poniedziałek, 8 marca 2010

"U nas wszystko dobrze" Arno Geiger


Philipp dziedziczy wielki dom po dziadkach. Raźnie przystępuje do porządków i remontu - zupełnie nie interesują go rodzinne pamiątki - fotografie, listy, jakieś karteluszki i fotografie. Wszystko ląduje w metalowym kontenerze. Tak jak usuwa zanieczyszczenia gołębi z poddasza, tak niszczy historię swojej rodziny. A jaka to historia? Geiger ukazuje migawki z życia trzech pokoleń, sceny z życia, impresjonistyczne wręcz obrazy. Przemieszczamy się między rokiem 1938 a 2001. Najstarsze pokolenie to Richard - minister i Alma, która porzuciła pracę, by prowadzić dom i pszczelarnię. Spotykamy ich jeszcze dwa razy - jako rodziców nastoletniej córki oraz jako schorowanych staruszków. Drugie pokolenie to ich dzieci - Ingrid i Otto, który zginął na wojnie. Ingrid natomiast wbrew woli rodziców poślubia Petera - wiecznego studenta i w oczach Richarda nieudacznika. W latach siedemdziesiątych trafiamy na Ingrid i Petera, borykających się z własnym życiem, rodziców dwójki dzieci: Sissi i Philippa. Sceny z życia owej rodziny wydają się być pretekstem do ukazania historii Austrii oraz zmian społecznych.

Książka otrzymała w 2005 roku niemiecką nagrodę - Deutscher Buchpreis - i wywołała wśród krytyków skrajne opinie. Mnie daleko jest do zachwytów. Mam wrażenie, że Geiger próbował stworzyć dzieło monumentalne na mierę Budenbrooków. Po części mu się to udało - całkiem zgrabnie przeplata losy rodzinne i państwowe, snuje paralele i obserwuje rozwój społeczny. Bardzo podoba mi się jego sposób postrzegania świata - sposób w jaki opisuje sceny rodzinne. Dokładny aż do bólu, zwrazca uwagę na każdy szczegół, bardzo plastycznie oddaje nastrój chwili. Jedną z najlepszych scen jest opis śmierci Ingrid - autentycznie czułam ciarki na plecach.
Ale gdy spojrzę na całość, to niestety muszę przyznać, że się rozczarowałam i momentami wręcz wynudziłam.
Znowu jednak muszę stwierdzić, że przekonana jestem, iż na mój odbiór powieści kolosalny wpływ miał fakt, że poznawałam ją w formie audiobooka. Tekst czyta sam autor, a czyni to po prostu strasznie. I nie chodzi mi tu o akcent wiedeński, do którego można się szybko przyzwyczaić i który sam w sobie jest bardzo szarmancki ale o zupełny brak modulacji głosu. Geiger monotonnie czyta, nie podkreśla pytań, nie moduluje głosu - no katastrofa! Mam nauczkę, żeby przesłuchać fragment zanim kupię kolejnego audiobooka.

Moja ocena: 3,5/6

Arno Geiger, Es geht uns gut, czytał autor, dtv.

4 komentarze:

  1. Może książka straciła przez to, że autor czytał ją zbyt monotonnie, jednostajnie; gdyby interpretował ją dobry aktor, być może efekt byłby przeciwny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jolanto bez dwóch zdań!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja bronię tej książki. Bardzo mi się podobała. Lubię takie klimaty - wspomnienia, powrót do przeszłości, roztrząsanie historii. Oceniłam ją wyżej. Zdecydowanie:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Be.el u mnie na pewno wersja do słuchania zniszczyła odbiór książki. Podejrzewam, że tradycyjna wresja dużo bardziej by mi się podobała.

    OdpowiedzUsuń