Ta powieść Zafóna powstała w 1995 roku jako książka dla młodzieży i ukazała się pod tytułem "Las lucies de septiebre".
Lata trzydzieste XX wieku, rodzina Sauvelle przeżywa ogromny cios - ojciec właśnie umarł, a matka - Simone - pozostaje niemal bez środków do życia. Po kilku miesiącach walki o byt, Simone wydaje się, że wygrała los na loterii. Życzliwa jej osoba pośredniczy w znalezieniu jej posady. Rodzina przeprowadza się do Normandii, gdzie matka obejmuje prowadzenie domu Lazarusa Janna. Nowy chlebodawca wydaje się być osobą serdeczną, życzliwą. Sauvellowie otrzymuje mały dom u szczytu klifu, dzieci mogą uczęszczać do szkoły, a Simone szybko wdraża się w nowe obowiązki. Czternastoletnia Irene niebawem poznaje w pobliskiej wiosce Ismaela - w którym się z wzajemnością zakochuje.
Życie Sauvellów byłoby perfekcyjne gdyby nie Cravenmoore - rezydencja Lazarusa. Dom, przypominający średniowieczny zamek, roztacza aurę niepokoju. Pełen jest zakamarków, jego fasadę ozdabiają przedziwne rzeźby, a oprócz Lazarusa (który jest wynalazcą zabawek) mieszkają w nim setki skonstruowanych przez niego maszyn. Jedno ze skrzydeł zamku pozostaje dla Simone niedostępne. Mieszka tam ciężko chora żona Lazarusa - Alexandra.
Po takim początku czytelnik nastawia się na książkę z dreszczykiem, pełną niedopowiedzeń i mrożących krew w żyłach historii. I faktyczie Zafón szpikuje swoją powieść nieprawdopodobnymi wydarzeniami. Irene i Ismael trafiają na pamiętnik z niezrozumiałymi zapiskami, w lesie ginie Hanna - kuzynka Ismalea, a w Cravenmoore zaczyna grasować tajemniczy cień.
Mimo to książka mnie nudziła. Pełne detali opisy Zafóna zamieniały się w dłużyzny, mrożące krew w żyłach sceny pościgu i ucieczki w moich żyłach niczego nie zmroziły, a samo rozwiązanie historii mnie nie zaskoczyło. To jednak powieść dla młodzieży i, myślę, że zainteresuje jedynie zagorzałych fanów Zafóna.
Szkoda, iż mimo bardzo dobrego lektora (książki słuchałam) tylko czekałam na koniec tej niemiłosiernie długiej powieści.
Moja ocena: 3/6
Carlos Ruiz Zafón, Der dunkle Wächter, czytał Rufus Beck.
Ja już po Cieniu Wiatru dałam sobie spokój z Zafonem. Zawiodła mnie tamta książka, choć przyznaję, że ładnie napisana, ale przynajmniej z mojego punktu widzenia, przewidywalna jak zwykły, długi drut.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)