Bill Furlong prowadzi godne życie. Nie może narzekać, choć nie jest łatwo. Dumny jest z żony i pięciu córek, cieszy się, że ciężką pracą jako handlarz drewnem i węglem jest w stanie zapewnić byt i wykształcenie córkom. Historia rozgrywa się zimą w połowie lat 80. - jest dość szaro, jest zimno, a nawet mroźnie. Bill ma pełne ręce roboty, zbliżają się święta, a każdy chce mieć ciepły dom, rozwozi więc opał od rana do nocy, a wieczory spędza w domu, omawiając z żoną prezenty dla córek i bieżące kwestie.
Powieść Keegan to miniatura, impresja, obraz mikrokosmosu Furlonga, który zostanie zachwiany. Irlandka przepięknie odmalowuje te obrazy - rodzinne sceny, krótkie rozmowy, krajobraz miejski, sceny, który składają się na zwykłe życie. Ta oszczędna opowieść od pierwszego zdania przenosi czytelniczkę w sam środek życia Furlonga. Keegan gdzieś tam mimochodem przemyca informacje o przeszłości Billa, która był nieślubnym dzieckiem. Na szczęście chlebodawczyni jego matki nie zwolniła jej, zaopiekowała się chłopcem i pomogła mu wyjść na przysłowiowych ludzi. To właśnie ta przeszłość wyczuli Billa, gdy pewnego ranka zawiezie węgiel do klasztoru i natknie się na zabiedzoną i wyziębioną dziewczynkę zamkniętą w szopie. Keegan nie mówi niczego wprost, nie opowiada historii dziewcząt, które wpadły w kłopoty i wylądowały w pralniach sióstr magdalenek, ale te oszczędne obrazy wystarczą, by zrozumieć. Zresztą ta książka nie jest opowieścią o klasztorze, a o ludziach dookoła i ich reakcji. O odwracaniu wzroku, o ignorowaniu, o empatii.
Piękna i zarazem dosadna rzecz. Warto.
Moja ocena: 6/6
Claire Keegan, Drobiazgi takie jak te, tł. Krzysztof Cieślik, czyt. Tomasz Ignaczak, 96 str., Czarne 2022.
chętnie się za nią rozejrzę
OdpowiedzUsuń