Obawiam się, że to będzie jedna z najkrótszych recenzji w dziejach bloga:) Nie napiszę nic innego, niż to, co pisałam o poprzednich tomach Jeżycjady.
W McDusi jest słodko, cukierkowo, wszystkie problemy mają rozwiązanie, bije domowe ciepło, wiara w dobroć ludzi i niepowtarzalność świata. Naiwnie, prawda?
No ale czytam, a właściwie połykam kolejne tomy, tak jak się ogląda serial. Płynę wspomnieniami z podstawówki, zatapiam się w absolutnie pozytywny świat, jak w bajkę i przez dwa wieczory uśmiecham się pod nosem z filozoficznych wywodów Musierowicz i zawsze się dobrze kończących przygód klanu Borejków. Ale nie uśmiecham się ironicznie, nostalgicznie raczej i czytam dalej.
Podejrzewam, że po McDusię sięgną na pewno wierni fani Jeżycjady, a nowicjusze zaczną przygodę z Musierowicz raczej od wcześniejszych tomów. Dlatego nie będę popadała we frazesy i zakończę tę jedną z najkrótszych notek.
Moja ocena: 4/6
Małgorzata Musierowicz, McDusia, 292 str., Akapit Press 2012.
Jeszcze nie czytałam, ale Jeżycjadę lubię, chociaż tylko niektóre części szczególnie utkwiły mi w pamięci. Zapraszam do siebie http://kraina-ksiazek-stelli.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńJa też bym musiała powtórzyć sobie Jeżycjadę, wiele mi juz umknęło.
UsuńJa utknęłam na Imieninach, a teraz, przyciśnięta przez jesień i życie, powtarzam i czytam nowe. Do McDusi jeszcze nie doszłam, ale tak sobie myślę, po przeczytaniu paru tomów, że pewnie nie będę mogła napisać o niej niczego innego i nic więcej niż Ty:)
UsuńJak cię znam ubierzesz to w lepsze słowa:P
Usuń