środa, 28 października 2009

"Podróż Bena" Doris Lessing


To kontynuacja losów Bena, poznanego w powieści "Piąte dziecko", która jednak może być również czytana zupełnie niezależnie. Na pewno "Piąte dziecko" daje pełniejszy obraz postaci Bena, jednak ta powieść opiera się na zupełnie innej tematyce.
Już nie rodzina jako instytucja jest najważniejsza, a przystosowanie do życia w społeczeństwie. Poznajemy Bena jako osiemnastolatka, który jakoś radzi sobie i żyje w Londynie, ale wciąż zależny jest od innych osób. Ben instynktownie szuka osoby w jego oczach dobrej, która dałaby mu jeść i zaopiekowała się zagubionym chłopcem. Niestety najczęściej trafia na osoby, które bezczelnie go wykorzystują, pozbawiając należnego zarobku. Praktycznie wszystkie osoby, które w jakiś sposób okazują mu ciepło czy współczucie pochodzą z nizin społecznych - jest tu prostytuka i alfons, reżyser marzący o sławie i jego kochanka, a także chora staruszka, która wydaje się pomagać Benowi najbardziej bezinteresownie. Każda z tych osób ma swój bagaż doświadczeń, złych doświadczeń, dlatego też łatwiej jest jej wczuć się w położenie Bena i zaopiekować się nim. Jednak prędzej czy później wygrywa własne dobro. Ben stara się utrzymywać swój temperament w ryzach stale cierpi - czuje się wyobcowany, nieprzystosowany i najbardziej pragnie poznać ludzi takich, jak on.
Lessing znów niemal beznamiętnie zdaje realcję z życia Bena - ukazuje jego tęsknotę za akcpetacją, wewnętrzną walkę i ogromną potrzebę miłości. Autorka zmusza do refleksji nad odmieńcami, nad ich rolą w społeczeństwie - przyznać trzeba, że do refleksji trudnych, bolesnych.
W komentarzach znalazłam sugestie, że "Podróż Bena" jest powieścią gorszą niż "Piąte dziecko". Nie wiem, raczej nie. Jest powieścią zupełnie inną, poruszającą inną problematykę, raczej nie tak kompleksową jak poprzednia powieść. Faktycznie, czytana bezpośrednio po "Piątym dziecku" może wydać się uboższa, ale jestem przekonana, że i tutaj można wyłuskać wiele tematów i wątków pobocznych, jak chociażby rola nauki i skala poświęceń w imię nowych odkryć.
Lessing jest w moim odczuciu pisarką nietuzinkową, swoim językiem nadaje powieściom niemal tragiczny rys, równocześnie zmuszając czytelnika do wielu refleksji. A co najważniejsze nie stwarza w tym celu opasłych tomisk - bardzo cenię taki konkretny styl.

"Podróż Bena" czytałam po polsku. Niestety tłumaczenie wydało mi się być gorsze od niemieckiego "Piątego dziecka". Czasami odbierałam styl wręcz jak rozprawkowy. Zaskoczył mnie fakt, że zostały przetłumaczone imiona rodzeństwa Bena na język polski. Tak więc brat Bena Paul jest Pawłem ale poznany w Rio Paulo pozostaje przy portugalskim imieniu. Wydawało mi się, że nie ma już zwyczaju tłumaczenia imion w powieściach? Czy ktoś może mi wyjaśnić jak się ma ta kwestia?
No i niestety znalazłam byk ortograficzny:(

Doris Lessing, Podróż Bena, tł. Anna Gren, 176 str., PiW.

2 komentarze:

  1. Z tym tłumaczeniem imion to różnie bywa. Czasem pozostawia się imiona oryginalne, czasem tłumaczy się je na polski a czasem w jednej powieści mamy raz imię w oryginale, raz tłumaczone (dobrym przykładem jest tu "Malowany welon" gdzie mamy raz Karola raz Charles'a). Paranoja jakaś. Tłumacze często przekładają imiona na polski (jeśli się da), nie wiem, może myślą, że to czyni daną postać przystępniejszą?

    OdpowiedzUsuń
  2. Weisse Taube miałam wrażenie, że ta kwestia jest już umownie uregulowana, tak że kiedyś imiona tłumaczono, a teraz od tego się odchodzi. Ale teraz zwątpiłam...

    OdpowiedzUsuń