Niezwykle długo czytałam tę książkę, nie przypominam sobie, kiedy ostatni raz aż tyle tygodni poświęciłam na lekturę tylko jednej pozycji. A jeśli mnie zapytacie o tego przyczyny, nie będę w stanie dać wam jednoznacznej odpowiedzi. Przede wszystkim książka Thubrona jest dobra, świetna wręcz.
Angielski pisarz wybrał się w podróż przez Turkmenistan, Uzbekistan, Tadżykistan, Kirgistan i Kazachstan tuż po upadku ZSRR. Thubron imponuje mi swoim sposobem podróżowania. Po prostu wsiada w autobus czy pociąg, rusza i nie snuje dalekosiężnych planów, poznaje miejscowych, którzy jeżdżą z nim, śpi na podłodze w chatach i domach przypadkowo poznanych osób. Pisarz nauczył się rosyjskiego, by móc rozmawiać ze spotkanymi osobami, nie wywyższa się, nie ocenia, niczym się nie brzydzi. Jedzie w step i pustynię, je to, co jego współpodróżnicy, pije, rozmawia, dyskutuje i pyta. To chyba przede wszystkim jego wyjątkowa ciekawość świata i zarazem delikatność w stawianiu pytań, czynią z niego podróżnika idealnego. By stawiać mądre pytania, trzeba mieć wiedzę, chęć zrozumienia napotkanych ludzi i zdolność analizowania. Thubron posiada wszystkie te cechy. Do swojej podróży starannie się przygotował - swoje obserwacje opiera na faktach, szczegółowo opisuje historię odwiedzanych krajów, dobrze wie, jakie miejsca chce zobaczyć i zna ich rolę kulturalną i sakralną. Nierzadko wiedza historyczna autora przewyższa wiadomości miejscowych, a jego upór i instynkt podróżnika każą mu podążać w najbardziej dzikie i odległe przełęcze.
Thubron kusi się na analizę sytuacji w postsowieckich republikach - opisuje zmiany w kraju, ale także w ludziach, którzy poszukują swojej nowej tożsamości. Świetnie udaje mu się ująć ich stan zawieszenia, niemoc i niezdecydowanie, które dotyczą zarówno Rosjan, którzy całe życie spędzili w tej części kontynentu, jak i obywateli nowych krajów, którzy dotychczas swojej kultury nie znali lub nie cenili. Książka Thubrona to w pewnym sensie zatrzymanie w kadrze ówczesnej sytuacji politycznej, to już dzieło niemal historyczne, bo każdy z krajów od tego czasu bardzo się zmienił i obrał swoją ścieżkę do własnej państwowości.
Utracone serce Azji to jednak nie tylko opis krajobrazów, miast i systemów politycznych ale portrety napotykanych przez autora ludzi - baczne obserwacje każdego z narodów czy krótkie szkice ich przedstawicieli, których historii Thubron chętnie wysłuchuje.
Najbardziej zaskoczył mnie język Thubrona. Spodziewałam się raczej konkretnego, może nawet suchego reporterskiego stylu, tymczasem autor nie stroni o licznych, bardzo poetyckich metafor. Jego skojarzenia, obrazy i porównania były dla mnie bardzo zaskakujące. Równocześnie stawia on między wierszami wiele ważnych pytań - o rolę kobiet, fundamentalizm, religię, naukę i przyszłość. Słucha, dziwi się, czasem denerwuje ale zawsze stara się zrozumieć.
Dlaczego więc tak długo czytałam tę książkę? Pewnie dlatego, że wymaga ona czasu, zadumy, refleksji. Co kilka zdań spoglądałam na zamieszczoną na początku mapkę - prawie za każdym razem mocno sklejone strony powodowały, że książka się zamykała, a ja ponownie szukałam miejsca, gdzie skończyłam lekturę. Niestety nie sposób czytać tej książki, bez podtrzymywania stron ręką - to jej największy mankament!
Moja ocena: 4,5/6
Colin Thubron, Utracone serce Azji, tł. Dorota Kozińska, 469 str., Wydawnictwo Czarne 2012.
Thubron kusi się na analizę sytuacji w postsowieckich republikach - opisuje zmiany w kraju, ale także w ludziach, którzy poszukują swojej nowej tożsamości. Świetnie udaje mu się ująć ich stan zawieszenia, niemoc i niezdecydowanie, które dotyczą zarówno Rosjan, którzy całe życie spędzili w tej części kontynentu, jak i obywateli nowych krajów, którzy dotychczas swojej kultury nie znali lub nie cenili. Książka Thubrona to w pewnym sensie zatrzymanie w kadrze ówczesnej sytuacji politycznej, to już dzieło niemal historyczne, bo każdy z krajów od tego czasu bardzo się zmienił i obrał swoją ścieżkę do własnej państwowości.
Utracone serce Azji to jednak nie tylko opis krajobrazów, miast i systemów politycznych ale portrety napotykanych przez autora ludzi - baczne obserwacje każdego z narodów czy krótkie szkice ich przedstawicieli, których historii Thubron chętnie wysłuchuje.
Najbardziej zaskoczył mnie język Thubrona. Spodziewałam się raczej konkretnego, może nawet suchego reporterskiego stylu, tymczasem autor nie stroni o licznych, bardzo poetyckich metafor. Jego skojarzenia, obrazy i porównania były dla mnie bardzo zaskakujące. Równocześnie stawia on między wierszami wiele ważnych pytań - o rolę kobiet, fundamentalizm, religię, naukę i przyszłość. Słucha, dziwi się, czasem denerwuje ale zawsze stara się zrozumieć.
Dlaczego więc tak długo czytałam tę książkę? Pewnie dlatego, że wymaga ona czasu, zadumy, refleksji. Co kilka zdań spoglądałam na zamieszczoną na początku mapkę - prawie za każdym razem mocno sklejone strony powodowały, że książka się zamykała, a ja ponownie szukałam miejsca, gdzie skończyłam lekturę. Niestety nie sposób czytać tej książki, bez podtrzymywania stron ręką - to jej największy mankament!
Moja ocena: 4,5/6
Colin Thubron, Utracone serce Azji, tł. Dorota Kozińska, 469 str., Wydawnictwo Czarne 2012.
zgadzam się, że książka napisana jest pięknym językiem, jednak wydaje mi się, że nie jest to pozycja dla każdego strefa pasji
OdpowiedzUsuń