poniedziałek, 26 marca 2012

"Chmurdalia" Joanna Bator



Po świetnej Piaskowej górze, z niecierpliwością czekałam na możliwość przeczytania Chmurdalii, która, jak się okazało, nie jest typową kontynuacją swojej poprzedniczki. Bator oplata akcję wokół ocalałej z wypadku Dominiki Chmury, a w powieści przewijają się znane już z Piaskowej góry osoby, autorka jednak wprowadza szereg nowych bohaterów, odsuwając Wałbrzych na drugi plan.

Dominika przemierza świat, znajduje się w stanie ciągłej ucieczki od Piaskowej góry, osiedlając się w Niemczech, USA, Anglii i Grecji. W trakcie swojej odysejowskiej tułaczki (nawiązania do Odysei są nie do przeoczenia) trafia na wiele osób, które w jakiś sposób oddziaływują na jej życie. Pierwszą z nich jest potomkini Hotentockiej Wenus - Sara. Ta czarnoskóra Amerykanka pomaga Dominice stanąć znów na nogi, cierpliwie rehabilitując jej ciało oraz poniekąd duszę. Gdy Dominika postanawia wyruszyć w świat, towarzyszy jej aż do Nowego Jorku. Istotną rolę odgrywa także Ivo - cukiernik z powołania i homoniewiadomo, którego Dominika poślubia, zapewniając obojgu wymierne korzyści. I w końcu Małgosia z Piaskowej Góry, Grażynka, Greczynka Apostolea, poznana w Londynie, dzięki której Dominika spotyka  greckiego przyjaciela z dzieciństwa. Na kartach powieści przewijają się nie tylko niezliczone postaci, Bator porusza się niemal w czasie całego dwudziestego wieku, opowiadając historie (głównie z okresu drugiej wojny światowej) przynajmniej kilku bohaterów.

Mnogość wątków i zupełnie nieprawdopodobne zbiegi okoliczności są jednak słabszą stroną powieści. Odniosłam wrażenie, że Bator przesadziła z konstelacją powiązań między wszystkimi napotykanymi przez Dominikę osobami. 
Nocnik Napoleona, który jest leitmotivem snutych przez autorkę historii śmieszy i straszy swoją rolą. 
Te wszystkie fakty czyniły lekturę momentami nużącą i zniechęcającą.

Chmurdalia ma jednak jedną cechę, która plasuje się w moim odczuciu w kategorii między wybitnością, a geniuszem, a jest nią język. Styl pisania, skojarzenia, słowotwórstwo, niewiarygodny zmysł obserwacji, dobór imion i nazwisk oraz sarkazm Bator są dla mnie Mount Everestem pisarskich możliwości. A że styl cenię sobie w powieściach bardzo, bardziej nawet od treści, czytałam paplanie Jadzi (mojej ulubionej bohaterki zresztą) z rozkoszą, a mój podziw dla Bator rósł z każdą kolejną stroną. Pani Joanno, chapeau bas!

Moja ocena: 4,5/6

Joanna Bator, Chmurdalia, 502 str., WAB 2010. 

10 komentarzy:

  1. "Chmurdalia" ciągle przede mną. "Piaskowa góra" należy do jednych z moich ulubionych książek. Podobała mi się historia, zachwycał język i styl, uwierali bohaterowie (zwłaszcza ich ocena świata). Oby takich książek było jak najwięcej.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też ogromnie cenię styl w powieściach, ale ten natłok wątków i chaos trochę mnie zniechęcają. Może spróbuję "Piaskową górę"?

    OdpowiedzUsuń
  3. rr-odkowo zgadzam się z Tobą, język i postrzeganie świata genialne!

    Książkozaurze koniecznie, uważam, że należy czytać te książki po kolei.

    OdpowiedzUsuń
  4. Anonimowy1:43 PM

    dobra książka. trochę mi Tokarczuk "Prawiek i inne czasy" przypomina.

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowy10:51 PM

    Lubię ten gęsty styl, mało dialogów i wielowątkowość.

    OdpowiedzUsuń
  6. Anonimowy9:55 PM

    książka grafomańska. pretensjonalny styl, samouwielbianie autorki są ciężkie do zniesienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę prosić o poparcie przykładami?

      Usuń
  7. No cóż, zgodzę się z przedmówcą, jeśli chodzi o grafomaństwo. Książka jest przegadana do granic możliwości; co zdanie to porównania (powtarzane!) mające nadać wyrazistości i plastyczności, a tymczasem to nic innego jak grafomania. Gdyby nie spójniki "jak" i "niczym", ta książka totalnie by się rozleciała, gdyby ją "odchudzić" o te wszystkie opisy, występujące w co drugim zdaniu i sznury oddzielonych od siebie rzeczowników, z 500 stron zrobiłoby się ze 200. Dla przykładu: porównania do kurczaka, najpierw do jego złocistej skórki, potem do koloru mięsa, lub też dwukrotnie "jak fontanna" występują od siebie w odległości 3 stron. Książka na dłuższą metę nużąca, na dodatek zawiera widoczne zapożyczenia z gazetowych lektur (np. wywiad nt. widzenia liczb przez pewnego matematycznego geniusza), które przeczytała autorka.

    Snute przez Bator historie są ciekawe, jednakże przez manierę autorki j.w. bardzo tracą, wręcz giną w zalewie słów. Nieporównywalnie lepiej z rodzinnymi przypowieściami poradził sobie Jacek Dehnel w "Lali". Do tamtej wracam, do "Chmurdalii" nie zamierzam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja właśnie bardzo cenię styl Bator. Dla mnie absolutnie genialny język! "Lala" zresztą także mi się podobała.

      Usuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń