Pochorowałam się - leżę w łóżku i na zmianę śpię i czytam. Dziś połknęłam powyższą pozycję.
To polski kryminał, którego akcja dzieje się w Poznaniu w połowie lat osiemdziesiątych. Poznański pener przypadkiem odnajduje nad Wartą ciało kobiety z odrąbaną głową. Równocześnie szyper jednej z barek znajduje w wodzie głowę kobiety, która jednak nie pasuje do wcześniej znalezionego ciała. Dochodzenie prowadzą milicjanci z komendy wojewódzkiej.
Ale to nie tylko kryminał. To ilustracja polskiego świata lat osiemdziesiątych z kartkami, cinkciarzami, z etykietami zastępczymi na oranżadzie, pustymi sklepami, peweksami i załatwianiem wszystkiego na lewo. Ćwirlej bardzo wiernie opisuje ówczesne realia, nie skąpiąc detali, często wyjaśniając niektóre fakty czytelnikowi. Ten zabieg odbierałam jak zamierzony ukłon w kierunku młodych czytelników, nie pamiętających tamtych czasów, mnie raczej irytujący, bo przebrzmiewający tonem jak z podręcznika historii.
"Milicjant podał mu zapalniczkę, reklamówkę Marlboro, zachodnią jednorazówkę z dorobionym zaworkiem do ponownego napełniania. Takie zapalniczki w NRF-ie rozdawano za darmo. U nas były dobrem szczególnie pożądanym. Na bazarach kupowało się je za kilkadziesiąt złotych, w zależności od atrtakcyjności nadruku."
Użycie czasu przeszłego i zaimka "nas" najbardziej mnie w tych fragmentach denerwowało. Odnosiłam wrażenie jakby autor dystansował się od swojej książki. Chętnie jednak przymknęłam na to oko wspominając audycje radiowe, muzykę, wygląd mieszkań i stroje tamtych czasów. Ćwirlej zadbał o każdy szczegół, co wprowadziło mnie w niemal melancholijny nastrój i przypomniało mi niebieskie zeszyty z kryminałami oraz książki Joe Alexa. Czy ktoś je jeszcze pamięta? Przypomniały mi się młynki do kawy, syfony, prohibicja do 13:00.... A propos prohibicji, bohaterowie powieści ciągle piją - piwo, wino, a przede wszystkim wódkę. Przera żające ilości alkoholu płyną na stronach powieści. Zastanawiam się czy tak naprawdę było? Ja tego nie pamiętam, ale też nie miałam kontaktów ze środowiskami milicyjnymi.
A samo śledztwo? Też ciekawe, czasem bardziej przewidywalne, ale mnie akurat trzymało w napięciu. Gdy w końcu dowiedziałam się, kto jest mordercą, zauważyłam wiele zabiegów Ćwirleja, które wcześniej nie rzuciły mi się w oczy. Moge sobie wyobrazić, że wytrawni czytelnicy kryminałów wcześniej niż ja odkryją zabójcę.
Warto jeszcze wspomnieć Poznań - Ćwirlej szczegółowo opisuje budynki i ulice używając poznańskiej gwary. Myślę, że dla osób znających Poznań to dodatkowy atut książki.
Ciekawa jestem jak rozwine się pisarstwo Ćwirleja.
Ryszard Ćwirlej, Upiory spacerują nad Wartą, 281 str., Replika, Zakrzewo 2007
Ale to nie tylko kryminał. To ilustracja polskiego świata lat osiemdziesiątych z kartkami, cinkciarzami, z etykietami zastępczymi na oranżadzie, pustymi sklepami, peweksami i załatwianiem wszystkiego na lewo. Ćwirlej bardzo wiernie opisuje ówczesne realia, nie skąpiąc detali, często wyjaśniając niektóre fakty czytelnikowi. Ten zabieg odbierałam jak zamierzony ukłon w kierunku młodych czytelników, nie pamiętających tamtych czasów, mnie raczej irytujący, bo przebrzmiewający tonem jak z podręcznika historii.
"Milicjant podał mu zapalniczkę, reklamówkę Marlboro, zachodnią jednorazówkę z dorobionym zaworkiem do ponownego napełniania. Takie zapalniczki w NRF-ie rozdawano za darmo. U nas były dobrem szczególnie pożądanym. Na bazarach kupowało się je za kilkadziesiąt złotych, w zależności od atrtakcyjności nadruku."
Użycie czasu przeszłego i zaimka "nas" najbardziej mnie w tych fragmentach denerwowało. Odnosiłam wrażenie jakby autor dystansował się od swojej książki. Chętnie jednak przymknęłam na to oko wspominając audycje radiowe, muzykę, wygląd mieszkań i stroje tamtych czasów. Ćwirlej zadbał o każdy szczegół, co wprowadziło mnie w niemal melancholijny nastrój i przypomniało mi niebieskie zeszyty z kryminałami oraz książki Joe Alexa. Czy ktoś je jeszcze pamięta? Przypomniały mi się młynki do kawy, syfony, prohibicja do 13:00.... A propos prohibicji, bohaterowie powieści ciągle piją - piwo, wino, a przede wszystkim wódkę. Przera żające ilości alkoholu płyną na stronach powieści. Zastanawiam się czy tak naprawdę było? Ja tego nie pamiętam, ale też nie miałam kontaktów ze środowiskami milicyjnymi.
A samo śledztwo? Też ciekawe, czasem bardziej przewidywalne, ale mnie akurat trzymało w napięciu. Gdy w końcu dowiedziałam się, kto jest mordercą, zauważyłam wiele zabiegów Ćwirleja, które wcześniej nie rzuciły mi się w oczy. Moge sobie wyobrazić, że wytrawni czytelnicy kryminałów wcześniej niż ja odkryją zabójcę.
Warto jeszcze wspomnieć Poznań - Ćwirlej szczegółowo opisuje budynki i ulice używając poznańskiej gwary. Myślę, że dla osób znających Poznań to dodatkowy atut książki.
Ciekawa jestem jak rozwine się pisarstwo Ćwirleja.
Ryszard Ćwirlej, Upiory spacerują nad Wartą, 281 str., Replika, Zakrzewo 2007
Zdrowiej szybko!
OdpowiedzUsuńŚlę moc gorących pozdrowień!
Co do książki - to wzbudziłaś we mnie zainteresowanie. Będę miała ją na uwadze :-)
Na pytanie czy lata osiemdziesiąte upłynęły (nomen omen ;-) ) pod znakiem dużych ilości alkoholu niestety nie odpowiem. To czas w którym dopiero się urodziłam i jakoś żadna szczególna "libacja" nie wryła się mi w pamięć ;-)))
Trzymaj się ciepło!
Dziękuję bardzo, staram się wyzdrowieć do poniedziałku:)
OdpowiedzUsuń