaczynają do niej przychodzić anonimy, w których podważane są jej kompetencje jako lekarki. 
Jest jeszcze Elsa – ciocia Astrid, która miała największy wpływ na jej wychowanie i edukację. Elsa zaczyna robić porządki w mieszkaniu, Astrid jednak martwi się o ciotkę, obawiając się demencji.
Punktami łączącymi te trzy kobiety jest rodzina, która mieszkała niedaleko Julii i Elsy. Pewnego dnia znika bez słowa. Matka, troje dzieci i ojciec. Jak kamień w wodę. W domu zostają naczynia, obrazki dzieci, a w skrzynce piętrzą się listy. Julia i Astrid podejrzewają najgorsze, ale też trudno im dociec prawdy. 
Drugą kwestią jest dom dziecka – sąsiedzi nie byli zadowoleni z jego obecności i dzieci muszą opuścić nieruchomość, której rzekomo grozi zawalenie. Równocześnie nieznane dziecko pojawia się w ogrodzie zaginionej rodziny. 
Wiele tu niewiadomych, które w zasadzie nimi pozostają. W tej powieści nie chodzi bowiem o to, by rozwiązywać zagadki, a o to by zastanowić się nad swoimi relacjami. Czy pragnienie dziecka jest rekompensatą własnej samotności? Czy opieka nad starszą osobą wynika z lęku czy z autentycznej troski? Wszystkie przedstawione kobiety stoją przed ważnymi decyzjami – zakończenie pracy i przejście na emeryturę, ciąża za wszelką cenę, starość i jej konsekwencje. Co się stanie, jeśli ciąża nie wypali? Gdzie zamieszka Elsa, gdy nie będzie mogła dbać o siebie? Czy w przypadku zaginionych sąsiadów chodziło o przemoc w rodzinie? Czy zmarła kobieta, do której została wezwana Astrid padła ofiarą przemocy rodzinnej? 

Bilkau prowadzi bardzo spokojną, melancholijną narrację. Skupia się na relacjach, reakcjach, zmartwieniach, akcja odgrywa tu rolę drugorzędną. Ciekawe jest umieszczenie tej powieści na prowincji, gdzie zamiera życie, centrum wymiera, a ekosystem ulega zanieczyszczeniu. I mimo że doceniam takie pióro, to jednak zabrakło mi tu jakiejś pointy, klamry, katharsis. 

Moja ocena: 4/6

Kristine Bilkau, Nebenan, 288 str., Luchterhand Verlag 2022.