Nie planowałam pisać notki o tej książce, bo wiadomo, że nic odkrywczego o Harrym Potterze już nie napiszę. Ale jednak kilka słów będzie, a to z kilku przyczyn.
Czwarty tom czytam właściwie dopiero drugi raz. Pierwszy trzy czytałam kilka razy - najpierw sama sobie, potem na głos córce, potem kolejny raz na głos synowi. Od czwartego tomu czytali już sami i nie miałam okazji, by powtórzyć sobie lekturę.
Zaczęliśmy też oglądanie filmów, widzieliśmy dopiero cztery pierwsze, bo czekamy aż syn najpierw przeczyta kolejne tomy. Tak więc ten tom czytałam tuż po obejrzeniu filmu i po wizycie w Warner Bros Studios pod Londynem. Oba te fakty zdecydowanie wpłynęły na moją wyobraźnię - nie potrafię już sobie przypomnieć mojej wizji bohaterów, bo przed oczami mam już tylko aktorów. Trochę szkoda, ale taka jest pewnie kolej rzeczy.
Przeczytałam te ponad 750 stron w niecałe cztery dni - ja, co tu ukrywać, stara baba i to książkę, której akcję znałam. To dla mnie fenomen. Podziwiam Rowling za pióro, że potrafi tak zająć czytelnika, ale także Andrzeja Polkowskiego za tłumaczenie - te seria przewija się u nas w przynajmniej trzech językach, więc często dyskutujemy, jak kto lub co nazwane zostało w danym języku.
I to tyle przemyśleń - mało odkrywczych, ale niech choć będzie znak, że książkę przeczytałam.
Moja ocena: 6/6
J.K. Rowling, Harry Potter i Czara Ognia, tł. Andrzej Polkowski, 760 str., Media Rodzina 2001.
Świetny post! Dobrze się czytało! Pozdrawiam, Maciej
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy wpis, będę zaglądał częściej :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń