Przeczytałam tyle pozytywnych recenzji powieści Larssona, że i wreszcie ja musiałam sięgnąć po jego pierwszą książkę. Niestety nie popadłam w zachwyt. Owszem, dobrze się czyta, Larsson skontruował ciekawą intrygę, dopracował wszstkie szczegóły, nakreslił interesujące sylwetki bohaterów.
Mamy więc Mikaela Blomkvista - dziennikarza, który właśnie przegrał proces. W jednym ze swoich artykułów oskarżył wielkiego szwedzkiego przedsiębiorcę o kombinacje finansowe. W tym właśnie momencie kontaktuje się z Mikaelem prawnik emerytowanego przedsiębiorcy z prośbą
o przyjęcie niezwykle wyjątkowej pracy. Hentrik Vanger pragnie by Blomkvist odkrył zagadkę śmierci córki jego bratanka, która zaginęła blisko czterdzieści lat temu w wieku szesnastu lat.
Sceptyczny Blomkvist przyjmuje zlecenie, które okazuje się być najdziwniejszą pracą, jakiej się dotąd oddał.
Larsson napisał blisko siedmiuusetstronicową powieść - i tu według mnie jest pierwszy szkopuł. Mimo że książkę czyta się niemal jednym tchem, to jednak zbyt wiele w niej dłużyzn, szczegółowych opisów najmniejszych detali, taki jak kupno płynu do soczewek kontaktowych. Czytelnik rejestruje te detale, sądząc, że będą one istotne później ale omyli się. Larsson tylko produkuje kolejne linijki. Nieco przypomina mi w tym styl Kinga.
Kolejnyvzabieg, który mnie irytuje to kuszenie czytelnika zdaniami w stylu - nie wiedział, że to i to kiedyś okaże się ważne albo nie wiedział, że widział tę czy tę osobę po raz ostatni. Nie przepadam za takim budowaniem napięcia na siłę, wręcz odbieram je jako odwracanie uwagi czytelnika od istoty akcji. Jeśli takie zdania wplecione są w akację dyskretnie to nie przeszkadzają mi ale u Larssona odbierałam je jako bardzo natrętne.
Nie żałuję jednak przeczytania tej książki i pewnie sięgne po kolejne dwie powieści Larssona.
Stieg Larsson, "Verblendung", tł. Wibke Kuhn, 688 str., Weltbild.
Dawno już nie miałem okazji przeczytać tak krytycznej recenzji Larssona, który również przede mną. Powiem szczerze, że i tak wzmaga to mój "apetyt" :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńW sumie dobrze uchwyciłaś wrażenia lekturowe. W dużej mierze się pod nimi podpisuję!
OdpowiedzUsuńmi się bardzo podobało:)
OdpowiedzUsuńDziwnie napisana recenzja. Zredaguj ten tekst jeszcze raz, bo ciężko się połapać o co ci chodzi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Owszem, powieść nie jest idealna, a w swojej klasie - uważam że mistrzostwo. Również jestem świeżo po lekturze
OdpowiedzUsuńKrzysztofie bardzo jestem ciekawa Twojej recenzji!
OdpowiedzUsuńMartinie miło mi
Mr lupa to chyba jak większości:)
Anonimowy, poprawiłam skład - nie zauważyłam, źe podczas kopiowania z edytora tak się rozbił. Poza tym nie bardzo wiem o co chodzi?
Joly, dla mnie jednak nie mistrzostwo, ale jak pisałam, po inne "Larssony" pewnie sięgnę.
Czy ktoś oprócz mnie uważa, że tłumaczenie bylo fatalne? Książke "łyknęłam" - bo po prostu dobrze sie ją czyta, jest sprawnie napisana i pasuje do dlugich jesiennych wieczorów. Ale gdy w tekście natykałam się na "rozmawiali o dupie Maryni", "leżeli w łóżku na waleta", albo gdy Salander po przebudzeniu mówi "osochodzi" miałam uczucie fatalnego dysonansu. Tlumaczka chyba chciała być taka super ja koleś o dabbingu Szreka. A może sie czepiam?
OdpowiedzUsuńJa akurat czytałam po niemiecku i tam takiego silenia się na luzackość nie zauważyłam.
OdpowiedzUsuńJa też uważam, że tłumaczenie jest w wielu miejscach fatalne i zupełnie osłabiły mnie dokładnie te same fragmenty, o których wspomniała przedmówczyni. "Leżeli na waleta"? WTF? Nie dość, że tłumaczka sili się na luzackość, używa kolokwializmów w narracji, to jeszcze jakichś takich wsiowych, przaśnych. Stylistyka utyka, są błędy korektorskie. A książka świetna!
OdpowiedzUsuńTym bardziej się cieszę, źe czytałam po niemiecku.
OdpowiedzUsuńSformułowanie "tak naprawdę" też pojawia się nieustannie, po 100 stronach już miałem dość tego języka. Tłumaczka w nazwisku też ma Larsson, jest pewnie młodą osobą i wnioskuję, że na co dzień mówi językiem ulicy.
OdpowiedzUsuńJa na razie przeleciałem pierwsze 100 stron i mam uczycie straconego czasu. Po stu stronach mamy redaktora, który ma zbadać tajemniczą tajemnicę. No i jeszcze staruszka, któremu ktoś przysyła zasuszone kwiatki. Bardzo rzadkie i pewnie dlatego mam się skręcać z ciekawości dlaczego. te uschnięte kwiatki. Litości. Największą robotę wykonały agencje PR dbając o zalew internetu słodkimi recenzjami.
OdpowiedzUsuńAnonimie nie wiem na ile rolę tu odegrał marketing, na pewno niemałą, ale zgadzam się nie odebrałam kryminału Larssona jako rewelacja.
OdpowiedzUsuń"W jednym ze swoich artykułów oskarżył wielkiego szwedzkiego przedsiębiorcę o kombinacje finansowe. W tym właśnie momencie kontaktuje się z Mikaelem prawnik emerytowanego przedsiębiorcy z prośbą o przyjęcie niezwykle wyjątkowej pracy"
OdpowiedzUsuń- w tych zdaniach wydaje się jakby przedsiębiorca oskarżony o kombinacje i dający pracę to ten sam. Jak ktoś nie czytał książki może to źle zrozumieć.
A Blomkvist chyba odkrywał zagadkę śmierci córki brata - nie bratanka, bratanek przeją po nim firmę.
Hmm, ja tego tak nie widzę ale już na tyle nie pamiętam treści, żeby wprowadzić ewentualne zmiany.
OdpowiedzUsuń