Z respektem spoglądałam na powieść malezyjskiej autorki - ponad pięćset stron drobnym drukiem odstraszało mnie od tygodni.
Wzięłam ją ze sobą na urlop, ale i tu musiała poczekać na swój czas. Jaka szkoda, że nie sięgnęłam po nią wcześniej!! Bardzo mi się podobała!
Manicka opowiada historię pewnej rodziny. Poznajemy na początku jej centralną postać - Lakshmi. Dziewczyna mieszka na Cejlonie, gdzie wraz z matką
spędza szczęśliwe dzieciństwo. W wikeu czternastu lat wychodzi za mąż za wdowca, źyjącgo w Malezji. Rezolutna dziewczyna od razu odkrywa, że jej matka
została oszukana i jej mąż nie jest tą osobą, której się spodziewała. Lakshmi nie poddaje się rozpaczy, bierze los w swoje ręce i z zapałem zabiera się do urządzania
ubogiej chatki. Manicka opisuje życie Lakshmi, jej dzieci, wnuków i prawnuczki. Nie brzmi to spektakularnie, a jednak powieść niesamowicie wciąga. Myślę, że zawdzięcza to po części swojej konstrukcji. Manicka pozwala opowiadać historię rodziny jej poszczególnym członkom. Każda relacja utrzymana jest w formie wspomnień, co pozwala snuć domysły na temat zakończenia powieści. Najwięcej relacji pochodzi od Lakshmi, ale później przeplatają je opowieści jej dzieci, wnuków. Manicka pozwala powtarzać niektóre wydarzenia, tak że czytelnik otrzymuje opisy z różnych punktów widzenia. Moim zdaniem to najciekawszy aspekt powieści.
W tle zawikłanej historii rodziny, poznajemy również wydarzenia ówczesnej Malezji. Lakshmi przybywa do kraju z początkiem lat trzydziestych XX wieku - kraju tradycyjnego, porośniętego dżunglą, kraju, w których współźyje ze sobą wiele narodowości. Najbardziej poruszające są opisy II wojny światowej i okrutnej inwazji japońskiej. Dla mnie wszystkie te fakty były szalenie ciekawe, zwłaszcza, że Malezję bardzo chętnie odwiedzam, a Kuala Lumpur należy do jednych z moich ulubionych miast.
Jednym słowem polecam!
Rani Manicka, Töchter des Monsuns, tł. Anke Caroline Burger, 512 str., Fischer.
Czytałam tę książkę chyba 2 lata temu. Bardzo mi się podobała.
OdpowiedzUsuńMam teraz inną jej powiesć "Dotknięcie ziemi", ale to zupełnie inna tematyka.
ojej ale ładna okładka
OdpowiedzUsuńRecenzja b. zachęcająca.
OdpowiedzUsuńZabawne jest jednak, jak niemiecki wydawca zmodyfikował tytuł oryginału;) Choć zapewne "Córki monsunu" brzmią lepiej niż "Matka Ryżu"...
Szamanko czytałam o tej książce, pewnie po nią sięgnę. A tę czytalas po polsku? Istnieje polskie tłumaczenie?
OdpowiedzUsuńMary, ładna ale IMo mało koresponduje z treścią.
Anonimowy - racja, ale jednak ten tytuł IMO jest niezbyt adekwatny do treści.
W polskim przekladzie ksiazka miala tytul Matka Ryzu (Swiat Ksiazki 2003)
OdpowiedzUsuńAnonimie dziękuję za informację!
OdpowiedzUsuńA Anonim (też Anna) dziękuje za recenzję. Zamierzam zakupić w oryginale;)
OdpowiedzUsuńAnno tak więc ciekawa jestem, jak Tobie się spodoba.
OdpowiedzUsuńJa nie doczytałam do końca ... Może jeszcze do niej wrócę, ale w jakimś sprzyjającym czasie. A nie doczytałam głównie ze względu na ogrom nieszczęść i smutku ( a najgorsze, że to nie fikcja literacka - bo na okladce było napisane, że to magnetofonowy zapis wspomnień członków rodziny Lakszmi - Aniu - czy coś o tym jest w Twojej wersji?)- nie dałam rady.
OdpowiedzUsuń