Bardzo dawno temu, czyli z początkiem 2002 roku, pierwszy raz spotkałam się z panem Brysonem. Trafiłam na niego, szukając książek o Appalachian Trail i z przyjemnością przeczytałam jego zmagania z tym szlakiem. Potem sięgnęłam po zapiski amerykańskie, które także okazały się być satysfakcjonującą lekturą.
Upłynęło kilka lat i sprezentowano mi brysonowskie wrażana z Australii. I mimo, że książkę przeczytałam, wiedziałam, że z Brysonem nie ma żartów i bardzo łatwo go przedawkować.
O Wielkiej Brytanii czytać nie zamierzałam. Los jednak chciał, że miałam możliwość posłuchać audiobooka. Słuchałam, słuchałam, na lektora narzekać nie mogłam, ale gdy kolejny raz z rzędu nie kojarzyłam co i gdzie Bryson robi, nie mówiąc o tym, że podczas lektury nie uśmiechnęłam się nawet kącikiem ust, uznałam, że czas na ostateczne pożegnanie.
Po odsłuchaniu pół książki wiem, że autor wyprowadza się do Stanów, wiem, że po raz pierwszy odwiedził wyspę w latach siedemdziesiątych i wiem, jakie miał przygody. Wiem też, że miały być śmieszne, a opisy Anglików ironiczne. Niestety wiem też, że, przynajmniej w moim odbiorze, takie nie były.
Nie oceniam i nie polecam.
Bill Bryson, Reif für die Insel. England für Anfänger und Fortgeschrittene, tł. Sigrid Ruschmeier, gelesen von Oliver Rohrbeck, 368 str., Audible GmbH 2009.
Miałam tę książkę w planach, ale teraz już sama nie wiem, co mam o niej myśleć.
OdpowiedzUsuńJeśli to pierwsza książka Brysona, po którą sięgasz, to bym czytała.
Usuń