wtorek, 25 sierpnia 2015

Stosikowe losowanie 9/15

Zapraszam do zgłaszania się do rundy wrześniowej! Pary rozlosuję 1 września, czas na przeczytanie książek mamy każdorazowo do końca miesiąca.

Dla przypomnienia zasady:

1. Celem zabawy jest zmniejszenie liczby książek w stosie.

2. Uczestnicy dobierani są losowo w pary i wybierają numer książki dla partnera.

3. Wylosowaną książkę należy przeczytać do końca miesiąca.

4. Mile widziana jest recenzja, do której link należy zamieścić na moim blogu.

5. Podsumowanie losowania wraz z linkami znajduje się w zakładkach z boku strony.

6. Jeśli wylosowana książka jest kolejną z cyklu, można przeczytać pierwszy tom.

Serdecznie zapraszam do zabawy i czekam na zgłoszenia wraz z podaniem liczby książek w stosie.

piątek, 21 sierpnia 2015

"Pan od seksu" Zbigniew Lew-Starowicz


Gdyby nie promocja pewnie nie kupiłabym tej książki. Z zasady chętnie czytam biografie, a Lew-Starowicz to przecież szara eminencja polskiej seksuologii więc zapewne miał ciekawe życie. I nie pomyliłam się, faktycznie życie pana Starowicza było często zaskakujące, a przede wszystkim pracowite. Urodzony w prowincjonalnym Sieradzu, pilny uczeń, ministrant i wzorowy syn nie wydawał się być stworzony do zostania seksuologiem. Autor bez zadęcia opowiada o domu rodzinnym, wychowaniu, latach młodzieńczych i wreszcie studiach. Nie ukrywa swoich bliskich kontaktów z kościołem, a także fascynacji wojskowością. Stopniowo wyjaśnia jak narodziły się jego zainteresowania psychiatrią i seksuologią, opisuje początki pracy i życie rodzinne.

Najciekawsza część książki to oczywiście opowieści z gabinetu seksuologa. Jak się można domyślić nie ma takiego przypadku, z jakim Lew-Starowicz by się nie spotkał. Autor chętnie opowiada o swoich sukcesach, publikacjach, kontaktach wysokiego szczebla, występach medialnych. Ma do tego pełne prawo, w końcu ma na koncie wiele osiągnięć, czasami jednak miałam leciutkie wrażenie, że pan Starowicz jest nieco próżny. Mnie to nie przeszkadzało, uważam zresztą, że ludzie zbyt często umniejszają swoje sukcesy, obawiam się jednak, że w oczach niektórych czytelników może to być odebrane jako przechwałki.
W opowieściach seksuologa widać duży respekt, szacunek do pacjenta, autor z taktem relacjonuje wizyty i problemy. Wiele razy także podkreśla swoje poczucie misji na polu seksuologii - mnóstwo czasu i energii poświęcił w swoim życiu edukacji młodzieży i dorosłych. Zaskakującym jest jak dobrze potrafił umieścić swoje poglądy i naukę między medycyną, a stanowiskiem kościoła.

Pana od seksu przeczytałam z ciekawością ale nie podobał mi się styl książki - dość monotonny, jednostajny. Dobra jest struktura, przejrzystość, dobór zdjęć ale chyba zbyt rozpieściła mnie swoimi biografiami Grzebałkowska i ta książka wydawała mi się po nich bardzo zwyczajna, czasami wręcz nudna.

Moja ocena: 4/6

Zbignniew Lew-Starowicz, Pan od seksu, 235 str., Wydawnictwo Znak 2013. 

czwartek, 6 sierpnia 2015

"Stalowe anioły nad Yarí" Maciej Tarasin


Słyszeliście o dramatycznej akcji ratunkowej dwóch polskich eksploratorów, którzy zaginęli w 2013, spływając Rio Yarí w Kolumbii? Nie? Nieważne. Nawet jeśli dzikie południowoamerykańskie rzeki was nie interesują, a o Żorach na Górnym Śląsku nigdy nie słyszeliście, to gwarantuję wam, że podczas lektury książki Maćka Tarasina nudzić się nie będziecie. Oczywiście dużo fajniej się ją czyta, jeśli zna się głównego bohatera i od dawna śledziło jego przygody, a przewracając strony, co rusz trafia na sobie znane osoby czy wydarzenia. Jednak nie tyko to było moją motywacją, do przeczytania tej książki. O bardziej czy mniej ekstremalnych podróżach czytam od dawna, tę pasję dzielę z moim mężem i dzięki tym zainteresowaniom udało nam się ponad dziesięć lat temu żeglować wokół Borneo czy Mindanao z jednym z weteranów podróży nietypowych. Poza tym, nie wstydzę się przyznać, że zżera mnie zazdrość, a i trochę żal, że nie zaszłam tak daleko, by podróżować jak włóczykij. A im jestem starsza, a przede wszystkim odkąd mam dzieci, doceniam przynajmniej podstawowe wygody. 

Ale miałam pisać o książce Maćka. Otóż tytuł jest trochę mylny, autor nie skoncentrował się tylko na opisaniu słynnej, tak niefortunnie zakończonej, wyprawy. To przede wszystkim książka o tym, jak rodzi się pasja. Maciek wybiega w przeszłość, opisując swoje pierwsze spływy kajakowe, wycieczki i ekspedycje. Nie od razu przecież rzucał się na nieznane nikomu rzeki w dżungli, najpierw były swojskie Kwisa, Warta czy Wieprz. Były podróże lądowe do Ameryki Południowej i wreszcie pierwsza próba spływu na kanadyjskiej Nahanni. 

Maciej z dużym dystansem do siebie opowiada o tej i kolejnych wyprawach. Opisuje swoje przygotowania, wspomina błędy, pomyłki, zaniedbania, a także radość z sukcesów. Każdej z wypraw próbuje nadać tło kulturowe, opisuje pokrótce historię danego obszaru i jego mieszkańców. To taka lekcja w pigułce - rozumiem i doceniam motywację umieszczania tych wiadomości ale są one tak skondensowane, że dla kogoś, kto nie posiada podstawowej wiedzy na dany temat lub nie odwiedził opisywanego obszaru, to jednak zbyt wiele na raz. Przyznam, że z przyjemnością czytałam te informacje, ale po lekturze niewiele z nich pamiętam. Mnie przede wszystkim w książce brakowało map! A czytanie z otwartym google maps jest trochę niewygodne. Może to moje zboczenie, ale po prostu uwielbiam mapy i gdy czytam o jakimś regionie, automatycznie muszę to konsultować z atlasem. Na szczęście jest tu wiele świetnych fotografii, dla mnie mogłoby ich być jeszcze więcej!

Maciek obiecał mi, że dostanę autograf, nawet jak skrytykuję jego książkę. Na dobrą sprawę jednak trudno mi spełnić moją groźbę. Pomyślmy... Poza brakiem map, zastanawia mnie maniera przedstawiania wszystkich znajomych autora z nazwiska. Rozumiem sens, jeśli chodzi o osoby znane, które zasłużyły się dla świata podróżników, ale w przypadku szkolnych kumpli? Dla mnie to fajne, bo wiem o kogo chodzi i większość tych osób znam, ale dla postronnego czytelnika? Czy to ważne, że kumpel był Kowalskim czy Nowakiem? Nie wystarczy imię? 
Cóż mogę jeszcze zarzucić Maćkowi? Na przykład, że przez niego zarwałam przy lekturze pół nocy, co od dawna mi się nie przydarzyło :) Dobrze, że mam wakacje i mogłam odespać na drugi dzień:)

Bardzo podobała mi się analiza przyczyn niepowodzenia wyprawy. Maciek stara się przedstawić jej przebieg w każdym detalu, oczywiście nie udaje mu się uniknąć subiektywizmu, ale widać, jak bardzo zależy mu na rzetelnym nakreśleniu wydarzeń i zachowań, które doprowadziły do rozdzielenia się partnerów. Jak już wcześniej wspominałam, cenię dystans do siebie, poczucie humoru, pokorę i respekt - Maciek ma wszystkie te cechy, dlatego przekonana jestem, że dokona jeszcze nie jednego wyczynu podróżniczego. I gdyby tak okropnie nie brzydziły mnie glisty i inne robale, to też polazłabym za Maćkiem przez dziewiczą dżunglę :)

Moja ocena: 5/6

Maciej Tarasin, Stalowe anioły nad Yarí, 301 str., Świat Książki 2015.

wtorek, 4 sierpnia 2015

Statystyka lipiec 2015

Przeczytane książki: 7

Ilość stron: 1861

Książki w ramach wyzwania projekt nobliści: 0
Książki w ramach wyzwania południowoamerykańskiego: 0
Książki w ramach wyzwania Czytamy Zolę: 0
Książki w ramach wyzwania Czytamy książki nieoczywiste: 0

Ilość książek w stosie: 109

"Zorkownia" Agnieszka Kaluga


Nigdy nie czytałam blogu Kalugi, nigdy nie interesowałam się jego treścią, nazwa zorkownia obiła mi się o uszy tylko przy okazji śledzenia wyników konkursu na Blog roku. Na dobrą sprawę nie jestem w stanie powiedzieć, dlaczego akurat tę książkę kupiłam w promocji Znaku. Było przecież ich tak wiele, a jeśli już kupuję papierowe książki, to tylko wtedy, gdy bardzo chcę jej mieć albo cena jest na tyle atrakcyjna, że się skuszę. Może przyciągnęła mnie zieleń sukienki? Może ciekawość jaka jest książka blogerki? Nie wiem. Ale wiem, że zakupu nie żałuję. Nie żałuję, mimo że to była najtrudniejsza dla mnie książka, jaką czytałam w życiu. To twierdzenie może być zaskakujące, bo przecież nie unikam lektur na temat ludobójstw czy tragedii. Kaluga nie tylko treścią, ale i sposobem pisania rozłożyła mnie na łopatki. Nigdy jeszcze nie odkładałam tak często książki. Chyba nigdy nie wylałam tylu łez podczas lektury i pewnie nigdy nie obiecywałam sobie tyle razy, że już do lektury nie wrócę. Za każdym razem jednak do niej wracałam, nawet jak pół nocy nie mogłam spać, a potem we śnie pielęgnowałam moje własne, umierające dziecko. 

Trudne losy mieszkańców hospicjum, w którym Kaluga pracuje jako wolontariuszka, a także jej przeżycia mieszczą się na poziomie emocjonalnym bardzo blisko tego, czego sama doświadczyłam. Temat śmierci, życia i sensu obojga, a także sprawiedliwości, rozpaczy, niemocy, niechęci i zwątpienia przewałkowałam w ostatnich latach na wszystkie sposoby. I nawet jeśli uważam, że dotarłam do etapu stabilizacji, to nie znalazłam odpowiedzi na dręczące mnie pytania. Kaluga też ich nie ma, ale w jakiś sposób popchnęła moje myśli dalej. 

Tak jak pisałam, Zorkownia obezwładnia nie tylko treścią ale i językiem. Wiele razy pisałam jak nie lubię poetyckich powieści. Myliłam się. Poetyckość Kalugi bardzo mi odpowiada. 

Zwlekałam długo z tą notką, czekałam aż opadną emocje, przeczytałam kolejną książkę, bo nie chciałam pisać na gorąco. Chciałam uniknąć bólu i roztrzęsienia, uspokoić ducha i myśli. Mam wrażenie, że to książka dla każdego człowieka, ale paradoksalnie nie polecę jej nikomu. 

Moja ocena: 6/6

Agnieszka Kaluga, Zorkownia, 288 str., Wydawnictwo Znak, Kraków 2014. 

sobota, 1 sierpnia 2015

Stosikowe losowanie 8/15 - pary

ZwL wybiera numer książki dla Gucimal (w stosie 101 książek) - 47
Guciamal wybiera numer książki dla Maniiczytania (w stosie 10 książek) - 7
Maniaczytania wybiera numer książki dla Marianny (w stosie 120 książek) - 13
Marianna wybiera numer książki dla Karto_flanej (w stosie 105 książek) - 84
Karto_flana wybiera numer książki dla Anny (w stosie 21 książek) - 15
Anna wybiera numer książki dla ZwL (w stosie 878 książek) - 521