To niewielka objętościowo książka, która zawiera w sobie mnóstwo treści.
David i Herriet, wbrew radom i opiniom otoczenia, postanawiają założyć tradycyjną rodzinę - z wielkim domem, ogromnym stołem, przy którym wszyscy się gromadzą i gromadką dzieci. Swoje plany realizują na przekór wszystkim. Kupują powiktoriańską willę pod Londynem i tworzą rodzinę. Harriet wprowadza tradycję zapraszania wszystkich krewnych na święta i wakacje, podtrzymując w ten sposób rodzinną atmosferę, którą uwielbia ich czwórka dzieci. Piąta ciąża Harriet zmienia jednak (pozorną) sielankę. Nowe dziecko jest niezwykłe już w brzuchu matki, poród bardzo ciężki a niemowlę nie przypomina dotychczasowych dzieci. Wydaje się pochodzić z innej planety i staje się zagrożeniem dla innych dzieci - nie tylko fizycznym ale i psychicznym, gdyż powoli zaczyna nieszczyć rodzinny spokój.
Lessing zamieszcza w swojej powieści całą paletę problemów. Celowo piszę więc o pozornej sielance - bo ciąże nadchodzą zbyt szybko, są nieplanowane, wykanczają i męczą Harriet, która wydaje się tego nie zauważać. Czas poświęcany kolejnym dzieciom jest coraz którszy, gdy zmęczona matka kolejny raz wymiotuje w ciąży. Harriet zamienia się w męczęnnicę, jeszcze przed urodzeniem ostatniego Bena, nie zauważając tego i nie odpuszczając ani jednej rodzinnej tradycji na rzecz powrotu do sił. Nie przemawiają do niej argumenty matki i otoczenia - plan szczęśliwej rodziny wielodzietnej jest realizowany.
Szczęście rodzinne jest pozorne również dlatego, że możliwe jest tylko i wyłącznie dzięki finansowym dotacjom ojca Davida i pomocy matki Harriet. David nie jest w stanie zarobić na utrzymanie domu oraz piątki dzieci - długie dojazdy do Londynu oraz prace dodatkowe kradną czas, który mógłby poświęcić dzieciom. Tak więc rodzina korzysta z zastrzyków finansowych bogatego dziadka oraz ze wsparcia Dorothy - matki Harriet. Dorothy troszczy się o dzieci i utrzymanie domu, wyręcza Harriet we wszystkich pracach, gdy ta kolejny raz źle znosi ciążę.
I wreszcie kolejny problem - narodziny Bena - odmieńca. Lessing beznamiętnie opisuje jak to dziwne dziecko zmienia rodzinną sielankę w piekło. Niekochany przez nikogo Ben psuje atmosferę, przepędza tak chętnie dotąd przyjeżdżających gości i doprowadza na Harriet i jej matkę na skraj załamania nerwowego. Rodzina zupełnie sobie nie radzi z wychowaniem niespotykanego dziecka i sięga do najprostszych środków, by rozwiązać problem. Co mnie przeraziło to fakt, że problem z Benem ignorują wszystkie instytucje - pediatra, psycholog, nauczyciele w szkole. Każdy stara się owo nietypowe dziecko zignorować, nikt nie słucha zwątpionej matki.
Pod koniec książki Lessing dorzuca jeszcze problem młodzieży wykolejonej - ignorującej wszelkie społeczne zasady i szkołę.
Podejrzewam, że każdy czytelnik odkryje dla siebie inny problem, inny wątek, który najbardziej go dotknie. Dla mnie to powieść o rozterkach matki - o rozdzieleniu miłości do męża i do dzieci. O trudności w podejmowaniu decyzji - o niemożności zdecydowanie dobro, które dziecka jest ważniejsze. To chyba najtrudniejszy problem dla matki - wybór między dziećmi. Rozterki Harriet, podane w surowych, bezuczuciowych zdaniach, poruszają do głębi. Uczucie to potęguje fakt, że nie znajduje ona zrozumienia ani u męża, ani wśród bliskich.
Lessing jest w moim odczuciu najciekawszą z poznanych przeze mnie ostatnio noblistów i spróbuję przeczytać jeszcze więcej jej książek. Na razie rozpoczynam kontynuację losów Bena.
Doris Lessing, Das fünfte Kind, tł. Eva Schönfeld, 212 str. Büchergilde Gutenberg
Czytałam właśnie na jakimś blogu, że kontynuacja już nie taka ciekawa. Jestem ciekawa Twojej opinii.
OdpowiedzUsuńPiąte dziecko mnie zachwyciło, Podróż Bena natomiast była dla mnie jednym wielkim rozczarowaniem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.