Niestety dopiero niedawno sięgnęłam po kontynuację świetnej Pochwały macochy. Niestety, bo pewna część faktów i wrażeń umknęła mi już z pamięci. Mimo to z przyjemnością przeczytałam tę pozycję i ponownie zachwyciłam się giętkością języka noblisty.
Lukrecja musiała opuścić dom męża i wraz z zaufaną służącą mieszka sama. Od pewnego czasu jednak regularnie odwiedza ją Alfonso, który czyni wszystko, by pogodzić ojca i macochę. Równocześnie Lukrecja zaczyna otrzymywać anonimowe listy, w których opisywane są seksualne fantazje, bazujące na konkretnych obrazach. Opisy te przypominają jej nocne przygody z mężem i rozpalają tęsknotę.
Diabolicznie niewinny Alfonso naciska na Lukrecję, by zaczęła odpisywać na anonimy, opowiada jej o samotności ojca i czyni wszystko, by macocha wróciła do domu. Równocześnie ponownie roztacza swój czar, wzbudzając namiętność w Lukrecji. Ich pozornie niewinne rozmowy kręcą się wokół twórczości Egona Schielego. Uczący się malarstwa Fonsito całkowicie zafascynowany jest tym malarzem - studiuje szczegółowo jego życie, interesuje się jego sztuką, podkreślając jej seksualny aspekt i w końcu co raz odnajduje kolejne podobieństwa do Austriaka.
Całkowicie skołowana Lukrecja rozpoczyna listowną grę z mężem, żałując swojego postępku i marząc o powrocie. Autor świetnie ukazuje toczącą się równolegle wewnętrzną walkę obu małżonków.
Zeszyty don Rigoberta wydają się być powieścią dojrzalszą niż Pochwała macochy, mnie jednak ta ostatnia bardziej przypadła do gustu. W tej książce zabrakło mi ostentacyjnego naturalizmu, który naturalnie nie każdemu musi się podobać. Zdecydowanie lepiej jest czytać obie książki w niewielkim odstępie czasu, by w pełni docenić ich wartość. Mnie bardzo przypadła do gustu ta strona pisarstwa noblisty.
Moja ocena: 5/6
Mario Vargas Llosa, Zeszyty don Rigoberta, tł. Filip Łobodziński, 304 str., Wydawnictwo Znak.
Książkę przeczytałam w ramach wyzwań:
Wyjątkowo mnie interesuje ten pisarz i mam w planach jego pochwałę macochy. Choć może zmienię tamtą książkę na tę, gdyż bardzo lubię Egona Schielego.
OdpowiedzUsuńTylko że ja właśnie piszę, że "Zeszyty" są kontynuacją "Pochwały macochy" więc raczej nie jest dobrym pomysłem zaczynanie właśnie od nich.
UsuńNoblista? Ostrze ząbki, bo i Twoja recenzja, i okładka i sama fabuła mnie zachęcają. Koniecznie, jeśli to ma byc prawdziwa, literacka uczta :)
OdpowiedzUsuńhttp://zakurzone-stronice.blogspot.com/
Zachęcam:)
UsuńPodejrzewam, że będę miała podobny żal do siebie. Za "Zeszyty" zabieram się już kilka lat, i tak naprawdę średnio pamiętam wydarzenia z pierwszego tomu...
OdpowiedzUsuńNo właśnie, ten sam problem. Nie zwlekaj więc, zresztą sama zobaczysz, że książkę połkniesz bardzo szybko - nie jest zbyt obszerna i naprawdę wciąga.
UsuńCzytałam obie bardzo dawno, ale pamiętam że poszło gładko. Uwielbiam styl i klimat tego pisarza. Świetne książki które na zawsze zostaną w mojej głowie.
OdpowiedzUsuńTak, ja mam jeszcze kilka na półce, więc będę miała okazję wrócić.
Usuń