To moje trzecie spotkanie z twórczością Schalansky i pierwsze z jej prozą w wydaniu powieściowym. Po upadku Muru Berlińskiego, NRD pustoszeje, a w prowincjonalnych szkołach jest coraz mniej uczniów i uczennic. Inge Lohmark, biolożka, stoi u progu emerytury, ale wciąż sumiennie wykonuje swoje obowiązki, choć nie podąża już za zmieniającym się światem. To nauczycielka starej daty, kostyczna, zamknięta, surowa, zimna. Inge ma swoje zasady i nigdy od nich nie odstępuje. Jako wyznawczyni darwinizmu, postrzega świat przez biologiczne okulary, wszędzie widząc biologiczne sposoby adaptacyjne i przystosowawcze. Przy tym wszystkim zapomina o empatii, uczuciach i uważności na drugą osobę.
Schalansky stworzyła powieść totalną, dopracowaną językowo i graficznie. Tak jak w poprzednich publikacjach, Niemka operuje niezwykle wyszukanym językiem. To nie są długie zdania, ale dobór słownictwa, skojarzenia, aluzje zachwycają. Schalansky postawiła na monolog wewnętrzny Inge Lohmark. Czytelniczka więc śledzi jej myśli, wspomnienia, spostrzeżenia oraz uzasadniania biologiczne wszelkich zachowań uczniów. Przy okazji wyłania się obraz nieszczęśliwej i samotnej kobiety, która żyje obok męża, którą opuściła córka, która nie ma przyjaciół ani pomysłu na swoje życie. To ona rozkłada się podobnie jak rozpadła się jej ojczyzna. 12 uczennic i uczniów jej klasy mogłoby wypełnić jej życie, ale bycie nauczycielką kończy się dla Inge wraz z przekazaniem wiedzy. Pedagogika nie obejmuje wychowania i towarzyszenia w rozwoju. Dlatego zaskakującym dla czytelniczki i dla niej samej jest nagła fascynacja jedną z uczennic. Czyżby to ona pomogła kobiecie wyrwać się z pancerza konwenansów i oziębłości emocjonalnej?
Warto spojrzeć na graficzną stronę tej książki, która jest znakiem rozpoznawczym Schalansky. Każda jej publikacja jest w tej kwestii dopracowana, także tu mamy liczne ilustracje nawiązujące do biologii oraz żywą paginę, która stanowi, ponownie biologiczne, streszczenie opisywanych zachowań. Pewna jestem, że wielu z zamierzonych powiązań i nawiązań nie odkryłam – to książka, którą można czytać i interpretować na wiele sposobów. Zarazem nie jest to przyjemna lektura, wymaga dużego skupienia, ale też miejscami przytłacza wywodami Inge. Niemniej warto zwrócić uwagę na tę nietuzinkową pisarkę.
Moja ocena: 4,5/6
Judith Schalansky, Der Hals der Giraffe, 222 str., Suhrkamp 2012.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz