środa, 6 marca 2013

"Hummeldumm" Tommy Jaud



Przypadkowy wybór - szukałam lektury lekkiej i przyjemnej i doszłam do wniosku, że setki czytelników nie mogę się mylić:) Hummeldumm wiele miesięcy utrzymywał się na szczycie listy bestsellerów tygodnika SPIEGEL. 

I nie rozczarowałam się - powieść Jauda to czysta rozrywka, bez podtekstów, bez skomplikowanych wątków i trudnej tematyki. 
Matze i Sina wreszcie znaleźli mieszkanie marzeń - podczas gdy on troszczył się o kupno, ona zarezerwowała urlop. Gdy oboje lądują w Windhoek wyczekany urlop zaczyna zamieniać się w horror. Sina wybrała dwutygodniową wycieczkę po Namibii, nie sprawdziła jednak kto będzie współtowarzyszem podróży. Okazuje się, że najbliższe czternaście dni spędzą z grupą dziwaków - para z Austrii, samotnik z Turyngii, szalony kamerzysta z Bawarii, nieporadna Szwajcarka rodem z Hanoweru i wreszcie głupiutka Pogodynka Brenda i jej niewybredny w doborze słów i trunków partner Breitling.
Matze nie może uwierzyć, że z tą zbieraniną ma spędzić zasłużony urlop. Ale to nie wszystko - już w pierwszym dniu otrzymuje sms-a z biura nieruchomości z zapytaniem o przelew opłaty rezerwacyjnej. O niej w gorączce przygotowań Matze zapomniał. Niestety naprawienie błędu nie jest takie proste. Najpierw nie działa kupiona przez Sinę wtyczka, potem na drodze do pomyślnego rozwiązania problemu staje brak zasięgu, brak dostępu do Internetu, rozładowany telefon itd., itp. Matze tak usilnie próbuje ukryć swój problem przed Siną i tak rozpaczliwie dorwać się do ładowarki, że jego zachowanie zaczyna wzbudzać podejrzenia całej grupy. Nie może tu zabraknąć całego mnóstwa komicznych zbiegów okoliczności i nieoczekiwanych problemów. Nie zapomnijmy o towarzyszach podróży. Niezwykle sympatyczny przewodnik grupy - Bahee - ma niezły orzech do zgryzienia, bo zadowolić każdego z nich jest bardzo trudno. 

Myślę, że książka nie ubawiłaby mnie tak, gdybym ją czytała. Nie jestem zbyt podatna na humor tego rodzaju, a już nagromadzenia niespodziewanych zbiegów okoliczności chorobliwie nie trawię ale na szczęście książki słuchałam i na szczęście autor czytał ją świetnie. Już sam fakt, że potrafił naśladować akcent każdego z uczestników podróży mnie zadowolił. Uwielbiam słuchać poszczególnych niemieckich dialektów i imponują mi osoby, które potrafią naśladować każdy z nich. Dzięki Jaudowi wiele razy uśmiechnęłam się podczas słuchania i po prostu oddałam się czystej rozrywce.

Moja ocena: 4/6

Tommy Jaud, Hummeldumm, 432 str., Fischer Verlag 2010.

7 komentarzy:

  1. Dobrze się przy tej książce bawiłam (chociaż oczywiście trudno zaliczyć ją do ambitnych czy wiekopomnych), chyba również ze względu na dialektowe i sytuacyjne smaczki. Ale na przykład mój miaużon nie był w stanie strawić tego humoru, rzucił w kąt po trzydziestu stronach i orzekł, że to beznadziejne:-))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agnieszko ja bym książkę najpewniej też rzuciła, bo przeważnie szkoda mi czasu na taką typową czystą rozrywkę, ale Jaud tak świetnie czytał, że wysłuchałam do końca:)

      Usuń
    2. No tak, on pewnie najlepiej wiedział, gdzie rozłożyć akcenty:-)

      Usuń
  2. Czy tylko mi się wydaje, że książka o jednoczesnym kupnie mieszkania marzeń i wydatkowaniu pieniędzy na podróż do Namibii powinna raczej otrzymać etykietę "science-fiction"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie sf tylko NIemcy:) Mieszkanie pewnie na kredyt, choć o tym nic nie było. A podróż Sina bukowała więc pewnie sponsorowała? Nie wiem:)

      Usuń
  3. Kiedy będę w potrzebie przeczytania czegoś przyjemnego i lekkiego, postaram się pamiętać o tej książce:)

    OdpowiedzUsuń