czwartek, 3 sierpnia 2017

"Opium w rosole" Małgorzata Musierowicz



Po nieplanowanej przerwie w lipcu wracam do czytania Jeżycjady. Od ostatniego tomu minęły 4 lata i wiele zmieniło się i w Polsce, i u Borejków.

Na ulicach jest mroźno, szaro i beznadziejnie, co rusz ruch samochodów zatrzymywany jest przez pędzące samochody pancerne i policyjne, rodzice znikają, w sklepach jest pusto - jednym słowem warunki życia są tragiczne. Także u Borejków nastąpiły zmiany - Gabrysia jest samotną matką, jej mąż wyjechał do Australii i słuch po nim zaginął. Ale to nie Borejkowie są głównymi bohaterami tej książki, choć ważną rolę odgrywa w niej kamienica przy ulicy Roosvelta 5 i znane już z poprzednich tomów postacie. W centrum akcji stoi jednak Kreska czyli Janina Krechowicz, wnuczka profesora Dmuchawca, która przeprowadziła się do niego z Wrocławiu, po zniknięciu rodziców, i rozpoczyna naukę w pierwszej klasie liceum. 

Kreska niespecjalnie dobrze czuje się w nowej szkole. Jej klasa nie jest zbyt zgrana, ona sama nie nawiązała żadnych przyjaźni, a wychowawczyni jest odpychająca i surowa. Do tego pomagający jej w matematyce Maciek zakochuje się w zblazowanej Matyldzie zamiast zwrócić uwagę na nią. Pikanterii zawirowaniom miłosnym Kreski dodaje mała dziewczynka. Genowefa Bombke vel Lompke vel Trombke wędruje od mieszkania do mieszkania, gdzie z rozkoszą zajada się domowymi obiadkami i wdycha rodzinne ciepło. Geniusia zdobywa serca wszystkich mieszkańców, a każda rodzina chętnie dzieli się z nią tym, co ma. 

Sceny z Genowefą są przekomiczne - jej uwagi, skojarzenia i kombinacje są rewelacyjne. Humor sytuacyjny to jest to, co Musierowicz wychodzi najlepiej. Jak każda z powieści autorki, także ta ma przesłanie, czasem zbyt nachalne, ale jednak do przełknięcia. 

Wykształcona pedagogiczno-psychologicznie wychowawczyni Kreski sypie z rękawa cytatami z wielkich pedagogów, ale nie radzi sobie ze swoją klasą. Nie wie jak zbudować autorytet, ani jak rozmawiać z uczniami. Podobnie ma się sprawa w domu. Nauczycielka jest więźniem rytuałów i powinności. W kreacji tej postaci Musierowicz zdecydowanie poszła na całość i przejaskrawiła ją w opozycji do kultowego w tej książce profesora Dmuchawca, który przecież kilka tomów wstecz też bez skazy nie był. Idealny stary nauczyciel oraz wzór matki czyli Mila Borejko miażdżą więc zagubioną w sobie kobietę.

Z ciekawością czytałam o polskich realiach z roku 1983. Musierowicz nie tworzyła oczywiście powieści historycznej ale są one tak wszechobecne w książce, że stały się niezwykłym obrazem tych smutnych czasów. 

Z przyjemnością wróciłam do tej książki, której nie czytałam od czasów wczesnego liceum. Naprawdę poczułam ducha Jeżycjady, przeniosłam się duszą do Poznania i po prostu połknęłam tę książkę w jeden dzień.

Moja ocena: 5,5/6

Małgorzata Musierowicz, Opium w rosole, 238 str., Nasza Księgarnia 1990.


6 komentarzy:

  1. Jak byłam młoda Jeżycjada mnie jakoś nie porwała. Chociaż teraz jak sobie myślę, to może warto po nią sięgnąć. Może w wieku 30+ będę ją lepiej odbierać i ją pochłonę? Kto wie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy teraz cię porwie, ja obawiam się, że mnie by się nie podobała, gdyby nie czytanie w nastolęctwie.

      Usuń
  2. Osobiście pałam do Jeżycjady miłością bezgraniczną, a tę część, o przygodach Aureli, vel Genusi, wręcz ubóstwiam! Zwłaszcza scenę w operze, w której to dziewczynka postanowiła dotknąć sympatycznej łysinki dyrygenta!
    Pozdrawiam serdecznie, włóczykijka z imponderabiliów literackich

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak opera była super :) Ja się zaśmiewałam gdy Genowefa oświadczała: Przyszłam na obiadek!

      Usuń
  3. Czy istnieje możliwość współpracy? Jeśli tak, proszę udostępnić e-mail. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę pisać na anna małpa indica kropka de

      Usuń