piątek, 16 października 2009

"Gösta Berling" Selma Lagerlöf


Nie mogę, no nie mogę. Przebrnęłam przez siedemdziesiąt stron, których nawet nie potrafię streścić. Po jednej stronie regularnie wyłączała mi się uwaga. Lagerlöf oderbała mi chęć do czytania, męczyłam się z jej wydumaną książką, łakomie spoglądając na stos. Dziś, tuż przed podjęciem decyzji o przerwaniu książki, zajrzałam na wikipedię. Doczytałam, że autorka w swych późniejszych utworach rezygnuje z apostrof i patetycznego stylu, więc spróbuję podejść ją od innej strony. Tej książce mówię zdecydowanie nie! Czy jest ktoś kto czytał i komu się podobało???????? A teraz łaknę czegoś lekkiego!

Selma Lagerlöf, Gösta Berling, tł. Mathilde Mann, 411 str., Reclam.

12 komentarzy:

  1. Fakt, trzeba przy tej książce załapać fazę. A może przekład coś nie tak? Czytasz po niemiecku, czy w polskim przekładzie Franciszka Mirandoli?

    Osobiście gdy fazę już załapałam (wiele lat temu), to poszło... Nawet pewne kawałki czy obrazy mi się spodobały i utkwiły w pamięci.

    Ale fakt, letko nie ma. Takie to trochę pompatyczne jak na dzisiejsze czasy...

    OdpowiedzUsuń
  2. Saro czytałam po niemiecku, tłumaczenie chyba z lat 60. Nie do strawienia. Na razie odkładam, może kiedyś.

    OdpowiedzUsuń
  3. Droga Anno, ja troszkę nie na temat, ale mogłabym Cię prosić o dostęp do bloga Projekt Nobliści? Chciałabym dołączyć do wyzwania :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To jeszcze raz ja - to moje konto na bloggerze :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Annie bardzo chętnie ale potrzebuję Twój adres mailowy, żeby Cię zaprosić.

    OdpowiedzUsuń
  6. Już podaję :) akutrzuba@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję! Miałabym jeszcze tylko prośbę o dodanie mnie do Uczestników jako Dziennik Literacki (bo za nic nie mogę znaleźć odpowiedniej zakładki :)

    Moc pozdrowień wieczorową porą!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja też nie mogłam. Ale nie wytrzymalam aż tak dlugo. Teraz zaczytalam się w : A lasy wiecznie śpiewają. Polecam:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Anonimowy6:52 PM

    Bez urazy - mam wrażenie, że współczesny czytelnik jest rozpieszczony przez Grocholowy styl (cokolwiek dobry, ale do poduszki) i przez to nieco wytrącony z formy. Nie mogę się zgodzić - książka jest fantastyczna, chociaż przyznaję, że do lekkich nie należy. Kto przeczytał ją do końca na pewno przyzna, że warta była spędzonego nad nią czasu. Ja nie żałuję. I czuję, że teraz przeczytać cokolwiek innego to będzie trochę tak, jak obejrzeć Kiepskich po Przystanku Alaska. Amen.

    OdpowiedzUsuń
  10. Anonimie nie zapędziłeś się? W życiu Grocholi nie czytałam, ani nie oglądałam Kiepskich. Gusty można mieć różne niezależnie od konsumpcji cytowanych przez ciebie "utworów".

    OdpowiedzUsuń
  11. Anonimowy10:04 AM

    To jedna z najlepszych książek jakie w życiu czytałem, ale rozumiem Twój problem ze stylem. Tyle, że rzecz jest stylizowana na sagę i ta pompatyczność to chyba zabieg celowy, a nie cecha pisarki, choć mogę się mylić. W każdym razie, cała opowieść jest magiczna, ciągle słyszę skrzypienie śniegu i wycie wilków ścigających sanie z pijanym Gostą, który wraca z kolejnego balu, na którym komuś złamał serce. Swoją drogą, czasem ta pompatyczność dawała efekt komiczny, możliwe, że zamierzony. Np., po całym długaśnym rozdziale, w który Gosta zakochuje się na zabój w jakiejś kobiecie z wiochy obok (pewnie na jakimś balu), w dodatku zakochuje się z wzajemnością, ale oczywiście, z jakichś tam przyczyn nie mogą być razem, wszystko kończy się we łzach, czytelnik jest załamany (ja byłem), kolejny rozdział zaczyna się od słów "nie minęły dwa tygodnie, odkąd..." od tamtej sprawy i cały następny rozdział jest o kolenym zakochaniu na zabój. :) Się zdaje, że ta pompatyczność miała chyba niejako odbijać emocjonalność bohaterów, chociaż, co ja tam wiem? Mnie osobiście urzekły apostrofy narratora, typu "O, piękne, zimowe noce Wermalndii, gdy bale trwały do rana, a wódka była mocna i słodka!". Muszę jednak przyznać, że z początku też się męczyłem, a wytrwałem pewnie w dużej mierze dzięki mojej słabości do klimatów skandynawskich, nocy, lasu i zimy (oczywiście piszę o aspektach estetycznych, bo chyba nikt nie lubi marznąć - przynajmniej nie ja). Podsumowując, polecam, myślę, że tak od połowy można łapie się rytm tej narracji i zaczyna ona mieć swój, z lekka perwersyjny, urok. I te wilki, śniego, ospa, pożary i wódka mocna i słodka!

    OdpowiedzUsuń
  12. Anonimowy11:43 AM

    Jestem własnie po przeczytaniu tej ksiązki, uważam że jest ona dosc dobra, chiciaż byłam sceptycznie nastawiona, to bardzo mi sie podobała.

    OdpowiedzUsuń