niedziela, 14 czerwca 2009

"Rewolucje" J.M.G. Le Clézio


Długa i wymagająca uwagi lektura. Powieść Le Clézio od pierwszych stron sprawia wrażenie sagi - poznajemy rodzinę Morro, która z początkiem XX wieku musiała opuścić Mauritius, gdzie osiedliła się ponad sto lat wcześniej. Głównym bohaterem jest Jean Morro, abiturient z Nicei, który odwiedzając swoją starą ciotkę Catherine, poznaje losy rodziny i przyczyny wyjazdu z wyspy. Taki początek brzmiał niezywkle zachęcająco i z przyjemnością zagłębiłam się w lekturę. Le Clézio jednak nie podaje nam sagi, początkowe wrażenie jest mylące. Okazuje się, że powieść Le Clezio to układanka - autor nie tyle koncentruje się na chronologicznym przedstawieniu czytelnikowi losów Jeana i jego przodków, a na opisaniu epizodów, związanych z rewolucjami, przewrotami czy buntami w różnych miejscach na świecie. Począwszy od Rewolucji Francuskiej autor zapoznaje czytelnika z życiem emigrantów w Londynie, wojną w Algierii czy buntami meksykańskich studentów. Le Clézio wraca również do niewolnictwa na Mauritiusie - posługuj ę się tu historią przykładowej dziewczynki, skradzionej rodzicom w Afryce i sprzedanej na Mauritiusie. Historię tą podaje w kawałkach, między rozdziałami o pobycie Jeana w Meksyku.
Pierwszy członek rodziny Marro zgłasza się dobrowolnie do wojska by wziąć udział w Rewolucji Francuskiej. Ten młody chłopak poznaje życie żołnierza i zamienia się w pacyfistę, by w końcu emigrować na Mauritius. Tam małżeństwo Marro jest jedyną rodziną sprzeciwiającą się niewolnictwu, współcześnie żyjący Jean z trwogą rejestruje wypadki w Algierii i stara się uniknąć zaciągu do wojska i udziału w wojnie. W czasie swoich podróży obserwuje walkę w różnych zakątkach świata. Opis losów rodziny Marro to właściwie tylko przyczynek do rozważań nad równouprawnieniem niewolników czy emigrantów, nad sensem wojny, nad sensem buntu i o poszukiwaniu własnej życiowej ścieżki. Ilość poruszanych przez Le Clézio wątków nieco mnie przytłaczała, czyniła powieść nieco chaotyczną - dopiero po zakończeniu czytania odgaduję sens, odszukuję znaczenia, wątki, myśli. Le Clézio nie pomija losów żadnej z postaci - koncentruje się niemal na wszystkich, których spotyka Jean - od kochanki po szkolnego przyjaciela.
Chyba jednak wolałabym gdyby autor pozostał przy głównej linii, czuję niedosyt i przytłoczenie ilością niedokończonych wątków, naszkicowanych zaledwie myśli. Niespecjalnie mam ochotę rozważać każdy z nich, choć pewnie takie było zamierzenie autora. Mnie zabrakło uporządkowania. Mimo to warto sięgnąć po tę książkę.

J.M.G. Le Clézio, Revolutionen, tł. Uli Wittmann, 556 str., Kiepenheuer & Witsch.

4 komentarze:

  1. Mnie do Clezio w ogóle nie ciągnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zosiku a właściwie czemu? Ja jestem bardzo zadowlona, że zapoznałam się z tym autorem, poprzednia ksiażka bardzo mi się podobała.

    OdpowiedzUsuń
  3. nutta9:50 AM

    Jakieś sprawy rodzinne zostały wykorzystane, bo rodzina ze strony ojca wywodzi się z wyspy Mauritius. Jestem po lekturze "Afrykanina", książeczki wspomnieniowej, poświęconej ojcu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nutto wiem, wiem, że u Le Clezio dużo nawiązań ze względu na jego pochodzenie. Własnie to mnie pociąga.

    OdpowiedzUsuń