O dziwo w dzieciństwie nie czytałam tej książki L.M. Montgomery, a teraz trafiłam na nią dzięki wyzwaniu, o którym wspominałam przy okazji postów o cyklu o Emilce.
Tytułowa Jane wychowuje się w kostycznym domu wraz z matką, babką i ciotką. Matka odgrywa jednak zupełnie nieistotną rolę w wychowaniu córki. To babka rządzi domem, ustanawia zasady i decyduje o wychowaniu Jane, mając pod pantoflem swoje dzieci i wnuczkę. Dwoje z dzieci założyło rodziny i spotyka matkę tylko na obiady, natomiast córka Gertrud, która nigdy nie wyszła za mąż mieszka z matką. Robin zaś do domu wróciła z trzyletnią córką, gdy przestało się układać w jej związku. Matka nigdy nie aprobowała jej małżeństwa, więc z chęcią przyjęła córkę z wnuczką, choć życie w separacji nie jest pozbawione skandalu.
Na Jane skupia się cała niechęć babki do wybranka najmłodszej córki. Dziecko wychowywane jest niezwykle surowo, ciągle musi znosić sarkastyczne uwagi na temat jej zainteresowań i gustu, nie wolno się jej śmiać, bawić, głośno zachowywać. Jane jest tak zastraszona, że ciągle popełnia błędy, porusza się niezdarnie, nie radzi sobie w szkole. Jej matka znosi dryl babki, na czułości z córką pozwala sobie tylko wieczorami, gdy babka jej nie widzi. Aż trudno uwierzyć, że Jane całkowicie nie zwariowała w tym pozbawionym miłości, serdeczności, szczerości i rozmów domu. Jej los odmienia się, gdy przychodzi list, w którym ojciec zaprasza ją do siebie na wakacje - na Wyspę Księcia Edwarda. Tam Jane rozkwita, gdyż od pierwszego wejrzenia nawiązuje z ojcem bliską więź. Co więcej, dziewczynka odkrywa w sobie niespotykane umiejętności - potrafi wspaniale gotować, gospodarzyć, prowadzić ogród, pływać. Jest śmiała, odważna, zdolna, otoczona przyjaciółmi. Ten kontrast między życiem na wyspie a w Toronto nie mógłby być większy. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Montgomery tutaj nieco poniosło i stworzyła postać nierealną, wyidealizowaną.
W przeciwieństwie do rezolutnej Jany, jej rodzice są życiowymi niezdarami - nie mają za grosz zainteresowań praktycznych, żyją urojeniami. Ojciec jako autor przebywa w swoim świecie, matka natomiast rozpieszczona pieniędzmi matki spędza czas na przyjęciach i spotkaniach. Nie trudno się domyślić, że i tu autorka zbyt przejaskrawiła te postaci, czyniąc je karykaturalnymi. Zresztą to samo można powiedzieć o babce.
Mimo tych wad przeczytałam tę powieść z przyjemnością, a to ze względu na potoczysty, gawędziarski styl Montgomery. Jej powieści po prostu się połyka, aczkolwiek zapewne tylko w wypadku, gdy zapałało się miłością do jej prozy w dzieciństwie. Trudno mi sobie wyobrazić, że współcześni młodzi czytelnicy znajdą w tej książce coś dla siebie.
Moja ocena: 3/6
L.M. Montgomery, Jane from Lantern Hill, 274 str., McClelland & Stewart 1989
Nie mieliśmy szansy tego czytać w dzieciństwie, bo chyba pierwsze wydanie to dopiero lata 90. O ile perypetie matrymonialne rodziców Janki są po prostu kuriozalne (LMM za często wykorzystywała motyw trwałego focha o byle drobiazg), o tyle całe życie na Wzgórzu miało swój urok. Za to w babkę jestem gotów uwierzyć.
OdpowiedzUsuńA to dlatego! Nie spojrzałam na rok tłumaczenia. Wydawało mi się, że jedno z tych trzech było starsze. Tak, zycie na Wzgórzu miało urok, ale pozbawiony realizmu. Co do babki, to w sumie mogę przyznać ci rację.
UsuńŻycie jak życie, wiejskie, proste. Tylko Janka jakoś tak przedziwnie uzdolniona gospodarsko. Ale niech dziecko coś ma z życia :D Mam wrażenie, że te straszne babunie i mamunie u LMM to autobiografizm, jej babka też była taką sztywną purytanką.
UsuńTak, dużo na ten temat było na wyzwaniowej grupie, podobno sama Maud była niezbyt miła jako matka i teściowa. A Janka naprawdę dziwnie zdolna, zważając, że w domu babki miała nawet zakaz wstępu do kuchni.
UsuńPomijając pewnie wychowanie i brak wzorców, to mogło wynikać z depresji. A co do Janki, to zgodnie z ówczesnymi teoriami pewnie odezwała się "krew" ojca :P
UsuńTak oczywiście, plebejska krew ojca. Zapewne, ja nie czytałam biografii Montgomery, ale Bernadka ma ogromną wiedzę na ten temat i sporo na grupie publikowała o autorce. Ja nie czytałam wszystkiego szczegółowo, niestety.
UsuńJa też nie czytałem jeszcze ani biografii, ani dziennika, ale to i owo mi w oko wpadło.
UsuńMoże kiedyś się sięgnie, kto wie :)
UsuńZ przeglądu dziennika wynika, że jest ciekawszy niż powieści LMM :)
UsuńNie zdziwiłoby mnie to! Szkoda, że nie byłeś na grupie, tam mnóstwo info, zresztą nadal można poczytać.
UsuńJuż się teraz nie będę włączał, i tak nie nadążam z czytaniem :)
UsuńGrupa poleci do archiwum, więc teraz możesz sobie tylko poczytać, co tam napłodzono. Niektóre kwestie ciekawe, zwłaszcza tłumaczeniowe.
UsuńTo jeszcze mi napisz, proszę, co to za grupa, bo chyba mi umknęło.
UsuńJuż ci podrzucam link: https://www.facebook.com/groups/673203770160169
UsuńDzięki :)
UsuńZamierzam kiedyś przeczytać wszystkie książki, które wyszły spod pióra Montgomery, łącznie z Anią. Wstyd się przyznać, ale nigdy Zielonych Wzgórz nie czytałam. :)
OdpowiedzUsuńOch, jak to możliwe? Świetny zamiar!
UsuńMnie też ta książka umknęła do tej pory. Jako wielka fanka Montgomery czuję się w obowiązku nadrobić, choć nie będę oczekiwała zbyt wiele.
OdpowiedzUsuńKOniecznie, zawsze miła lektura.
Usuń