wtorek, 7 lipca 2015

"W krainie kolibrów" Sofia Caspari


Lubię od czasu do czasu sięgnąć po powieść historyczną - zatopić się w innym świecie, poznać nieznane mi fragmenty historii i przede wszystkim zagłębić się w opasłym tomiszczu. W krainie kolibrów zapowiadało się świetnie - Niemcy, Argentyna, emigracja. Tematy mi bliskie, a mój nos wciąż podąża za książkami z kontekstem południowoamerykańskim (chyba tylko ja jeszcze nie zapomniałam o stosownym wyzwaniu). Niestety jednak powieść Sofii Caspari mnie rozczarowała. 

Anna i Victoria płyną tym samym statkiem do Argentyny. Victoria podąża na spotkanie niedawno poślubionego męża, należy do pasażerów pierwszej klasy. Anna podróżuje z biedotą, a wyruszyła do Ameryki Południowej, by dołączyć do rodziców, siostry i męża, którzy wyjechali wcześniej. Tych dwóch kobiet nie łączy nic i pewnie nigdy by się nie spotkały, gdyby nie przypadek. Podczas silnego wiatru i deszczu Anna upada na pokładzie, na pomoc śpieszy jej Julius, znajomy Victorii. Ten młody człowiek jest dobrze sytuowanym kupcem i od pierwszego spojrzenia zakochuje się w Annie. Miłość ta jednak nie ma racji bytu, Anna jest wszak mężatką, poza tym pochodzi z innej sfery i źle czuje się w towarzystwie bogatych. Drogi pokładowych znajomych się rozchodzą i każda z tych osób zaczyna układać sobie życie w Argentynie. Victoria na położonej niezwykle daleko od Buenos Aires farmie, u boku męża, który stracił szarmancki sposób bycia, jakim oczarował ją w Paryżu oraz pod czujnym okiem zaborczej teściowej. Julius z sukcesem prowadzi interesy, a na Annę czeka rozczarowanie. Jej rodzina przybyła do Argentyny z nadzieją na tanią ziemię i założenie gospodarstwa. Niestety bezpańskiej ziemi już nie ma, a oni muszą podzielić los wielu emigrantów z Europy - osiedlają się w niewielkim domku w jednej z najgorszych dzielnic Buenos Aires, a każdy dzień rozpoczynają od szukania pracy. Mąż Anny zapada na suchoty i rodzina traci jego najwyższy zarobek. 

Sofia Caspari na ponad sześciuset stronach opisuje dalsze niezwykle zawiłe losy Anny i Victorii. Pamiętacie Niewolnicę Isaurę albo W rytmie disco czy inną dowolną telenowelę południowoamerykańską - powieść Caspari w niczym im nie ustępuje. Historie głównych bohaterek rzadko się trzymają kupy, ich ukochani (Victoria zniesmaczona zachowaniem męża prędko zakochuje się w ognistym Latynosie) pojawiają się niczym feniks z popiołów w najbardziej dramatycznych momentach (trudno się domyślić dlaczego wcześniej nagle kompletnie zniknęli z pola widzenia), bohaterki gorąco kochające swoje dzieci potrafią pozostawić je na wiele tygodni, by podobno walczyć o lepszy byt (Anna leniwie spędza czas na farmie Victorii opychając się łakociami, podczas gdy jej rodzina oraz córka są o chlebie i wodzie), zakochani w sobie Anna i Julius całują się po raz pierwszy po czterech latach spotkań, Victoria, która do codziennej toalety, a zwłaszcza do wiązania gorsetu, potrzebowała pomocy służącej, podróżuje wiele tygodni konno radząc sobie sama (nawet z gorsetem!), takich nieścisłości mogłabym wymienić wiele. 
Jeśli sięgnięcie po tę książkę w celach stricte rozrywkowych i nie oczekujecie powieści historycznej, z rozmachem napisanej sagi, wielowymiarowych charakterów to być może nawet będziecie się dobrze bawić - to typowa książka na plażę, do czytania między drinkiem z palemką, a kąpielą w morzu. Nie oczekujcie jednak, że dowiecie się jak wyglądało życie w Argentynie - Caspari co kilkadziesiąt stron przypomina sobie o scenerii oraz tle historycznym swojej powieści i serwuje czytelnikowi fakty na poziomie szkolnej czytanki. Rozmachu nie można jej tylko odmówić w kwestii przygód jakie serwuje kobietom - jest tu dosłownie wszystko, o czym wytrawna znawczyni telenowel może zamarzyć - od biedy, przez zdradę, wredną teściową, zaskakującą ciążę, morderstwo, zarazę i porwanie po happy end.

Pomijając jednak kiepską fabułę i mdłe charaktery najbardziej rozczarował mnie styl autorki.  Liczne powtórzenia w opisie postaci i ich odczuć, niespójność w szkicowaniu charakterów (wydaje się, że musiała ich cechy dostosowywać do wcześniej zaplanowanej akcji) oraz nieporadne wielokrotnie złożone zdania nie umilały lektury. Denerwowały mnie literówki oraz błędy stylistyczne i gramatyczne - wiele zdań to autentyczna kalka z niemieckiego. Czytałam wersję przedpremierową, za którą dziękuję Wydawnictwu Otwarte, i mam głęboką nadzieję, że zostały poprawione przed wydaniem. 

Moja ocena: 2,5/6

Sofia Caspari, W krainie kolibrów, tł. Paulina Filippi-Lechowska, 632 str., Wydawnictwo Otwarte 2015.

Książkę przeczytałam w ramach wyzwania:

6 komentarzy:

  1. Anonimowy10:14 AM

    Trochę zaskoczyła mnie twoja ocena, bo gdzie nie spojrzę, większość zachwyca się nad tą książką. Mi ona od początku nie odpowiadała, bo to nie moje klimaty, jednak dzięki za ostrzeżenie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie większość, zauważyłam też recenzje, które niby się zachwycają, a między wierszami widać, że to telenowela. Ja tylko rzuciłam okiem na inne blogi. gdzie ukazała się recenzja tej książki, bo chyba żadnego z nich nie czytam regularnie. Być może też współpraca z wydawnictwem zobowiązuje, nie wiem? Mnie też przykro ocenić słabo książkę, którą dostałam do recenzji, ale co zrobić, jak ona naprawdę jest bardzo średnia.

      Usuń
  2. Mnie również zaskoczyła Twoja ocena, ale cóż - każdy ma inne gusta, a czasami bardzo ciekawie jest przeczytać mniej ciekawą recenzję polecanej przez wszystkich książki. Zobaczymy, co ja będę o niej sądzić.

    http://zakurzone-stronice.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też jestem ciekawa Twojej opinii, więcej o moich odczucich napisałam w odpowiedzi do Clary Fray. Pozdrawiam!

      Usuń
  3. O widzisz, same pozytywy o niej widziałam. Lubię jednak książki tego typu, więc jeśli spotkam to się skuszę :)
    Moje-ukochane-czytadelka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nadal nie zachęcam, aczkolwiek zawsze warto wyrobić sobię własną opinię, prawda? Pozdrawiam!

      Usuń