Nie mogłam się doczekać tej książki. Jak najprędzej chciałam skończyć poprzednią, by móc zabrać się za "Angkor". Co chwilę łypałam łakomie w stronę książkowego stosu i zacierałam z rozkoszą ręcę na tę ucztę. Angkor Wat to jeden z moich wymarzonych celów podróżniczych, byłam już bardzo blisko ale różne okoliczności nie pozwoliły mi pojechać do Kambodży. Był tam za to niedawno mój mąż, który nie przepada za zabytkami i świątyniami. Wrócił oczarowany, przywożąc setki przepięknych zdjęć. Od tego czasu oglądamy i czytamy wszystko, co na temat Angkoru nam w ręce wpadnie. Miesiąc temu oglądaliśmy szalenie ciekawą dokumentację o powstawaniu budowli i miałam ogromną nadzieję pogłębić moją wiedzę na ten temat.
Spodziewałam się po książce Pałkiewicza gruntownych informacji na temat budowy, konstrukcji i historii świątyń. Jakże gorzko się zawiodłam. Niestety ten pan nie potrafi pisać. Zupełnie nie potrafi. Nie chcę umniejszać jego osiągnięć odkrywczo-podróżniczych, bo są one naprawdę ogromne, ale książek nie powinien pisać. Planowałam zacytowanie kilku zdań z książki, ale są one tak żenująco toporne, że jednak z tego pomysłu zrezygnuje. Nie tylko jednak brak jakiegokolwiek stylu przeszkadza, radzi również megalomania i samozachwyt podróżnika. Wręcz zawstydzały mnie opisy własnych osiągnięć i dygresje na własny temat. À propos dygresji - pan Pałkiewicz nie miał pomysłu na konstrukcję książki. Mimo podziału na rozdziały (zatytułowane nazwami poszczególnych świątyni) czytelnik zatapia się w chaosie. Autor snuje swoje opowiadania nie trzymając się tematu, wrzucając nie powiązane tematycznie dygresje na temat napotykanych podróżników czy własnych przeżyć w innych krajach. Jeszcze gorsze są liczne truizmy o masowym wzroście turystów, o nieszczeniu środwiska - zdania tak oczywiste, że aż wstyd je czytać. Chyba właśnie to odbieganie od tematu najbardziej mnie denerwowało.
Pan Pałkiewicz stworzył kompilację cytatów z dzienników innych podróżników, okraszoną wyciągami z przewdoników i własnymi dygresjami. Bardzo niestrawną kompilację.
Mimo to polecę tę książkę, ale jako album. Zdjęcia są przepiękne (choć pewnie trudno w Angkor zrobić zdjęcia złe), książka starannie wydana na kredowym papierze. Na pewno jeszcze wiele razy będę do książki zaglądać, ale tylko po to, by nacieszyć oko.
Jacek Pałkiewicz, Angkor, 306 str., Zysk i s-ka.
Jak się cieszę, że natknęłam się na Twoją recenzję! Kupiłam Mężowi Angkor na Mikołajki, bardzo się ucieszył bo uwielbia książki o ciekawych miejscach, jednak jeszcze jej nie tknął (ale usprawiedliwiam, robi remont w domu). Dziwne jest to, że nie czytając książki odniosłam podobne wrażenie co do autora - wsytarczyło mi kilka zdań abym odczytała z nich wspomnianą przez Ciebie megalomanię. Faktem jest i mą nadzieją, że zdjęcia zrekompensują tekst!? ;-)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że jakoś Mąż ją strawi, bo uwielbiany przez Niego Pan Wojtek C. nie dostarcza kolejnych, nowych pozycji książkowych a niestety wystarczyły dwie, które jak na razie pojawiły się na rynku aby mój Mąż nie chciał czytać nikogo innego.
Oj do pana C. Pałkiewiczowi bardzo daleko!
OdpowiedzUsuńtego się obawiam po moim prezencie, ale choć obiecałam sobie, że nie powiem Mężowi o Twojej recenzji Pałkiewicza zrobiłam to - nie zniechęcił się jednak;-)
OdpowiedzUsuńTaaa... swego czasu również marzyłam, aby zobaczyć to miejsce, mam nawet plakat kompleksu świątynnego. Cudo. Nie omieszkam zapoznać się z tą książeczką :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie :)
Anhelli ja na pewno je zobaczę, jak tylko syn trochę podrośnie.
OdpowiedzUsuńMoni, ciekawa jestem wrażeń męża.
Dzięki za tą recenzję! Dobrze wiedzieć! Chciałam użyć cytatów pana J.P.przy opisie na blogu ale widzę, że jedynie zepsułoby to efekt... zapraszam na zewprzygody.blogspot.com
OdpowiedzUsuńNo niestety, nie polecam tej książki.
UsuńPan Pałkiewicz przesadził z wielkością świątyni która miała by być ileś tam razy większa od krakowskiego rynku. Nie pamiętam ile razy bo to dawno czytałem ale może ktoś zacytuje ten fragment
UsuńNie pamiętam tego fragmentu, ale kompleks Angkor jest na pewno kilkanaście razy większy od krakowskiego rynku.
Usuń