Lubię od czasu do czasu sięgnąć po powieść historyczną - zatopić się w innym świecie, poznać nieznane mi fragmenty historii i przede wszystkim zagłębić się w opasłym tomiszczu. W krainie kolibrów zapowiadało się świetnie - Niemcy, Argentyna, emigracja. Tematy mi bliskie, a mój nos wciąż podąża za książkami z kontekstem południowoamerykańskim (chyba tylko ja jeszcze nie zapomniałam o stosownym wyzwaniu). Niestety jednak powieść Sofii Caspari mnie rozczarowała.
Anna i Victoria płyną tym samym statkiem do Argentyny. Victoria podąża na spotkanie niedawno poślubionego męża, należy do pasażerów pierwszej klasy. Anna podróżuje z biedotą, a wyruszyła do Ameryki Południowej, by dołączyć do rodziców, siostry i męża, którzy wyjechali wcześniej. Tych dwóch kobiet nie łączy nic i pewnie nigdy by się nie spotkały, gdyby nie przypadek. Podczas silnego wiatru i deszczu Anna upada na pokładzie, na pomoc śpieszy jej Julius, znajomy Victorii. Ten młody człowiek jest dobrze sytuowanym kupcem i od pierwszego spojrzenia zakochuje się w Annie. Miłość ta jednak nie ma racji bytu, Anna jest wszak mężatką, poza tym pochodzi z innej sfery i źle czuje się w towarzystwie bogatych. Drogi pokładowych znajomych się rozchodzą i każda z tych osób zaczyna układać sobie życie w Argentynie. Victoria na położonej niezwykle daleko od Buenos Aires farmie, u boku męża, który stracił szarmancki sposób bycia, jakim oczarował ją w Paryżu oraz pod czujnym okiem zaborczej teściowej. Julius z sukcesem prowadzi interesy, a na Annę czeka rozczarowanie. Jej rodzina przybyła do Argentyny z nadzieją na tanią ziemię i założenie gospodarstwa. Niestety bezpańskiej ziemi już nie ma, a oni muszą podzielić los wielu emigrantów z Europy - osiedlają się w niewielkim domku w jednej z najgorszych dzielnic Buenos Aires, a każdy dzień rozpoczynają od szukania pracy. Mąż Anny zapada na suchoty i rodzina traci jego najwyższy zarobek.
Sofia Caspari na ponad sześciuset stronach opisuje dalsze niezwykle zawiłe losy Anny i Victorii. Pamiętacie Niewolnicę Isaurę albo W rytmie disco czy inną dowolną telenowelę południowoamerykańską - powieść Caspari w niczym im nie ustępuje. Historie głównych bohaterek rzadko się trzymają kupy, ich ukochani (Victoria zniesmaczona zachowaniem męża prędko zakochuje się w ognistym Latynosie) pojawiają się niczym feniks z popiołów w najbardziej dramatycznych momentach (trudno się domyślić dlaczego wcześniej nagle kompletnie zniknęli z pola widzenia), bohaterki gorąco kochające swoje dzieci potrafią pozostawić je na wiele tygodni, by podobno walczyć o lepszy byt (Anna leniwie spędza czas na farmie Victorii opychając się łakociami, podczas gdy jej rodzina oraz córka są o chlebie i wodzie), zakochani w sobie Anna i Julius całują się po raz pierwszy po czterech latach spotkań, Victoria, która do codziennej toalety, a zwłaszcza do wiązania gorsetu, potrzebowała pomocy służącej, podróżuje wiele tygodni konno radząc sobie sama (nawet z gorsetem!), takich nieścisłości mogłabym wymienić wiele.
Jeśli sięgnięcie po tę książkę w celach stricte rozrywkowych i nie oczekujecie powieści historycznej, z rozmachem napisanej sagi, wielowymiarowych charakterów to być może nawet będziecie się dobrze bawić - to typowa książka na plażę, do czytania między drinkiem z palemką, a kąpielą w morzu. Nie oczekujcie jednak, że dowiecie się jak wyglądało życie w Argentynie - Caspari co kilkadziesiąt stron przypomina sobie o scenerii oraz tle historycznym swojej powieści i serwuje czytelnikowi fakty na poziomie szkolnej czytanki. Rozmachu nie można jej tylko odmówić w kwestii przygód jakie serwuje kobietom - jest tu dosłownie wszystko, o czym wytrawna znawczyni telenowel może zamarzyć - od biedy, przez zdradę, wredną teściową, zaskakującą ciążę, morderstwo, zarazę i porwanie po happy end.
Pomijając jednak kiepską fabułę i mdłe charaktery najbardziej rozczarował mnie styl autorki. Liczne powtórzenia w opisie postaci i ich odczuć, niespójność w szkicowaniu charakterów (wydaje się, że musiała ich cechy dostosowywać do wcześniej zaplanowanej akcji) oraz nieporadne wielokrotnie złożone zdania nie umilały lektury. Denerwowały mnie literówki oraz błędy stylistyczne i gramatyczne - wiele zdań to autentyczna kalka z niemieckiego. Czytałam wersję przedpremierową, za którą dziękuję Wydawnictwu Otwarte, i mam głęboką nadzieję, że zostały poprawione przed wydaniem.
Moja ocena: 2,5/6
Sofia Caspari, W krainie kolibrów, tł. Paulina Filippi-Lechowska, 632 str., Wydawnictwo Otwarte 2015.
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania:
Trochę zaskoczyła mnie twoja ocena, bo gdzie nie spojrzę, większość zachwyca się nad tą książką. Mi ona od początku nie odpowiadała, bo to nie moje klimaty, jednak dzięki za ostrzeżenie :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie większość, zauważyłam też recenzje, które niby się zachwycają, a między wierszami widać, że to telenowela. Ja tylko rzuciłam okiem na inne blogi. gdzie ukazała się recenzja tej książki, bo chyba żadnego z nich nie czytam regularnie. Być może też współpraca z wydawnictwem zobowiązuje, nie wiem? Mnie też przykro ocenić słabo książkę, którą dostałam do recenzji, ale co zrobić, jak ona naprawdę jest bardzo średnia.
UsuńMnie również zaskoczyła Twoja ocena, ale cóż - każdy ma inne gusta, a czasami bardzo ciekawie jest przeczytać mniej ciekawą recenzję polecanej przez wszystkich książki. Zobaczymy, co ja będę o niej sądzić.
OdpowiedzUsuńhttp://zakurzone-stronice.blogspot.com/
Też jestem ciekawa Twojej opinii, więcej o moich odczucich napisałam w odpowiedzi do Clary Fray. Pozdrawiam!
UsuńO widzisz, same pozytywy o niej widziałam. Lubię jednak książki tego typu, więc jeśli spotkam to się skuszę :)
OdpowiedzUsuńMoje-ukochane-czytadelka
Ja nadal nie zachęcam, aczkolwiek zawsze warto wyrobić sobię własną opinię, prawda? Pozdrawiam!
Usuń